Szatynka z znacznie wzniesionymi kącikami ust obserwowała jak niebiesko-żółta Mikasa posłana przez atakującego na stronę przeciwnika opada na boczną, śnieżnobiałą linię boiska. Z zadowoleniem zarejestrowała widok napinającego się ciała zawodnika, a następnie pisnęła cicho pod nosem i odprowadziła wzrokiem Amerykanina zmierzającego na czas, o który poprosił szkoleniowiec Rosji. Anderson doskonale znał Aleknę i wiedział, że ten zagrał technicznie, aby wybić go z rytmu stabilnego serwisu. Brunet został nagrodzony przez kolegów przybiciem piątki i skupił się na słowach selekcjonera. Skinął jedynie głową, kiedy ten udzielił im kilka rad i krzyknął doskonale znane motto. Powrócił na parkiet i odszukał wzrokiem wśród tysięcy kibiców zgromadzonych w Maracanãzinho twarz Sokół. Kąciki ust dziewczyny momentalnie zastygły na wyżynach, spotykając się z przenikliwymi błękitnymi tęczówkami. Matthew zaśmiał się pod nosem na widok uniesionego kciuka przez Aleksandrę i puścił jej perskie oczko. Rosyjscy zawodnicy zjednoczyli się w kwadracie i niecierpliwie oczekiwali momentu zagrywki Amerykanina. 13:10. Dwa upragnione punkty dzieliły USA od brązowego medalu Igrzysk Olimpijskich w Rio de Janeiro. Pytanie tylko czy na to zasługiwali. To właśnie Stany Zjednoczone od samego początku zawodzili w pierwszych meczach, jednak z czasem ich zespół stawał się coraz silniejszy. Cegiełka po cegiełce wznosił się ku szczytowi. Cementował się w niesamowicie szybkim tempie. Wznosił, pokonując kolejnych rywali. To oni wyrzucili za burtę Polaków, pozbawiając ich możliwości walko o najwyższe medale, o upragnione złoto. Aż w końcu dziś miał możliwość sięgnięcia po szczyt. Znalezienia się na nim i wywalczenia upragnionego medalu. Zasługiwali na niego. Zapracowali sobie na niego po przez ciężką pracę. Teraz wszystko było w ich rękach. Matthew zameldował się w polu serwisowym i poprawił wiązania przy butach, po czym wypuścił powietrze ze świstem i posłał piłkę na stronę przeciwnika. Wyrzucający serwis na Kliukę, który jakimś cudem utrzymuje przyjecie, dociągnięcie piłki przez Tietiuchina i atak Jegora z lewego skrzydła. Erik Shoji jednak w odpowiednim momencie podkłada dłoń pod piłkę i utrzymuje ją w grze. Micah ofiarnie rzuca się w bandy, dociągając ją na płytę boiska, a Anderson świetnie interweniuje i przebija ją palcami na stronę rywala. Szatynka oddycha z ulgą i z napięciem omiata wzorkiem płytę boiska, obserwując lot piłki. Verbov bez problemu broni w pierwszej linii ataku, dzięki czemu Rosjanie utrzymują piłkę w grze. Kliuka po dobrym rozegraniu Grankina w końcu dobija się do boiska Amerykanów i zapisuje punkt na koncie reprezentacji swojego kraju. Polka wzdycha głośno i zaklina pod nosem, ściskając kciuki najmocniej jak się da. 11:13.
-No dalej, dalej, chłopaki! Dacie radę!-powtarza pod nosem jak mantrę.
Krzywi się delikatnie, kiedy na powtórce dostrzega dość nieprzyjemne uderzenie przez piłkę Sandera w twarz. Wołkow uderza solidnie w piłkę, którą z trudem przyjmuje Taylor. Aleksandra na chwilę zamiera, jednak po chwili podskakuje uradowana, gdy Micah idealnie kiwa w pierwszą linię boiska a Mikasa chwilę później spoczywa w boisku Rosjan. 14:11. Piłka setowa dla Stanów. Kibice klaskają ile sił w dłoniach, wykrzykując różnorakie okrzyki. Mimowolnie wzrok Polki pada na sylwetkę atakującego, który właśnie rozmawia z kolegą z reprezentacji. Priddy stawia wszystko na jedną kartę i posyła pocisk na stronę Rosjan, który jednak przyjmuje libero, a Wolwicz jakimś cudem kończy z krótkiej, wbijając się w boisko Jankesów. Szatynka robi się coraz bardziej zdenerwowana. Opada na miejsce i kręci z niedowierzaniem głową. 12:14. Jeden, jedyny, upragniony punkt. Jedna akcja. Oni muszą to zrobić. Reprezentacji Stanów w kwadracie obejmują się przyjacielsko i oczekują z utęsknieniem na oczko, które zostanie zapisane na ich koncie i zapewni im medal. Przyjecie Shoji, rozegranie Christensona, krótka Lee, która nie wpada w boisko. Rosjanie się bronią i obijają blok rywali. 13:14. Sokół z niedowierzaniem spogląda na tablicę wynikową, lecz nadal wierzy w potęgę zespołu jej przyjaciela.
-No dalej, Matt. Dasz radę.-szepcze, przekonując sama siebie.
Ekipy schodzą na czas, który wykorzystuje szkoleniowiec Jankesów. Ola tymczasem opada na miejsce i przymyka powieki. Stara się uspokoić skołatane serce i oddech, który teraz znacznie przekracza normę. Musi być dobrze. To nie może zakończyć się dla USA tragicznie. Nie po to tyle walczyli... Odkrzyknięty slogan i drużyny ponowie stawiają się na boisku. Motywujące słowa wypowiadane przez Andersona. Wszystko widzi jak przez mgłę. Z napięciem wpatruje się w płytę boiska, obserwując lot żółto-błękitnej Mikasy. Jej serce zamiera, kiedy rosyjski blok zatrzymuje Andersona na prawym skrzydle. Amerykanie jednak się bronią i dostarczają piłkę Rosjanom. Na polu gry panuje całkowity zamęt i chaos. Ekipy się gubią. Przyjęcie Sandera, rozegranie Micah na prawe skrzydło i Matthew zbierający się do ataku. Ataku, który może zakończyć to trwające już ponad dwie godziny spotkanie. Uderza dłonią w piłkę z całej siły i wszyscy wstają z miejsc. Aleksandra oszołomiona przykłada drobne dłonie do rozwartych ust i nie dowierza własnym oczom. Wpatruje się z niedowierzaniem w tablicę wynikową, na której 15 oczko zostaje zapisane na koncie USA. 15:13! Zrobili to! Nim spostrzega a słona ciecz spływa po jej policzkach pociągając za sobą strugi tuszu do rzęs. Uradowana unosi kąciki ust na wyżyny i łka cicho, obserwując euforię zawodników Stanów Zjednoczonych. Nadal nie dowierza. Ten moment...Najszczęśliwszy moment jej życia. Zastyga w bezruchu, podążając czekoladowymi tęczówkami za sylwetkami zawodników.
-Ola! Żyjesz?!-rozlega się znajomy głos.
Szatynka potrząsa głową i unosi wzrok na twarz bruneta spoczywającego przed nią. Dopiero po chwili zauważa, że macha on dłonią przed jej twarzą. Uradowana z piskiem raniącym jego narządy słuchowe zarzuca dłonie na jego szyję i przylega do niego całkowicie, oplatając go nogami w pasie. Anderson chichocze cicho, gładząc ją smukłą dłonią po ciemnych włosach.
-Zrobiliście to.-szepcze, spoglądając głęboko w jego błękitne tęczówki.-Jesteście wspaniali, a Ty jesteś niesamowity.-gładzi zewnętrzną częścią dłoni jego policzek.-Kocham Cię. -unosi znacznie kąciki ust ku górze.
-Dziękuję, że tutaj jesteś.-muska ustami jej policzek.-Też Cię kocham.-wypowiada z czułością.
Zawsze sądził, że pisana mu jest szczęśliwa rodzinka, która będzie mieszkać wraz z nim w centrum Nowego Jorku. Teraz jednak wie, że los miał wobec niego inne plany. Zyskał przyjaciółkę, która wspierała go w najważniejszych chwilach jego życia i obecnie świętowała z nim najpiękniejszy moment w jego karierze. Łączyła ich nie tylko fizyczna więź, ale także doskonale uzupełniające się charaktery. Miał to gdzieś co na temat wszystkiego myślą jego najbliżsi, którzy znają prawdę. Kochał Aleksandrę jako przyjaciółkę. Szanował jako kobietę. Łączyło ich czyste pożądanie, ale także przyjazne, dobre relacje. Kiedyś nawet myślał o tym czy aby na pewno to tylko zwykły seks. Zwykłe zadawanie sobie nawzajem przyjemności. Oni jednak inaczej nie potrafili. Wśród nich nie było żadnych uczuć. Przyjaźnili się. Tylko, a może i aż przyjaźnili. Nawet nie zauważył, kiedy ich wargi się zetknęły. Brunet musnął delikatnie jej usta, po czym pogłębił pieszczotę, ujmując jej twarz w swe smukłe dłonie. Sokół uśmiechnęła się łagodnie i oderwała od Andersona, spoglądając na niego ciemnymi tęczówkami wypełnionymi wesołymi iskierkami.
-Idź, idź, bo się spóźnisz.-wskazała dłonią na stopnie podium, które ustawione już były na płycie boiska.
Amerykanin wykrzywił usta w nikłym uśmiechu i pośpiesznie pognał do szatni. Dumna obserwowała jak na szyi jej przyjaciela zawiesza brązowy medal. Pstryknęła pamiątkowe zdjęcie i uśmiechnęła się ciepło w stronę bruneta. Ten gestem dłoni przekazał jej, że to właśnie jej zasługa i jej dedykuje kawałek metalu zdobiący jego szyję. Otarła opuszkiem palca łzy wzruszenia, które pojawiły się w kącikach jej oczu i przyglądała dalszemu przebiegu dekoracji. Chwilę później zamknięta została w silnych ramionach atakującego, który naznaczał ustami jej czoło. Subtelny pocałunek złożony na nim okazywał troskę i opiekuńczość jaką ją otoczył. Kochał ją. Kochał, ale jako przyjaciółkę. Była mu naprawdę bliska.
-Dziękuję.-wyszeptał w jej gęste włosy.-Jesteś kochana.
-To ja dziękuję.-wychlipała w jego ramię, spoglądając zaszklonymi oczami na jego twarz.
Matthew zachichotał cicho, z niedowierzaniem kręcąc głową i objął ją przyjacielsko ramieniem, prowadząc w stronę szatni, gdzie już na korytarzu słychać było euforię Jankesów. Spojrzeli na siebie znacząco i parsknęli głośnym śmiechem, gdy do ich uszu dotarł rap Lotmana, a także jego umiejętności wokalne, które właśnie prezentował.
~*~
Przepraszam, że aż tyle mi zeszło z zakończeniem tej historii :( Liceum naprawdę daje w kość, a tym bardziej jak wracam do domu na dwa dni i nie wiem co ze sobą zrobić :/ Chciałabym móc dla was nieustannie pisać, ale spotkać się ze znajomymi też potrzebuje ;) Dlatego, więc postanowiłam zawiesić tego bloga do czasu skończenia braci Prevc. Nie miejcie mi tego za złe, ale naprawdę nie wyrabiam. Wolę się skupić na jednym i zakończyć go uczciwie, niż rozrywać na dwa :) Przepraszam. Wrócę tu, obiecuję ;* Jest kilka pomysłów na historię, także spokojnie :D Dziękuję za obecność przy tej historii i zapraszam na Prevców ;*
Dla miłości nie jest ważne, aby ludzie do siebie pasowali,ale żeby byli razem szczęśliwi.
-No dalej, dalej, chłopaki! Dacie radę!-powtarza pod nosem jak mantrę.
Krzywi się delikatnie, kiedy na powtórce dostrzega dość nieprzyjemne uderzenie przez piłkę Sandera w twarz. Wołkow uderza solidnie w piłkę, którą z trudem przyjmuje Taylor. Aleksandra na chwilę zamiera, jednak po chwili podskakuje uradowana, gdy Micah idealnie kiwa w pierwszą linię boiska a Mikasa chwilę później spoczywa w boisku Rosjan. 14:11. Piłka setowa dla Stanów. Kibice klaskają ile sił w dłoniach, wykrzykując różnorakie okrzyki. Mimowolnie wzrok Polki pada na sylwetkę atakującego, który właśnie rozmawia z kolegą z reprezentacji. Priddy stawia wszystko na jedną kartę i posyła pocisk na stronę Rosjan, który jednak przyjmuje libero, a Wolwicz jakimś cudem kończy z krótkiej, wbijając się w boisko Jankesów. Szatynka robi się coraz bardziej zdenerwowana. Opada na miejsce i kręci z niedowierzaniem głową. 12:14. Jeden, jedyny, upragniony punkt. Jedna akcja. Oni muszą to zrobić. Reprezentacji Stanów w kwadracie obejmują się przyjacielsko i oczekują z utęsknieniem na oczko, które zostanie zapisane na ich koncie i zapewni im medal. Przyjecie Shoji, rozegranie Christensona, krótka Lee, która nie wpada w boisko. Rosjanie się bronią i obijają blok rywali. 13:14. Sokół z niedowierzaniem spogląda na tablicę wynikową, lecz nadal wierzy w potęgę zespołu jej przyjaciela.
-No dalej, Matt. Dasz radę.-szepcze, przekonując sama siebie.
Ekipy schodzą na czas, który wykorzystuje szkoleniowiec Jankesów. Ola tymczasem opada na miejsce i przymyka powieki. Stara się uspokoić skołatane serce i oddech, który teraz znacznie przekracza normę. Musi być dobrze. To nie może zakończyć się dla USA tragicznie. Nie po to tyle walczyli... Odkrzyknięty slogan i drużyny ponowie stawiają się na boisku. Motywujące słowa wypowiadane przez Andersona. Wszystko widzi jak przez mgłę. Z napięciem wpatruje się w płytę boiska, obserwując lot żółto-błękitnej Mikasy. Jej serce zamiera, kiedy rosyjski blok zatrzymuje Andersona na prawym skrzydle. Amerykanie jednak się bronią i dostarczają piłkę Rosjanom. Na polu gry panuje całkowity zamęt i chaos. Ekipy się gubią. Przyjęcie Sandera, rozegranie Micah na prawe skrzydło i Matthew zbierający się do ataku. Ataku, który może zakończyć to trwające już ponad dwie godziny spotkanie. Uderza dłonią w piłkę z całej siły i wszyscy wstają z miejsc. Aleksandra oszołomiona przykłada drobne dłonie do rozwartych ust i nie dowierza własnym oczom. Wpatruje się z niedowierzaniem w tablicę wynikową, na której 15 oczko zostaje zapisane na koncie USA. 15:13! Zrobili to! Nim spostrzega a słona ciecz spływa po jej policzkach pociągając za sobą strugi tuszu do rzęs. Uradowana unosi kąciki ust na wyżyny i łka cicho, obserwując euforię zawodników Stanów Zjednoczonych. Nadal nie dowierza. Ten moment...Najszczęśliwszy moment jej życia. Zastyga w bezruchu, podążając czekoladowymi tęczówkami za sylwetkami zawodników.
-Ola! Żyjesz?!-rozlega się znajomy głos.
Szatynka potrząsa głową i unosi wzrok na twarz bruneta spoczywającego przed nią. Dopiero po chwili zauważa, że macha on dłonią przed jej twarzą. Uradowana z piskiem raniącym jego narządy słuchowe zarzuca dłonie na jego szyję i przylega do niego całkowicie, oplatając go nogami w pasie. Anderson chichocze cicho, gładząc ją smukłą dłonią po ciemnych włosach.
-Zrobiliście to.-szepcze, spoglądając głęboko w jego błękitne tęczówki.-Jesteście wspaniali, a Ty jesteś niesamowity.-gładzi zewnętrzną częścią dłoni jego policzek.-Kocham Cię. -unosi znacznie kąciki ust ku górze.
-Dziękuję, że tutaj jesteś.-muska ustami jej policzek.-Też Cię kocham.-wypowiada z czułością.
Zawsze sądził, że pisana mu jest szczęśliwa rodzinka, która będzie mieszkać wraz z nim w centrum Nowego Jorku. Teraz jednak wie, że los miał wobec niego inne plany. Zyskał przyjaciółkę, która wspierała go w najważniejszych chwilach jego życia i obecnie świętowała z nim najpiękniejszy moment w jego karierze. Łączyła ich nie tylko fizyczna więź, ale także doskonale uzupełniające się charaktery. Miał to gdzieś co na temat wszystkiego myślą jego najbliżsi, którzy znają prawdę. Kochał Aleksandrę jako przyjaciółkę. Szanował jako kobietę. Łączyło ich czyste pożądanie, ale także przyjazne, dobre relacje. Kiedyś nawet myślał o tym czy aby na pewno to tylko zwykły seks. Zwykłe zadawanie sobie nawzajem przyjemności. Oni jednak inaczej nie potrafili. Wśród nich nie było żadnych uczuć. Przyjaźnili się. Tylko, a może i aż przyjaźnili. Nawet nie zauważył, kiedy ich wargi się zetknęły. Brunet musnął delikatnie jej usta, po czym pogłębił pieszczotę, ujmując jej twarz w swe smukłe dłonie. Sokół uśmiechnęła się łagodnie i oderwała od Andersona, spoglądając na niego ciemnymi tęczówkami wypełnionymi wesołymi iskierkami.
-Idź, idź, bo się spóźnisz.-wskazała dłonią na stopnie podium, które ustawione już były na płycie boiska.
Amerykanin wykrzywił usta w nikłym uśmiechu i pośpiesznie pognał do szatni. Dumna obserwowała jak na szyi jej przyjaciela zawiesza brązowy medal. Pstryknęła pamiątkowe zdjęcie i uśmiechnęła się ciepło w stronę bruneta. Ten gestem dłoni przekazał jej, że to właśnie jej zasługa i jej dedykuje kawałek metalu zdobiący jego szyję. Otarła opuszkiem palca łzy wzruszenia, które pojawiły się w kącikach jej oczu i przyglądała dalszemu przebiegu dekoracji. Chwilę później zamknięta została w silnych ramionach atakującego, który naznaczał ustami jej czoło. Subtelny pocałunek złożony na nim okazywał troskę i opiekuńczość jaką ją otoczył. Kochał ją. Kochał, ale jako przyjaciółkę. Była mu naprawdę bliska.
-Dziękuję.-wyszeptał w jej gęste włosy.-Jesteś kochana.
-To ja dziękuję.-wychlipała w jego ramię, spoglądając zaszklonymi oczami na jego twarz.
Matthew zachichotał cicho, z niedowierzaniem kręcąc głową i objął ją przyjacielsko ramieniem, prowadząc w stronę szatni, gdzie już na korytarzu słychać było euforię Jankesów. Spojrzeli na siebie znacząco i parsknęli głośnym śmiechem, gdy do ich uszu dotarł rap Lotmana, a także jego umiejętności wokalne, które właśnie prezentował.
~*~
Przepraszam, że aż tyle mi zeszło z zakończeniem tej historii :( Liceum naprawdę daje w kość, a tym bardziej jak wracam do domu na dwa dni i nie wiem co ze sobą zrobić :/ Chciałabym móc dla was nieustannie pisać, ale spotkać się ze znajomymi też potrzebuje ;) Dlatego, więc postanowiłam zawiesić tego bloga do czasu skończenia braci Prevc. Nie miejcie mi tego za złe, ale naprawdę nie wyrabiam. Wolę się skupić na jednym i zakończyć go uczciwie, niż rozrywać na dwa :) Przepraszam. Wrócę tu, obiecuję ;* Jest kilka pomysłów na historię, także spokojnie :D Dziękuję za obecność przy tej historii i zapraszam na Prevców ;*
Dla miłości nie jest ważne, aby ludzie do siebie pasowali,ale żeby byli razem szczęśliwi.