Jęknął przeciągle, chwytając się za cholernie pulsującą bólem głowę. Zaklął pod nosem, poprawiając się do pozycji siedzącej. Omiótł beznamiętnym wzrokiem pomieszczenie i zdezorientowany zmarszczył brwi, próbując usilnie sobie przypomnieć sposób w jaki się znalazł w sypialni. Wplótł smukłe palce w ciemne, gęste włosy, przeczesując je niedbale. Delikatnie opuścił łóżko, gdyż każdy najmniejszy ruch powodował niesamowicie mocną falę bólu i skierował się w stronę łazienki. Przymknął za sobą drzwi, po czym pozbył się bielizny i wskoczył pod prysznic. Lodowaty strumień wody skutecznie przywracał go do życia, a ciepła fala cieczy uderzającej o jego wysportowane ciało rozluźniała jego mięśnie, a także wywołała u bruneta lekki uśmiech. Chwilę później z przywieszonym na biodrach ręcznikiem pojawił się w kuchni, nacierając drugim ręcznikiem wilgotne włosy. Jakie było jego zdziwienie, kiedy na stole dostrzegł dwie filiżanki wypełnione gorącą cieczą, której rodzaj rozpoznał po aromacie. Espresso. Ulubiona kawa jego przyjaciela, co oznaczało, że musiał on gdzieś tutaj być. Środkowy wyłonił się zza drzwi balkonowych, posyłając atakującemu promienny uśmiech.
-Królewicz wreszcie opuścił swoje łoże.-wypowiedział Piano zadowolony widokiem właściciela mieszkania.
-Jakim kurwa cudem Ty się tutaj dostałeś? -Luca zmierzył gościa wzrokiem.
-Teleportacja, Kochany. Teleportacja.-zmierzył mu włosy Matteo.- A tak serio mam drugie klucze. Nie pamiętasz?-uniósł brew.-A no tak co Ty możesz pamiętać.
-Spytam wprost. Co wczoraj odpierdalałem? A i jakim cudem się tutaj znalazłem?
Matteo zaśmiał się pod nosem na wspomnienie wczorajszej nocy pełnej odpałów przyjaciela i oparł się biodrami o aneks kuchenny, spoglądając roześmiany na Vettoriego. Luca tymczasem opadł na jedno z krzeseł usytuowanych przy stole i oplótł palcami porcelanę. Subtelnie przyłożył naczynie do ust i mruknął zadowolony, kiedy kofeinowy napój znalazł się w jego jamie ustnej. Piano robił najlepszą kawę na świecie, a szczególnie Espresso. Odstawił filiżankę na blat i splótł ramiona na piersiach. Spojrzał na przyjaciela wyczekująco, a ten skinął jedynie głową i westchnął głośno. Nie wiedzieć od czego zacząć. Żartem czy może szczerze oraz poważnie porozmawiać z Lucą.
-Po za tym, że rzuciłeś się na pannę zwaną dziwką nic ciekawego.-oświadczył z powagą Teo, ale po chwili parsknął niekontrolowanym śmiechem.
-What the fuck?!-poderwał się z miejsca Veti.*-Matteo, proszę. Nie wkręcaj mnie-dodał niemalże błagalnym głosem.
-Ale ja mówię poważnie.-puścił mu oczko środkowy.-Chciałeś ją pocałować, ale na szczęście w porę zareagowałem. Inaczej pewnie nie skończyłoby się to tylko na wymienianiu śliny. Pstryknęła Cię w nos i powiedziała, że jesteś słodki.-Teo nie krył swojego rozbawienia, chichocząc pod nosem.-Stary masz branie. Weź ją na ruchanie.-dźgnął go w łokieć przyjaciel.
Luca roześmiał się w głos i otwartą dłonią przyłożył sobie solidnego facepalma w czoło. Nie wiedział już czy płakać z swojej żałosności czy może śmiać się do rozpuku jak robił to jego towarzysz. Vettori nie mógł już słuchać rechotu środkowego dlatego też przyłożył mu poważnie w potylice. Matteo wyszczerzył się głupio i opadł na miejsce na przeciw krzesła właściciela lokalu, zabierając się za opróżnianie filiżanki.
-Królewicz wreszcie opuścił swoje łoże.-wypowiedział Piano zadowolony widokiem właściciela mieszkania.
-Jakim kurwa cudem Ty się tutaj dostałeś? -Luca zmierzył gościa wzrokiem.
-Teleportacja, Kochany. Teleportacja.-zmierzył mu włosy Matteo.- A tak serio mam drugie klucze. Nie pamiętasz?-uniósł brew.-A no tak co Ty możesz pamiętać.
-Spytam wprost. Co wczoraj odpierdalałem? A i jakim cudem się tutaj znalazłem?
Matteo zaśmiał się pod nosem na wspomnienie wczorajszej nocy pełnej odpałów przyjaciela i oparł się biodrami o aneks kuchenny, spoglądając roześmiany na Vettoriego. Luca tymczasem opadł na jedno z krzeseł usytuowanych przy stole i oplótł palcami porcelanę. Subtelnie przyłożył naczynie do ust i mruknął zadowolony, kiedy kofeinowy napój znalazł się w jego jamie ustnej. Piano robił najlepszą kawę na świecie, a szczególnie Espresso. Odstawił filiżankę na blat i splótł ramiona na piersiach. Spojrzał na przyjaciela wyczekująco, a ten skinął jedynie głową i westchnął głośno. Nie wiedzieć od czego zacząć. Żartem czy może szczerze oraz poważnie porozmawiać z Lucą.
-Po za tym, że rzuciłeś się na pannę zwaną dziwką nic ciekawego.-oświadczył z powagą Teo, ale po chwili parsknął niekontrolowanym śmiechem.
-What the fuck?!-poderwał się z miejsca Veti.*-Matteo, proszę. Nie wkręcaj mnie-dodał niemalże błagalnym głosem.
-Ale ja mówię poważnie.-puścił mu oczko środkowy.-Chciałeś ją pocałować, ale na szczęście w porę zareagowałem. Inaczej pewnie nie skończyłoby się to tylko na wymienianiu śliny. Pstryknęła Cię w nos i powiedziała, że jesteś słodki.-Teo nie krył swojego rozbawienia, chichocząc pod nosem.-Stary masz branie. Weź ją na ruchanie.-dźgnął go w łokieć przyjaciel.
Luca roześmiał się w głos i otwartą dłonią przyłożył sobie solidnego facepalma w czoło. Nie wiedział już czy płakać z swojej żałosności czy może śmiać się do rozpuku jak robił to jego towarzysz. Vettori nie mógł już słuchać rechotu środkowego dlatego też przyłożył mu poważnie w potylice. Matteo wyszczerzył się głupio i opadł na miejsce na przeciw krzesła właściciela lokalu, zabierając się za opróżnianie filiżanki.
***
Zdenerwowany wpatrywał się tempo w białe drzwi znajdujące się przed nim, oczekując aż się one otworzą. Z jednej strony wypełniał go cholerny strach przed przekroczeniem progu, z drugiej jednak chciał wreszcie odzyskać równowagę w swoim życiu. Zdecydowanie zbyt często pojawiała się w nim ona. Nie mógł pozwolić sobie na znalezienie się na dnie przez jakaś tam cholerną blondynkę, która miała całkowicie w głębokim poważaniu tego jak wygląda teraz jego życie. Dla niej liczyła się tylko obecność Ivana i własne szczęście. Pieprzona egoistka. Według Vettoriego jednak nią nie była. On zapamiętał ją jako słodką, niewinną, ale zarazem nieświadomie kuszącą go brunetkę. Drobną dziewczynę z anielskim, promiennym uśmiechem, którym potrafiła rozjaśnić każdy jego dzień. Tymczasem okazała się ona cholerną szmatą, która gdy tylko słyszała trzask zamykanych drzwi sprowadzała do siebie czy to jego mieszkania kochanka. Clemenza w ogóle nie przypominał Luki. Siatkarz był niezwykle subtelnym, grzecznym, poukładanym chłopakiem. Wiele dziewcząt marzyło o tym by dotknąć jego gęstych, niesamowicie miękkich włosów, które dodawały mu niebywałego uroku czy zostać obdarowaną urzekającym uśmiechem. Emma miała to na co dzień jednak dla niej było to zwyczajnie za mało. Ivan był natomiast aroganckim, cwanym dupkiem, który odstraszał swoim nieprzyjaznym wyrazem twarzy czy też wytatuowanym ciałem. Zwyczajnie źle patrzyło mu z oczu. Jego rozmyślenia przerwała dłoń Piano, która nagle znalazła się na jego barku. Luca pokręcił głową, aby wyrwać się z letargu i uniósł mglisty wzrok na przyjaciela. Środkowy wskazał mu gestem dłoni otwarte drzwi, za którymi krył się gabinet specjalistki do jakiej go zapisał. Atakujący skinął jedynie głową i wziął głęboki oddech, podrywając się z krzesła. Spokojnym krokiem przemierzył próg pomieszczenia, omiatając wzrokiem rozmieszczone wewnątrz jego obiekty. Zdecydowanie jego uwagę przykuły wyróżnienia zdobiące jedną ze ścian. Pokiwał z uznaniem głową i zatrzymał wzrok na kobiecie odzianej w śnieżnobiałą sukienkę, z którą doskonale komponował się czarny żakiet. Blondynka gestem dłoni wskazała na krzesło usytuowane przy biurku, a on posłusznie na nie opadł, wpatrując się z wyczekiwaniem w sylwetkę przedstawicielki płci pięknej. Psycholog wyciągnęła w jego kierunku drobną dłoń, którą on po chwili uścisnął.
-Witam. Nazywam się Sara i postaram się Panu pomóc.-oświadczyła z uśmiechem kobieta.
-Dzień dobry. Luca Vettori.-odparł, unosząc delikatnie kąciki ust. -Wątpię, że uda się mnie Pani wyleczyć.
-Po pierwsze nie pani, a Sara. Ja do Ciebie też będę mówić po imieniu jeśli Ci to nie przeszkadza, dobrze?-skinął głową.-Po drugie dlaczego? Miałam miliony klientów i nie brakowało także po nieszczęśliwej miłości.
-To nie była nieszczęśliwa miłość.Emma była ze mną szczęśliwa.-warknął przez zaciśnięte zęby.
-Przepraszam za przyjaciela.-wtrącił się Teo, który spojrzał na atakującego groźnie.
-Nic się nie stało.-Sara posłała chłopcom ciepły uśmiech.-Luca, możesz mi opowiedzieć o Emmie? A jeżeli będzie Ci lepiej możesz rozpocząć od tego co wydarzyło się w maju.-ciepły głos kobiety roznosił się w pomieszczeniu.
-Nie jest to dla mnie łatwe, ale spróbuję.-skinął głową atakujący.-Wydawało mi się, że Em była ze mną szczęśliwa, że niczego jej nie brakowało. Starałem się ją rozpieszczać jak mogłem. Z jej strony otrzymywałem niebywałe wsparcie. Jeżeli tylko mogła pojawiała się na meczach. Pamiętam, że opuściła jedynie jedno spotkanie.-opowiadał Veti, a psycholog skinęła jedynie głową na znak, aby kontynuował.- W maju wieczorem, kiedy wcześniej wróciłem do mieszkania po zakończonym turnieju w Rzymie zauważyłem rozłożone na stoliku w salonie świeczki, talerze. Byłem pewien, że chciała mi zrobić niespodziankę. Dlatego też udałem się od razu do sypialni. Widok jaki tam zostałem wstrząsnął mną. Ona....-zaczął się jąkać, czując jak kąciki oczu wypełniają się łzami.-...pieprzyła się z jakimś chłopakiem. Jej jęki...to całe spełnienie wymalowane na twarzy...Nie mogłem na to patrzeć.-momentalnie załamał mu się głos, który teraz niebywale drżał.- Moje serce zostało stłuczone na miliony kawałeczków. Już żadnej kobiecie nie uda się go skleić. Ono już nigdy nikogo nie obdarzy takim uczuciem jak Amati. Wybiegłem z mieszkania i tułałem się ulicami. Nie mogłem wymazać tego widoku z głowy. To było obrzydliwe i niesamowicie bolesne. Płakałem. Wiem, że nie powinienem, bo faceci w końcu nie płaczą, ale ja nie umiałem inaczej. Ryczałem jak bóbr. Później poszedłem do Matteo. Kochałem ją ponad życie. Kochałem bardziej niż siatkówkę. Bardziej niż tą sprawiającą mi niesamowitą radość żółto-niebieską Mikasę, a ona mnie tak zwyczajnie zraniła.-zakończył monolog pociągając nosem.
Pośpiesznie chwycił od Matteo paczkę chusteczek i wysmarkał nos oraz wytarł nimi słoną ciecz Nie umiał mówić o tym beznamiętnie, bez uczucia. Ta kobieta była całym jego światem i nie umiał tego tak po prostu zapomnieć czy opowiedzieć jakby była to zwykła przygoda z dzieciństwa, kiedy to z Matteo wspinali się na drzewa czy dachy swoich domów. Pociągnął nosem i uniósł wzrok na blondynkę. Widział współczucie wymalowane w jej oliwkowych tęczówkach. Sara nigdy by go nie skrzywdziła. Widział to w jej oczach. Po mimo tego jak na nią ryknął, ona wiedziała, że jest dobrym człowiekiem.
-Zdecydowanie wiem co teraz czujesz. Mnie też kiedyś zdradził chłopak, jednak teraz mnie już to nie boli tak jak kiedyś. Ranny się zagoiły. Mam męża, który mnie mocno kocha oraz 2-letnią córeczkę. Ktowie może wyjdzie Ci to kiedyś na dobre?-puściła mu oczko.-Nic nie dzieje się bez celu. To normalne, że płakałeś. Jesteś naprawdę dobrym człowiekiem. Widzę to. Zasługujesz na miłość. Twoje serce jest teraz pokruszone jak lód, ale z czasem utworzy się z niego nowa kostka, którą ktoś kiedyś będzie potrzebował. Którą ktoś kiedyś będzie ubóstwiał.
-Dziękuję za słowa otuchy, ale ja naprawdę nikogo nie będę już w stanie pokochać.-skrzywił się delikatnie Włoch.
Zdecydowanie zamaskował przed psycholog, że jej słowa wywarły na nim niesamowite wrażenie. To porównanie do kostki lodu było genialne, ale jakże prawdziwe. Ktoś rzeczywiście może go pokochać, ale czy on będzie to uczucie umiał odwzajemnić? Teraz był tego pewien, że nie będzie miał na to siły. Po rozmowie z psycholog czuł się niesamowicie oczyszczony. Pozbył się ciężaru tkwiącego w jego sercu. Miał Teo, ale rozmowa z kobietą to zdecydowanie coś innego. One rozumieją jak nikt inny. Od czasu rozstania z Emmą stracił także kontakt z Alice, ich wspólną przyjaciółką. Nie mógł się jej przecież zwierzyć. Trzymała przecież ona stronę swojej przyjaciółki.
***
Z nikłym uśmiechem na ustach przyśpieszył znacznie i wyminął Teo, machając mu energicznie. Środkowy zaklął pod nosem, a Vettori zaprezentował mu swój język. Dumny z siebie przemierzał długość hali, wyprzedzając kolejnych zawodników. Z niesamowitą ulgą zatrzymał się na wskazanej przez trenera wcześniej linii i opadł na parkiet, dysząc głośno. Blengini zadowolony poklepał go po ramieniu, rzucając w jego kierunku plastikową butelkę z przeźroczystą cieczą. Luca obdarował go szerokim, wdzięcznym uśmiechem i przyssał się do gwintu opakowania, zwilżając spierzchnięte wargi zimną, mineralną wodą. Pochłaniał kolejne mililitry napoju, czując jak płonący przełyk zdecydowanie się normuje. Splótł ramiona pod głową i z wysoko uniesionymi kącikami ust podziwiał kolegów, którzy jeszcze okrążali boisko.
-Szybciej, szybciej Teo! Dawaj! Wyobraź sobie, że cały burdel czeka na to aż go zaruchasz!-wykrzykiwał roześmiany atakujący.
Piano zmroził przyjaciela morderczym wzrokiem, prezentując w jego kierunku środkowy palec prawej dłoni. Vetorii parsknął niekontrolowanym śmiechem, a Gianlorenzo dostrzegł to i skarcił zawodnika Modeny, dokładając mu kolejne 5 okrążeń. Brunet rechotał głośno, przeczesując smukłymi palcami ciemne, gęste włosy, na których pojawiły się kropelki potu. Przeniósł ciężar ciała na łokcie i zwlókł się z parkietu, po czym runął na ławkę. Zaniepokojony trener momentalnie pojawił się obok niego, spoglądając na niego podejrzanie.
-Luca, dobrze się czujesz?-rzucił w jego kierunku selekcjoner reprezentacji Włoch.
-Tak, tak. To tylko zmęczenie.-puścił mu oczko podopieczny i zarzucił na szyję ręcznik.
Jego miękkim materiałem otarł ozdobioną hektolitrami potu twarz, a także ramiona i tors. Odkręcił korek od kolejnej butelki wody i wlał w siebie kolejne pół litra. Wymordowany treningiem nie miał nawet siły, aby wstać. Po chwili opuścił jednak ławkę i zatrzasnął za sobą drzwi szatni. Zimny prysznic, zmiana odzienia i siedział już w samochodzie, oczekując pojawienia się Matteo. Wykorzystał jednak ten czas do pojawienia środkowego i poddał się letargowi. Gdyby nie skuteczna terapia z Sarą nadal wykonywał by ćwiczenia na odczepne i wieczorami zatapiał smutki w alkoholu. Ta kobieta sprawiła, że w jego głowie nie siedziała już brunetka, która ułożyła sobie życie z Ivanem, a zdecydowanie miejsce w niej zajmowały Igrzyska Olimpijskie w Rio de Janeiro zbliżające się wielkimi krokami. Mimowolnie kącik jego ust drgnął subtelnie, gdy jego oczom ukazała się sylwetka środkowego, który powłóczył za sobą nogami.
-Kurwa, Luca! Czy Ciebie popierdoliło?! Przez Ciebie cwelu musiałem 5 okrążeń więcej robić! Zabije Cię no!-wydzierał się zirytowany Piano.-A tak serio to cieszę się, że wróciłeś do siebie. Stary Lucuś jest tutaj ze mną.-zmierzył mu czuprynę Teo.
-Wygrałem. Dawaj stówę.-właściciel samochodu wystawił smukłą dłoń w kierunku Matteo.
-O men!-jęknął zawodnik Modeny i ułożył na niej banknot.-Następnym razem to ja będę lepszy.
-Nawet się nie łudź.-wystawił mu język Luca, który przekręcił już kluczyki w statyce.
Ułożył dłonie na kierownicy i miał już opuszczać miejsce parkingowe, gdy tuż przy jego drzwiach pojawiła się znajoma rudowłosa. Dziewczyna uderzyła delikatnie kostkami o szybę od strony kierowcy, a Luca nacisnął przycisk, uchylając okno. Zdezorientowany zmarszczył brwi, rozpoznając w niej dawną przyjaciółkę.
-Czego chcesz Alice?-warknął przez zaciśnięte zęby.
-Ja wiem, że Ty nie chcesz mnie widzieć, ale Emma potrzebuje pomocy. Błagam Cię wysłuchaj mnie.-wypowiedziała błagalnie.
~*~
Nie łudźcie się, że w Luci życiu wszystko już będzie dobrze. Jest jednak lepiej niż było kilka tygodni temu ;) Pytanie brzmi czy na długo? ;) Co takiego się wydarzyło, że Alice miała czelność pojawić się pod halą? Wszystkiego dowiecie się niebawem ^^ Dziękuję za wszystkie opinie i proszę o udzielanie się w komentarzach ;3 Całuje i do zobaczenia! ;*
Jejku co Alice może chcieć od niego i to akurat teraz kiedy zdołał sobie jakoś poukładać życie. Dodawaj szybciutko następny bo nie wytrzymam z ciekawości xd. Pozdrawiam serdecznie i życzę dużo dużo weny kochana.
OdpowiedzUsuńKolejny niestety dopiero po powrocie z Wisły :/
UsuńZa pewne jest to coś ważnego skoro tyle się nie odzywała,a teraz się odważyła z nim spotkać ;)
Dziękuję i także pozdrawiam ;*
świetny
OdpowiedzUsuńDziękuję i pozdrawiam ;*
Usuń