wtorek, 30 sierpnia 2016

Demons of the night, cz.2.

Z nieznacznie uniesionymi kącikami ust wsłuchiwał się w rytmy ulubionej piosenki tego lata, co chwila mrucząc pod nosem jej doskonale znane słowa. Przemierzał nowojorskie ulice niezawodnym Nissanem, kręcąc z dezaprobatą głową, gdy liczne strugi deszczu kreśliły szlaki na przedniej szybie jego samochodu. W amerykańskim mieście od kilku godzin padało, co jednak nie przeszkadzało siatkarzowi w utrzymaniu doskonałego humoru po kolejnym wyczerpującym treningu tego dnia. Zdecydowanie urozmaicił go mu Paul, który jak zawsze roztrzepany musiał coś wywinąć. Tym razem podkradł spodenki Holtowi, który klął na prawo i lewo, ukazując światowi swoją irytację. Środkowy był przekonany, że wyposażył swoją torbę treningową w parę reprezentacyjnych szortów, jednak po długich przekonaniach Lotmana w końcu zdecydował się zjawić na treningu w dresach, które widniały na jego nogach. Blondyn jednak jakimś cudem dowiedział się, że to Loti podpieprzył mu część stroju treningowego, której sam zapomniał zabrać z domu i urządził sobie dość długi maraton, którego metą było dorwanie przyjmującego. Matthew zaśmiał się głośno na wspomnienie tego widoku i wrzucił kierunkowskaz, powoli zbliżając się do miejsca swojego zamieszkania. Wtem jego  błękitne oczy powędrowały na chodnik, gdzie dostrzegł drobną sylwetkę. Ciemne włosy wyłaniały się z kaptura szarej bluzy, opadając na ramiona dziewczyny, a z ich końcówek skapywały krople deszczu. Truchtem przemierzała dystans dzielący ją od docelowego miejsca, chłonąc świeże, orzeźwiające powietrze. Nieznacznie przyśpieszył, aby ujrzeć twarz przechodniej i momentalnie jego kąciki wzbiły się na wyżyny. Nacisnął na guzik i uchylił okno, lekceważąc strugi deszczu przedostające się do wnętrza jego samochodu. 

-Cześć.-rzucił donośnie, aby panujący na ulicy hałas nie zagłuszył go.

-Słuchaj nie kręcą mnie cwaniaczki wyrywające na furę, więc łaskawie zabierz swoją dupę i...-uniosła się dziewczyna, ale gdy zadarła głowę do góry momentalnie spłonęła rumieńcem.-O cześć.-wypowiedziała nieśmiało. 

Było jej tak cholernie głupio, że naskoczyła na właściciela samochodu, nie zdając sobie sprawy, że jest nim niedawno poznany brunet. Zmieszana zakryła nasiąknięte odcieniem czerwieni policzki pod kaskadami włosów i mocniej naciągnęła na głowę kaptur. Anderson zachichotał rozbawiony sytuacją jaka miała miejsce kilka sekund temu i posłał szatynce pokrzepiający uśmiech. 

-Przepraszam, ja nie wiedziałam, że to Ty. Nie zauważyłam tego, bo miałam...-tłumaczyła się.

-Spokojnie, nic się nie stało.-puścił jej oczko.-Mam tylko jedno małe pytanko. Czego podałaś mi zły numer?-wzniósł pytająco brew. 

-Co?! Ty chyba sobie żarty robisz!-uniosła się oburzona.-To ja czekam na Twój telefon, a Ty ani raczysz się odezwać.-rzekła z wyrzutem.-Lepszej wymówki do nawiązania rozmowy nie mogłeś sobie wymyślić.

-Nie łatwiej powiedzieć, że po prostu nie chciałaś mieć ze mną nic wspólnego?

-Człowieku, zamilcz! Proszę ja Ciebie! Podałam Ci prawidłowy numer, a Ty pewnie nie miałeś odwagi się odezwać, a teraz najzwyczajniej w świecie wstrzymujesz ruch.-spostrzegła trafnie. 

Matt zerknął w boczne lusterko i rzeczywiście przyznał racje stwierdzeniu szatynki. Zdążyło się za nim nagromadzić kilka samochodów. Westchnął głośno i wbił lazurowe tęczówki w twarz dziewczyny.

-W takim razie zapraszam do środka. Sprawdzisz numer i po sprawie.-wskazał gestem dłoni na fotel obok miejsca kierowcy.-Przy okazji wyschniesz, bo za pewne zmokłaś.-posłał jej łagodny uśmiech.

-Nie wystarczająco.-dodała i przyśpieszyła tempa.

Anderson pokręcił z niedowierzaniem głową i nacisnął na pedał gazu. Nie zamierzał odpuszczać. Wyminął sylwetkę dziewczyny i nim spostrzegła a zawartość kałuży umiejscowionej obok chodnika znalazła się na jej szarych dresach. Zerknął w boczne lusterko i uśmiechnął się usatysfakcjonowany, gdy w odbiciu dostrzegł irytację wymalowaną na twarzy dziewczyny. Ona jednak po chwili przerwy wznowiła jogging i gdy dotarła do samochodu siatkarza obdarowała go morderczym spojrzeniem i już rozchylała wargi, aby coś powiedzieć, jednak on ją w tym uprzedził.

-A teraz?-szeroki uśmiech rozjaśnił jego usta.-Skusisz się na wejście do środka?-dodał. 

Zrezygnowana spuściła wzrok na przemoczone dresy i skinęła głową. Błękitny Nissan zatrzymał się na poboczu, a ona zameldowała się obok drzwi od strony pasażera. Opadła na fotel obok kierowcy i zatrzasnęła za sobą drzwi, spoglądając na Amerykanina z niedowierzaniem. Był cholernie uparty. Musiała przyznać, że nawet jej się to podobało. Nikt od dawna nie zabiegał tak o nią. Sięgnęła po telefon atakującego spoczywający w schowku pomiędzy siedzeniami i odblokowała go bez najmniejszych problemów. Matthew skupiony na drodze kątem oka obserwował jej poczynania, nie mogąc powstrzymać uśmiech, który cisnął mu się na usta, kiedy buszowała w spisie jego kontaktów. W końcu zdezorientowana podniosła głowę i jej ciemne tęczówki zatrzymały się na twarzy siatkarza.

-Jak masz mnie zapisaną?-jej łagodny głos rozniósł się po wnętrzu samochodu.

-Po prostu nieznajoma.-zaśmiał się pod nosem.

Szatynka także zachichotała cicho i uderzyła się otwartą dłonią w czoło, karcąc się w myślach, że na to nie wpadła. Odnalazła swoją wizytówkę w spisie kontaktów i odczytała szyfr dziewięciu cyfr. Faktycznie. Miał rację. Zamiast 8 na 5 miejscu powinna być 9. Zdziwiona podniosła wzrok na atakującego i już miała skierować w jego stronę przeprosiny, kiedy na jego usta wpłynął cwany uśmiech:

-Mówiłem.

Ciemnowłosa pokręciła z rozbawieniem głową i zaczęła tłumaczyć się atakującemu, że to z powodu pośpiechu nieopatrznie pomyliła liczbę. Brunet skinął jedynie głową, wybaczając jej błąd i zaparkował przed niewielką kamienicą. Subtelnie wzniósł kącik ust i oświadczył dziewczynie, że są na miejscu. Otworzył drzwi od jej strony i gestem dłoni wskazał jej wejście do budynku. Przy jego boku pokonała próg, a następnie wdrapała się schodami na drugie piętro. Niepewnie zagłębiła się we wnętrzu mieszkania siatkarza, omiatając wzrokiem otoczenie. Lokum bruneta było niezwykle przytulne, a przy tym naprawdę niesamowicie urządzone. Z podziwem przyglądała się komodzie pełnej różnorakich trofeów czy też wyróżnień. On tymczasem przewracał zawartość dolną szufladę szafy w poszukiwaniu ubrań na zmianę dla swojego gościa. W końcu przystanął obok szatynki i wręczył w jej dłonie zamienne części garderoby. Podziękowała mu nikłym uśmiechem i powędrowała do łazienki, do której wskazał jej drogę. On natomiast krzątał się po niewielkiej kuchni, przygotowując dla nich coś na rozgrzanie. Zatopił wzrok w panoramie Nowego Jorku znajdującej się za oknem i delikatnie się wzdrygnął, gdy pod strumieniem światła ulicznej latarni dostrzegł liczne krople deszczu. Zimny dreszcz nawiedził jego skórę, gdy podziwiał ulewę, która rozpętała się na dworze. Z dwoma parującymi kubkami udał się do salonu, po czym ułożył je na niewielkim stoliku i opadł na miękką sofę, oczekując przybycia dziewczyny. Nagle do jego narządów słuchowych dotarła jedna z piosenek Linkin Park. Pierwsze takty Numb roznosiły się po wnętrzu salonu, a on poderwał się z miejsca i popędził w kierunku łazienki. Delikatnie uderzył kostkami dłoni w drzwi, po czym wtargnął do środka.

-Przepraszam, ale zostawiłaś telefon.-wręczył w jej dłonie wydające dźwięk urządzenie.

Mimowolnie jego wzrok padł na unoszące się z nad materiału koronkowego, czarnego stanika piersi. Nie uszło to uwadze dziewczyny, która rzuciła telefon na pralkę w kącie pomieszczenia i najzwyczajniej w świecie przylgnęła ustami do warg siatkarza. Zdziwiony, ale i mile zaskoczony atakujący odwzajemnił pieszczotę szatynki, a jego dłonie znalazły się na jej pośladkach. Dziewczyna mruknęła zadowolona i wskoczyła na bruneta, oplatając jego pas zgrabnymi nogami. Zarzuciła dłonie na jego szyję i pogłębiła pocałunek. Jego aksamitne wargi muskały jej słodkie usta, a jego język przyjemnie drażnił jej podniebienie. Nie miał pojęcia co się z nim działo. Ta dziewczyna przyciągała go do siebie niczym magnes. Opuścił łazienkę i zmierzał w kierunku sypialni, w której od dawna nie poddawał się uniesieniom. Jego ostatni związek okazał się kompletną klapą. Dziewczyna nie wytrzymała jego rzadkiej obecności w Nowym Jorku i po tygodniu go rzuciła. Nie chciał teraz się jednak tym zadręczać. Po drodze do upragnionego miejsca rozprawił się z zapięciem jej stanika oraz spodenkami, które zdążyła założyć. Opuścił ją delikatnie na miękki materac, a następnie nad nią zawisł, obsypując jej szyję pocałunkami. Chwilę później jego usta przeniosły się na obojczyki, aby schodzić coraz to niżej. Jego dłonie sunęły po jej rozgrzanym do granic możliwości ciele, a jego wargi naznaczały mokrymi śladami szlak wiodący do jej ust aż po same najczulsze w jej ciele miejsce.
Nim spostrzegła, a on zagłębił się w niej, wywołując jęki rozkoszy wydobywające się z jej gardła. Chłonął jej idealnie ciało najdłużej jak się dało. Napawał się tą chwilą, zdając sobie sprawę, że powtórka może już nie nadejść. Jej długie paznokcie urozmaicały jego plecy w coraz to głębsze i czerwieńsze ślady. Jego usta delektowały się jej nabrzmiałymi wargami, a dłonie nadal zwiedzały zakamarki jej ciała.

~*~
Tadam! Przybywam tutaj chyba po raz ostatni w te wakacje :/ Przepraszam was bardzo za częstotliwość dodawania tutaj rozdziałów. Doskonale wiem, że zawaliłam... To wszystko miało być inaczej, ale usterka monitora pokrzyżowała moje plany :( Mam nadzieję, że mi to wybaczycie i zrozumiecie ;) Cieszę się, że jednak podczas tych wakacji udało mi się co nieco tu nabazgrać ;3 Spodziewaliście się tego wyżej? ^^ Wiem, że może akcja rozwija się zbyt szybko, ale tak ma być :D Jeszcze nie wiem ile będzie części historii o Matthew, ale jedna na pewno :D Może dwie ;) Dziękuję za komentarze pod częścią 1 i proszę o opinię także pod tą ;3 Całuję i do zobaczenia ;* 

wtorek, 23 sierpnia 2016

Demons of the night, cz.1

Oddycha z ulgą, kiedy na wyświetlaczu maszyny ukazuje się narzucony przez trenera dystans. Zeskakuje z bieżni i sięga po zawieszony na krześle bawełniany, śnieżnobiały ręcznik. Narzuca go sobie na szyję i przeciera nim twarz. Wzdycha głośno, zdając sobie sprawę, że przed nim jeszcze dwie mordercze godziny treningu. Omiata wzrokiem pomieszczenie i unosi delikatnie kąciki ust dostrzegając w jego drugiej połowie przyjaciela. Lotman jak gdyby nigdy nic podśpiewuje sobie pod nosem dość głośno, próbując naśladować ulubionych wokalistów. Minus jest taki, że wychodzi mu to dość mizernie. Anderson parska głośnym śmiechem, zauważając miny kolegów z drużyny i ociera ślady wysiłku z kolejnych partii ciała. W dłoń chwyta plastikową butelkę i wlewa większą jej połowę jej zawartości w gardło. Zimna ciecz skutecznie likwiduje pragnienie i nieco ochładza ciało. Udaje się on w kierunku kolejnej maszyny, tym razem decydując na podnoszenie ciężarów, które także znajduje się w jego grafiku. Wzdycha z rezygnacją i chwyta sztangę w dłonie. Zaciska szczękę i bierze głęboki oddech. Unosi ciężar, a następnie go opuszcza. Powtarza ten cykl kilkanaście razy do momentu pojawienia się przyjmującego. Paul zsuwa z uszu sporego rozmiaru słuchawki i eksponuje swoje śnieżnobiałe uzębienie przed brunetem. Matthew zdaje sobie sprawę, że go od siebie nie odpędzi i odkłada sztangę na podłoże, opierając się nonszalancko o beżową ścianę siłowni. Także wykrzywia usta w łagodny uśmiech i spogląda na przyjaciela z wyczekiwaniem. 

-Stary mam dość.-jęczy przyjmujący.-Pewnie i tak mi się nie opłaca harować.

-Dasz radę. Jeszcze tylko dwie godzinki.-Matthew klepie pokrzepiająco kumpla po ramieniu.-Dlaczego tak myślisz?-zdezorientowany ściąga brwi.-Przecież świetny z Ciebie zawodnik. 

-Matt, kogo Ty chcesz oszukać? Przecież prezentuje się najsłabiej z całej naszej ekipy. Nie pojadę na te igrzyska. Nie ma mowy.

-Loti, uwierz w siebie.-potrząsa jego ramionami brunet.-A teraz zabieraj swój tyłek i pakuj masę.-szeroki uśmiech rozjaśnia twarz atakującego.

-Dzięki, Anderson.-rzuca Lotman z wdzięcznym uśmiechem. 

29-latek puszcza mu oczko i powraca do ćwiczenia, odprowadzając wzrokiem przyjaciela do stanowiska, z którego do niego przybył. Zagryza dolną wargę, napinając mięśnie. Szczerze nienawidzi podnosić ciężarów. To dla niego najgorsze co może być. Skupiony jednak wykonuje wytrwale swoje założenie narzucone przez selekcjonera reprezentacji USA i podryguje stopą do rytmów energicznej muzyki roznoszącej się po pomieszczeniu. Nagle w progu siłowni pojawia się szatynka, która przykuwa jego wzrok. Zainteresowany bada każdy jej ruch pod czujnym spojrzeniem, obserwując jak zmierza w kierunku jednego z trenerów obecnych na sali. Po kilku udzielonych przez niego wskazówkach melduje się na orbitku. Siatkarz nie spuszcza z niej oka, obserwując jej postępy w ćwiczeniach. Zwinnie naciska na pedały, powodując seksowne kołysanie bioder, które skutecznie przywołują na siebie lazurowe tęczówki. W tej siłowni znajduje się naprawdę spora liczba płci pięknej, ale jakoś ta przykuwa jego uwagę specjalnie. Jest tak zajęty podziwianiem wysiłku szatynki, że nawet nie zauważa przybycia swojego przyjaciela. Dopiero sztanga, która uderza w jego stopę sprowadza go do świata żywych. Jego twarz wykrzywia grymas bólu, a oczy mrożą Lotmana spojrzeniem pełnym błyskawic. Gdyby jego oczy mogły zabić 30-latek już dawno padłby trupem na ziemię.

-Lotman, kretynie!-syczy przez zaciśnięte zęby Anderson.-Mocniej się kurwa nie dało?!-wrzeszczy zirytowany Amerykanin.

-No sorry bardzo, ale staram się przywołać na siebie Twoją uwagę od jakiś 5 minut.-usprawiedliwia się przyjmujący.-No, ale zdecydowanie bardziej przykuwa ją tamta królisia.-porusza znacząco brwiami.

-I dlatego musiałeś pierdolnąć mi sztangę na stopę?! Boże! Widzisz a nie grzmisz! Chwila, chwila...królisia?!Serio?!

-Ej no, całkiem niezła sztuka. Gdybym nie miał żony to może...-rozmarza się starszy z siatkarzy.

-Lotman! Czy Ty mnie w ogóle słuchasz?!

-Yyy...jasne.-prezentuje szeroki uśmiech 30-latek. 

-To co przed chwilą powiedziałem?-kontynuował Anderson.

-Że pierdolnąłem Ci sztangę na stopę. A co chcesz jeszcze raz? 

-Z kim ja żyję! Kurwa, Paul! Ty masz żonę!

-Spokojnie, nie wydzieraj się tak.

Dziewczyna postanawia sprawdzić źródło ożywionej rozmowy i odwraca głowę. Wtem błękitne tęczówki atakującego napotykają się na ciemne oczy należące do szatynki. Momentalnie jego kręgosłup przemierza dreszcz, a on nie jest w stanie oderwać się od pięknych oczu nieznajomej. Z tej sytuacji wyrywa go przyjaciel. Silne uderzenie wymierzone przez Lotmana w potylice momentalnie powoduje, że wraca on do rzeczywistości i przenosi wzrok na Paula. 

-Stary, nie gap się tak, bo uzna Cię za pedofila, który ma na nią chrapkę.-zwraca mu uwagę kumpel.

Matthew wzdycha jedynie głośno nad głupotą przyjaciela i opada na podłogę, aby rozmasować obolałą kończynę po pamiętnym zdarzeniu ze sprzętem siłowni. 

                                                                        ***
Pośpiesznie narzuca na siebie koszulkę i sprintem przemierza plik schodów. Ma jeszcze nadzieję, że uda mu się ją dogonić. Zauważył przez okno jej sylwetkę, która zmierzała w kierunku parkingu. Musi ją dogonić. Zdyszany zatrzaskuje za sobą drzwi budynku i mimowolnie jego usta rozjaśnia uśmiech, kiedy dostrzega znajome, czarne jak węgiel włosy. Bierze głęboki oddech i zdecydowanym krokiem zmierza w jej kierunku. Dziewczyna zarzuca na plecy kaskady długich, gęstych włosów i szykuje się do nałożenia na głowę kasku. Wtedy jednak siatkarz układa dłoń na jej ramieniu. Niepewnie odwraca głowę w jego stronę i mierzy go przenikliwym wzrokiem od góry po czubki jego białych Nike. Zdezorientowana marszy brwi i podnosi wzrok na twarz siatkarza. 

-Cześć, znamy się?-posyła mu nieśmiały uśmiech.

-Hej. Nie. Wiem, że możesz uznać mnie za wariata, ale czy mógłbym prosić o Twój numer?-brunet nieco skrępowany mierzy dłonią włosy, spoglądając niepewnie na twarz nieznajomej. 

-Chwila, chwila. Kojarzę Cię!-klaszcze w dłonie.-To Ty wydzierałeś się na jakiegoś chłopaka, który spuścił Ci sztangę na nogę.-chichocze pod nosem.

-Tak. Ten kretyn to mój przyjaciel.-odpiera ze śmiechem.

-Nudno z nim nie masz.-rzuca wesoło.-Numer powiadasz?-rzuca, a on  twierdząco kiwa głową.-Niech na tym stracę, ale no dobrze. Wydajesz się być całkiem sympatyczny.-puszcza mu oczko.

Łagodny uśmiech wkrada się na usta siatkarza, który nie uchodzi uwadze dziewczyny. Szatynka zgodnie z obietnicą podaje mu szyfr dziewięciu cyfr, a kiedy odchodzi do błękitnego Nissana macha mu na pożegnanie. Narzuca skórzaną kurtkę na ramiona i dopina kask. Nie ma jednak pojęcia, że temu wszystkiemu przygląda się Amerykanin. Odpala swoją maszynę i z piskiem opon oraz rykiem silnika odjeżdża motorem z pod siłowni. Matthew unosi kąciki ust i opada na fotel kierowcy. Dopiero, gdy sylwetka nieznajomej znika za zakrętem przenosi wzrok na kierownicę i przekręca kluczyki w statyce. Paul kręci z niedowierzaniem głową, klepiąc przyjaciela po ramieniu.

-Chyba ktoś się tu nam zakochał.-wypowiada z szerokim uśmiechem przyjmujący. 

~*~
Tadam! Przybywam z nowymi pomysłami i masą energii ^^ Dziś otrzymałam monitor i od razu wykorzystałam nowy sprzęt, bazgrząc dla was ten rozdział ;) Powiem szczerze, że jego pisanie nie zeszło mi długo, ale było dość ciężko :D Sama nie wiem dlaczego. Wydaje mi się, że trochę nudny ten początek i średnio jestem z niego zadowolona :/ Być może z kolejną częścią będzie lepiej :D Mam nadzieję, że choć wam ten rozdział przypadł do gustu ;) W ogóle jest tu jeszcze kto? :O Przepraszam, że aż tyle mnie nie było, ale sprzętu nie dało się szybciej załatwić, a do tego doszło kłucie na poprawkę :/ Trzymajcie kciuki, bo to już po jutrze :( Jeśli ktoś ma Wattpada, a nie czyta jeszcze braci Prevc i Rozalki to zapraszam serdecznie >>tutaj<<  Od dziś także tam będę publikować swoje historię, więc jak kto woli i komu wygodniej  ;) 
Całuję i do zobaczenia niebawem mam nadzieję! ;* 


wtorek, 2 sierpnia 2016

Porcelain Heart, cz.4

Zdyszany przystanął na krawędzi chodnika, układając dłonie na kolanach. Przymknął powieki i zaczerpnął powietrza do płuc, by po chwili wypuścić je ze świstem. Uniósł głowę i osłaniając ręką oczy przed złośliwymi, rażącymi promykami słońca omótł wzrokiem okolice. Skinął jedynie głową i wykonał głęboki oddech, po czym poderwał się do biegu. Maksymalnym sprintem przemierzał kolejne metry, weryfikując w myślach odległość dzielącą go od brunetki. Znajdował się już naprawdę blisko. Musiał działać szybko, aby Amati nie odniosła rozległych obrażeń, które mogłyby zaszkodzić życiu dziecka czy też jej własnemu. Clemenza kilka minut temu wpadł w szał, o czym poinformowała go Alice. Rudowłosa chciała za interweniować, ale siatkarz zabronił jej podejmowania jakiej kolwiek próby działania. Jego oczom ukazał się usytuowany przed nim budynek na obrzeżach miasta. Odetchnął z ulgą i ostrożnie ułożył smukłą dłoń na klamce, naciskając ją ślamazarnie. Rozejrzał się wokół i jego czekoladowe tęczówki dostrzegły oddaloną od niego kilka metrów niską sylwetkę. Alice odwróciła się na pięcie i już rozchyliła wargi, aby coś powiedzieć, kiedy Luca przyłożył palec wskazujący do ust, przekazując jej tym samym, aby zachowała milczenie. Dziewczyna skinęła głową i podążała schodami w kierunku mieszkania Emmy tuż za atakującym. Włoch wzdrygnął się delikatnie, kiedy jego narząd słuchowy otrzymał zestaw wysokich decybeli pochodzących zza doskoanle znanych mu dębowych drzwi.  Na palcach podszedł do nich i bezszelestnie wtargnął do środka. Głos partnera Amati z każdą minutą starał się coraz to wyraźniejszy, a także głośniejszy. Nie szczędził dziewczynie obelg i obrzucał ją wyzwiskami, celując w nią czym z karabinu amuicją w postaci talerzy. Ich trzask drażnił uszy wszystkich zebranych w lokalu, ale starali się to lekceważyć. W pewnym momencie z jej gardła wydobył się przeciągły jęk bólu, który zaniepokoił Vettoriego i Alice. Brunet ostrożnie wychylił głowę, a to co ujrzały jego oczy narodziło w nim niesamowitą wściekłość. Ivan trafił w jej zaokrąglony znacznie brzuch, czym dowodem była jej drobna dłoń podtrzymująca go.  Siatkarz zacisnął zęby, a dłonie uformował w pięści, z którymi miał zamiar rzucić się na szatyna. Szczerze go teraz nienawidził. Istotka, ktorą Emma nosiła pod sercem była niczemu winna, a ten tyran odważył się podnieść rękę na własne dziecko. Tego było już za wiele. Nie mógł patrzeć na cierpienie i ból wymalowane na twarzy brunetki, na łzy, ktorymi przyzdobione były jej policzki...Nadal była dla niego ważna. Pobudziła ponownie jego serce do życia. Poruszyła lód okalający jego serce, który całkowicie się pokruszył, ustępując miejsca żarowi uczucia jakim ją darzył. Ponownie zapłonął w nim ogień miłości, który umiała rozpalić w nim tylko ona. Kochał ją. Poderwał się z miejsca i zaszedł Ivana od tyłu, oplatając go silnymi ramionami.
-Dosyć tego, rozumiesz?! Nie będziesz jej krzywdził, tyranie!-wysyczał przez zęby.

Odciągnął od brunetki sylwetkę zapewne jej byłego partnera i poprosił Alice, aby zajęła się przyjaciółką. Roztrzęsiona Emma popadła w ramiona miedzianowłosej, plamiąc jej bluzkę słoną cieczą skapającą z jej policzków. Vettori tymczasem przekazał Clemenze w ręce funkcjonariusza policji, który przekroczył próg kuchni. Niepewnie przykucnął przy drobnym ciele brunetki, spoglądając na nią ze współczuciem. Dziewczyna oderwała się od kumpeli i nieśmiło uniosła wzrok na twarz atakującego. Jej oliwkowe tęczówki spoglądały na niego z niesamowitą wdzięcznością, ale także z czymś co go zaskoczyło. Odnalazł w nich czułość i pożądanie. Patrzyła na niego tak jak wtedy, kiedy jeszcze wszystko było dobrze, kiedy oboje przemierzali świat z różowymi okularami, dostrzegając go niezwykle wesołym i kolorowym. Niepewnie uniosła dłoń, która po chwili znalazła miejsce na jego twarzy. Pogładziła go po policzku zewnetrzną jej częścią, a jej usta rozjaśniła nikły uśmiech. Jego skóra nadal była jedwabista i gładka. Taka jaką ją zapamiętała. Zauważył, że w swoich gestach była inna niż zawsze. Niepewnie, nieśmiało wykonywała najmniejszy detal, zupełnie niczym dziecko, które chciało złapać motyla, ale aby go nie spłoszyć stało się być subtelne i ostrożne. To było jej zupełnym przeciwieństwem. Pamiętał ją przecież jako pewną, bezposrednią dziewczynę, sięgająca po swoje. Mimowolnie kąciki jego ust wypieły się na wyżyny na to wspomnienie. Jego serce zdecydowanie mocniej biło, aby nadążyć z polowaniem krwi do tętnic.  Była tak blisko.

-Dziękuję, Luca.-wyszeptała z czułością, głaskając wciąż jego policzek.

-Wszysyko w porządku? Nic Ci nie jest?-spojrzał troskliwie na jej brzuch.

Zdawał sobie sprawę, że znacznie wcześniej powinien zadać to pytanie, ale nie był w stanie trzeźwo myśleć, kiedy obok znajdowała się ona. Emma skinęła jedynie głową, oświadczając, że jedynie nieco pobolewa ją brzuch. Nie mógł tego z bagatelizować, dlatego poprosił Alice o wezwanie karetki. 

-Ale Luca naprawdę nie trzeba. To nic takiego.-zapewniała go łagodnym głosem.-Przepraszam Cię. Wcześniej nie dostrzegłam tego jaki skarb mam obok siebie. Dopiero ta trałma dała mi sporo do myślenia. Proszę Cię, wybacz mi. Wiem, że Cię zraniłam i na Ciebie nie zasługuje, ale wiedz, że nadal Cię kocham. -wypowiedziała skruszona, wbijając wzrok w podłogę. 

Mierzył ją bacznie wzrokiem, obserwując każdy jej ruch. Nie wiedział co o tym myśleć. Kochał ją, ale nie potrafił jej wybaczyć. Nie odważył się przełamać i ponownie jej zaufać. Nadal jednak darzył ją silnym uczuciem i chciał dla niej jak najlepiej. Nie mógł pozwolić, aby ktoś taki jak Ivan ją krzywdził, dlatego zdecydowałem się ją wyrwać z tego piekła. Ujął jej brodę w smukłe palce i uniósł ją subtelnie do góry, zmuszając tym samym, by spojrzała w jego oczy. Czekoladowe tęczówki siatkarza były przepełnione niesamowitą czułością i troską, ale także skrywały nutkę bólu i smutku.

-Nie potrafię Ci wybaczyć. Przepraszam Emma, ale zwyczajnie nie umiem.-wypowiedział drżącym głosem.

-Nie masz mnie za co przepraszać. Zasługuje na to. W pełni rozumiem Twoją decyzję. Dziękuję, że po mimo krzywdy jaką Ci wyrządziłam uratowałeś mnie. Jesteś niesamowitym człowiekiem,Luca.-obdarowała go szerokim uśmiechem.-Nigdy Ci tego nie zapomnę.-wyszeptała, spoglądając na niego z wdzięcznością.

Vettori uśmiechnął się promiennie i wstał, rozmasowując obolałe łydki. W jego ślady poszła także Emma, która syknęła subtelnie z bólu, ujmując brzuch w dłonie.  Spojrzał na nią zaniepokojony i nakazał jej usiąść ona jednak pokręciła przecząco głową. Wspięła się na palce i uniosła głowę. Ze swoim sporym wzrostem sięgała Lucę do ramiona, a gdy jeszcze stanęła na palcach mogła w pełnej okazałości podziwiać jego subtelna twarz. Nie zmienił się wcale. Mimowolnie jej wzrok padł na jego spierzchnięte wargi. Zauważył to i postanowił to raz na zawsze zakończyć, aby nie rodzić w niej nadziei. Nachylił się nad jej twarzą i ujął ją w swoje wielkie, zimne dłonie. Lekko się wzdrygnęła na moment styku jego rąk z jej skórą i cierpliwie oczekiwała jego posunięcia. Czuła jego ciepły oddech, który drażnił jej zaróżowione nieco policzki. Spoglądał jej głęboko w oczy, a ona w pełni napawała się jego ciemnymi tęczówki, obawiając się, że już nigdy nie będzie jej to dane. Wodził kciukiem po jej podbródku, powoli skracając dystans dzielący ich wargi. W końcu jego usta zetknęły się z jej. Najpierw musnął je delikatne, starając sobie przypomnieć ich miękkość i smak. Później przelał w ten pocałunek wszystkie uczucia i pogłębił go, rozchylając językiem jej wargi. Gładził nim jej podniebienie, a ona rozkloszowała się w pełni tą chwilą, chłonąć jego aksamitne wargi niczym narkomam narkotyk. Wplotła palce w jego gęste, ciemne włosy, przygarniakąc go jeszcze bliżej siebie. Pocałunek ten był przepełniony niesamowitym uczuciem jakie łączyło dwojga tych ludzi, ale także smutkiem, tęsknotą i bólem. Był on pewnego rodzaju pożegnaniem. Po policzku bruneta spłynęła pojedyncza, słona łza. Oderwał się od dziewczyny i spojrzał na nią przepełnionym bólem i smutkiem wzrokiem, który miała zapamiętać do końca życia. Widać cierpienie było mu pisne.

-Żegnaj.-wyszeptał drżącym wargami i okręcił się na pięcie, wyruszając przed siebie.

Obejrzał się za siebie i widok jaki tam został ponownie roztrzaskał jego słabe serce na miliony kawałeczków. Emma roztrzesiona klęczała na podłodze i zwyczajnie płakała. Jej całe ciało drżało, a policzki tonęły w oceanie łez. Alice obejmowała ją mocno, starając się zapanować nad jej ciałem. 
Gdy opuścił kamienice nie krył już swoich emocji. Dał im upust. Nawet nie zauważył kiedy kilka łez zamieniło się w rozpacz. 

~*~

Smutna to była historia, ale i taką chciałam napisać. Nasyconą bólem i cierpieniem. Luca okazał się być niesamowitym człowiekiem, który szczęście i dobro Emmy cenił ponad swoje. Amati wreszcie przyznała się do błędu i przeprosiła siatkarza. Mam nadzieję, że wam się spodobało ;) Dziękuję  serdecznie za wszystkie komentarze i liczę na waszą dalszą obecność ;* Do zobaczenia ;*
PS:Nie wiem o kim będzie jeszcze kolejna historia, ale wacham się pomiędzy Włodarczykiem a Andersonem ^^ Także spodziewajcie się następnym razem jednego z nich :D  Nie wiem kiedy dodam bohaterów i zaczne pisać bo monitora nadal nie mam, a na telefonie chyba nie warto próbować.