poniedziałek, 3 października 2016

Demons of the night, cz. 4

Szatynka z znacznie wzniesionymi kącikami ust obserwowała jak niebiesko-żółta Mikasa posłana przez atakującego na stronę przeciwnika opada na boczną, śnieżnobiałą linię boiska. Z zadowoleniem zarejestrowała widok napinającego się ciała zawodnika, a następnie pisnęła cicho pod nosem i odprowadziła wzrokiem Amerykanina zmierzającego na czas, o który poprosił szkoleniowiec Rosji. Anderson doskonale znał Aleknę i wiedział, że ten zagrał technicznie, aby wybić go z rytmu stabilnego serwisu. Brunet został nagrodzony przez kolegów przybiciem piątki i skupił się na słowach selekcjonera. Skinął jedynie głową, kiedy ten udzielił im kilka rad i krzyknął doskonale znane motto. Powrócił na parkiet i odszukał wzrokiem wśród tysięcy kibiców zgromadzonych w Maracanãzinho twarz Sokół. Kąciki ust dziewczyny momentalnie zastygły na wyżynach, spotykając się z przenikliwymi błękitnymi tęczówkami. Matthew zaśmiał się pod nosem na widok uniesionego kciuka przez Aleksandrę i puścił jej perskie oczko. Rosyjscy zawodnicy zjednoczyli się w kwadracie i niecierpliwie oczekiwali momentu zagrywki Amerykanina. 13:10. Dwa upragnione punkty dzieliły USA od brązowego medalu Igrzysk Olimpijskich w Rio de Janeiro. Pytanie tylko czy na to zasługiwali. To właśnie Stany Zjednoczone od samego początku zawodzili w pierwszych meczach, jednak z czasem ich zespół stawał się coraz silniejszy. Cegiełka po cegiełce wznosił się ku szczytowi. Cementował się w niesamowicie szybkim tempie. Wznosił, pokonując kolejnych rywali. To oni wyrzucili za burtę Polaków, pozbawiając ich możliwości walko o najwyższe medale, o upragnione złoto. Aż w końcu dziś miał możliwość sięgnięcia po szczyt. Znalezienia się na nim i wywalczenia upragnionego medalu. Zasługiwali na niego. Zapracowali sobie na niego po przez ciężką pracę. Teraz wszystko było w ich rękach. Matthew zameldował się w polu serwisowym i poprawił wiązania przy butach, po czym wypuścił powietrze ze świstem i posłał piłkę na stronę przeciwnika. Wyrzucający serwis na Kliukę, który jakimś cudem utrzymuje przyjecie, dociągnięcie piłki przez Tietiuchina i atak Jegora z lewego skrzydła. Erik Shoji jednak w odpowiednim momencie podkłada dłoń pod piłkę i utrzymuje ją w grze. Micah ofiarnie rzuca się w bandy, dociągając ją na płytę boiska, a Anderson świetnie interweniuje i przebija ją palcami na stronę rywala. Szatynka oddycha z ulgą i z napięciem omiata wzorkiem płytę boiska, obserwując lot piłki. Verbov bez problemu broni w pierwszej linii ataku, dzięki czemu Rosjanie utrzymują piłkę w grze. Kliuka po dobrym rozegraniu Grankina w końcu dobija się do boiska Amerykanów i zapisuje punkt na koncie reprezentacji swojego kraju. Polka wzdycha głośno i zaklina pod nosem, ściskając kciuki najmocniej jak się da. 11:13.

-No dalej, dalej, chłopaki! Dacie radę!-powtarza pod nosem jak mantrę.

Krzywi się delikatnie, kiedy na powtórce dostrzega dość nieprzyjemne uderzenie przez piłkę Sandera w twarz. Wołkow uderza solidnie w piłkę, którą z trudem przyjmuje Taylor. Aleksandra na chwilę zamiera, jednak po chwili podskakuje uradowana, gdy Micah idealnie kiwa w pierwszą linię boiska a Mikasa chwilę później spoczywa w boisku Rosjan. 14:11. Piłka setowa dla Stanów.  Kibice klaskają ile sił w dłoniach, wykrzykując różnorakie okrzyki. Mimowolnie wzrok Polki pada na sylwetkę atakującego, który właśnie rozmawia z kolegą z reprezentacji. Priddy stawia wszystko na jedną kartę i posyła pocisk na stronę Rosjan, który jednak przyjmuje libero, a Wolwicz jakimś cudem kończy z krótkiej, wbijając się w boisko Jankesów. Szatynka robi się coraz bardziej zdenerwowana. Opada na miejsce i kręci z niedowierzaniem głową. 12:14. Jeden, jedyny, upragniony punkt. Jedna akcja. Oni muszą to zrobić. Reprezentacji Stanów w kwadracie obejmują się przyjacielsko i oczekują z utęsknieniem na oczko, które zostanie zapisane na ich koncie i zapewni im medal. Przyjecie Shoji, rozegranie Christensona, krótka Lee, która nie wpada w boisko. Rosjanie się bronią i obijają blok rywali. 13:14. Sokół z niedowierzaniem spogląda na tablicę wynikową, lecz nadal wierzy w potęgę zespołu jej przyjaciela.

-No dalej, Matt. Dasz radę.-szepcze, przekonując sama siebie.

Ekipy schodzą na czas, który wykorzystuje szkoleniowiec Jankesów. Ola tymczasem opada na miejsce i przymyka powieki. Stara się uspokoić skołatane serce i oddech, który teraz znacznie przekracza normę. Musi być dobrze. To nie może zakończyć się dla USA tragicznie. Nie po to tyle walczyli... Odkrzyknięty slogan i drużyny ponowie stawiają się na boisku. Motywujące słowa wypowiadane przez Andersona. Wszystko widzi jak przez mgłę. Z napięciem wpatruje się w płytę boiska, obserwując lot żółto-błękitnej Mikasy. Jej serce zamiera, kiedy rosyjski blok zatrzymuje Andersona na prawym skrzydle. Amerykanie jednak się bronią i dostarczają piłkę Rosjanom. Na polu gry panuje całkowity zamęt i chaos. Ekipy się gubią. Przyjęcie Sandera, rozegranie Micah na prawe skrzydło i Matthew zbierający się do ataku. Ataku, który może zakończyć to trwające już ponad dwie godziny spotkanie. Uderza dłonią w piłkę z całej siły i wszyscy wstają z miejsc. Aleksandra oszołomiona przykłada drobne dłonie do rozwartych ust i nie dowierza własnym oczom. Wpatruje się z niedowierzaniem w tablicę wynikową, na której 15 oczko zostaje zapisane na koncie USA. 15:13! Zrobili to! Nim spostrzega a słona ciecz spływa po jej policzkach pociągając za sobą strugi tuszu do rzęs. Uradowana unosi kąciki ust na wyżyny i łka cicho, obserwując euforię zawodników Stanów Zjednoczonych. Nadal nie dowierza. Ten moment...Najszczęśliwszy moment jej życia. Zastyga w bezruchu, podążając czekoladowymi tęczówkami za sylwetkami zawodników.

-Ola! Żyjesz?!-rozlega się znajomy głos.

Szatynka potrząsa głową i unosi wzrok na twarz bruneta spoczywającego przed nią. Dopiero po chwili zauważa, że macha on dłonią przed jej twarzą. Uradowana z piskiem raniącym jego narządy słuchowe zarzuca dłonie na jego szyję i przylega do niego całkowicie, oplatając go nogami w pasie. Anderson chichocze cicho, gładząc ją smukłą dłonią po ciemnych włosach.

-Zrobiliście to.-szepcze, spoglądając głęboko w jego błękitne tęczówki.-Jesteście wspaniali, a Ty jesteś niesamowity.-gładzi zewnętrzną częścią dłoni jego policzek.-Kocham Cię. -unosi znacznie kąciki ust ku górze.

-Dziękuję, że tutaj jesteś.-muska ustami jej policzek.-Też Cię kocham.-wypowiada z czułością.

Zawsze sądził, że pisana mu jest szczęśliwa rodzinka, która będzie mieszkać wraz z nim w centrum Nowego Jorku. Teraz jednak wie, że los miał wobec niego inne plany. Zyskał przyjaciółkę, która wspierała go w najważniejszych chwilach jego życia i obecnie świętowała z nim najpiękniejszy moment w jego karierze. Łączyła ich nie tylko fizyczna więź, ale także doskonale uzupełniające się charaktery. Miał to gdzieś co na temat wszystkiego myślą jego najbliżsi, którzy znają prawdę. Kochał Aleksandrę jako przyjaciółkę. Szanował jako kobietę. Łączyło ich czyste pożądanie, ale także przyjazne, dobre relacje. Kiedyś nawet myślał o tym czy aby na pewno to tylko zwykły seks. Zwykłe zadawanie sobie nawzajem przyjemności. Oni jednak inaczej nie potrafili. Wśród nich nie było żadnych uczuć. Przyjaźnili się. Tylko, a może i aż przyjaźnili. Nawet nie zauważył, kiedy ich wargi się zetknęły. Brunet musnął delikatnie jej usta, po czym pogłębił pieszczotę, ujmując jej twarz w swe smukłe dłonie. Sokół uśmiechnęła się łagodnie i oderwała od Andersona, spoglądając na niego ciemnymi tęczówkami wypełnionymi wesołymi iskierkami.

-Idź, idź, bo się spóźnisz.-wskazała dłonią na stopnie podium, które ustawione już były na płycie boiska.

Amerykanin wykrzywił usta w nikłym uśmiechu i pośpiesznie pognał do szatni. Dumna obserwowała jak na szyi jej przyjaciela zawiesza brązowy medal. Pstryknęła pamiątkowe zdjęcie i uśmiechnęła się ciepło w stronę bruneta. Ten gestem dłoni przekazał jej, że to właśnie jej zasługa i jej dedykuje kawałek metalu zdobiący jego szyję. Otarła opuszkiem palca łzy wzruszenia, które pojawiły się w kącikach jej oczu i przyglądała dalszemu przebiegu dekoracji. Chwilę później zamknięta została w silnych ramionach atakującego, który naznaczał ustami jej czoło. Subtelny pocałunek złożony na nim okazywał troskę i opiekuńczość jaką ją otoczył. Kochał ją. Kochał, ale jako przyjaciółkę. Była mu naprawdę bliska.

-Dziękuję.-wyszeptał w jej gęste włosy.-Jesteś kochana.

-To ja dziękuję.-wychlipała w jego ramię, spoglądając zaszklonymi oczami na jego twarz.

Matthew zachichotał cicho, z niedowierzaniem kręcąc głową i objął ją przyjacielsko ramieniem, prowadząc w stronę szatni, gdzie już na korytarzu słychać było euforię Jankesów. Spojrzeli na siebie znacząco i parsknęli głośnym śmiechem, gdy do ich uszu dotarł rap Lotmana, a także jego umiejętności wokalne, które właśnie prezentował.

 ~*~
Przepraszam, że aż tyle mi zeszło z zakończeniem tej historii :( Liceum naprawdę daje w kość, a tym bardziej jak wracam do domu na dwa dni i nie wiem co ze sobą zrobić :/ Chciałabym móc dla was nieustannie pisać, ale spotkać się ze znajomymi też potrzebuje ;) Dlatego, więc postanowiłam zawiesić tego bloga do czasu skończenia braci Prevc. Nie miejcie mi tego za złe, ale naprawdę nie wyrabiam. Wolę się skupić na jednym i zakończyć go uczciwie, niż rozrywać na dwa :) Przepraszam. Wrócę tu, obiecuję ;* Jest kilka pomysłów na historię, także spokojnie :D Dziękuję za obecność przy tej historii i zapraszam na Prevców ;*

Dla miłości nie jest ważne, aby ludzie do siebie pasowali,ale żeby byli razem szczęśliwi.



sobota, 10 września 2016

Demons of the night, cz.3

Kąciki jego ust znacznie wzniosły się w powietrze, kiedy błękitne tęczówki natrafiły na subtelną, pogrążoną we śnie twarz dziewczyny. Ostrożnie odgarnął dłonią niesforne kosmyki ciemnych włosów opadających wprost na jej czoło i obserwował jak zabawnie marszczy nos. Chwilę później jej ciemne tęczówki powoli wyłoniły się z nad wachlarzu gęstych rzęs i zlustrowały spojrzeniem Andersona. Szatynka mimowolnie uśmiechnęła się łagodnie i zaczęła kreślić różnorakie kształty na nagim, muskularnym torsie Amerykanina. 

-Żałujesz?-jego zachrypnięty głos wybawił ją z krainy błogiego spokoju. 

Delikatnie zadarła głowę ku górze i spojrzała głęboko w oczy siatkarza. Przenikliwe spojrzenie błękitnych tęczówek wywołało lekki dreszczyk przebiegający po jej drobnym ciele. Kąciki jej ust momentalnie wzniosły się na wyżyny, obdarowując bruneta szczerym, łagodnym uśmiechem. 

-Nie.-odrzekła pewnie.-A Ty?-uniosła pytająco brew.

-Chyba sobie żartujesz. Byłaś beznadziejna.-rzucił pozbawionym głosem emocji. 

Natychmiast przeniosła ciężar ciała na łokcie i zdezorientowana zmarszczyła brwi. Matthew dłużej nie wytrzymał ciszy, która ich otuliła i parsknął głośnym śmiechem. Dziewczyna pokręciła z niedowierzaniem głową i także dała upust swoim emocjom, chichocząc pod nosem. Oparła głowę na klatce piersiowej atakującego i przymknęła powieki, wzdychając głośno. Musiała jak najszybciej opuścić lokum siatkarza, ale nie miała na to najmniejszej ochoty. Było jej przy nim tak dobrze. Napawała się tą beztroską jak najdłużej tylko mogła, ale po dłuższej chwili przerwał ją ponownie łagodny, melodyjny, ale zarazem męski głos sportowca. Nie mógł powstrzymać swej ciekawości i zaczął atakować ją masą pytań. Chciał ją bliżej poznać. Wydawała mu się idealnym materiałem na przyjaciółkę, a kto wie może coś więcej. Pytania padały z jego ust niczym pociski z karabinu maszynowego. Ola, bo tak nazywała się nieznajoma cierpliwie udzielała odpowiedzi atakującemu, także narzucając mu swoje pytania. W taki oto sposób dowiedzieli się co nieco o sobie. Matt widząc zaniepokojenie na twarzy szatynki zamknął ją w swoich silnych ramionach i wydął dolną wargę, spoglądając na nią ze smutkiem. Sokół roześmiała się wesoło i opowiedziała mu o szybkiej konieczności opuszczenia jego mieszkania. Amerykanin pośpiesznie się odział i powędrował do kuchni, a 25-latka tymczasem zdecydowała się nieco odświeżyć. Chwilę później postawił przed nią talerz z jajecznicą i kontynuował swoje przesłuchanie, także pochłaniając swoją porcję posiłku. Kilkanaście minut później dopijając kawę opuścili mieszkanie sportowca i zapakowali się do niezawodnego, błękitnego Nissana. Odstawił ją pod miejsce pracy i musnął ustami jej policzek. 

-Nie roztrząsajmy tej nocy więcej. Po prostu obojgu była nam potrzebna.-stwierdziła Aleksandra, opuszczając samochód bruneta. 

Skinął jedynie głową i pomachał jej na odchodne, wyruszając w doskonale znanym kierunku. Paul już od kilku minut dobijał się do niego, zamartwiając się, czego jeszcze nie stawił się pod budynkiem siłowni na zbiórce, która za chwilę będzie mieć miejsce. 

                                                                           ***
Po raz kolejny wyłowił z czarnych, eleganckich spodni białego i'Phone, odczytując godzinę znajdującą się w górnym, prawym rogu. Powoli zaczynał się już denerwować. Oparł się nonszalancko o karoserię samochodu, spoglądając w jedno z okien znajdującego się przed nim budynku. Wtem drzwi bloku zatrzasnęły się, a po schodach w jego kierunku zmierzała czarnowłosa dziewczyna. Aleksandra prezentowała się zupełnie inaczej niż na co dzień. Zniknęła skórzana kurtka oraz kask. Teraz była subtelną, piękną, olśniewającą go kobietą. Choć musiał przyznać, że w tym wydaniu także nie brakowało jej seksapilu. Czerwona, rozkloszowana sukienka doskonale uwydatniała jej nogi, a szpilki tego samego koloru skutecznie je wydłużały. Czarne kosmyki targane były subtelnie przez wiatr, co dodawało jej niesamowitego uroku. Usta urozmaicone w krwistoczerwoną szminkę ułożyły się w szeroki, urzekający uśmiech. Przystanęła przy jego boku i wbiła w niego spojrzenie ciemnych tęczówek. Zamrugała kilkakrotnie długimi, gęstymi rzęsami i pomachała mu dłonią przed twarzą, oczekując jakiejkolwiek reakcji. Kompletnie zbiło ją z tropu zachowanie Amerykanina. On tymczasem wpatrywał się w jej smukłą sylwetkę, nie dowierzając własnym oczom. 

-Halo! Ziemia do Matta!-pstryknęła palcami przed jego oczami. 

-Przepraszam, zamyśliłem się.-odparł z nieśmiałym uśmiechem, zakłopotany przeczesując palcami włosy. 

-Zauważyłam.-zachichotała cicho.-To jak? Będziemy tu tak stać?

Atakujący pokręcił przecząco głową i odsunął się od Nissana, otwierając przed dziewczyną drzwi. Aleksandra podziękowała mu skinieniem głowy i opadła na fotel obok kierowcy, zapinając pas. On tymczasem zaczerpnął świeżego, nowojorskiego powietrza do swoich  płuc i chwycił klamkę od drzwi. Zajął miejsce kierowcy i odpalił silnik, przekręcając kluczyki w statyce. Podczas drogi zagłębili się w luźną rozmowę, dotyczącą jakiś błahostek, a po wnętrzu samochodu rozbrzmiewała cicha muzyka wydobywająca się z radia. Nim zauważyła, a ponownie otwierał przed nią drzwi, ale tym razem nie stali już w miejscu, a udali się w kierunku wejścia do lokalu. Anderson przeprosił na chwilę towarzyszkę i potwierdził swoje przybycie, po czym nadstawił jej swoje ramię i kiedy je chwyciła zaprowadził do odpowiedniego stolika. Chwilę później kelner dostarczył im dania główne, które pochłaniali, rozkoszując się ich smakiem, a także chłonąc chwilę spędzoną w swoim towarzystwie. Ponownie zatopili się w rozmowie, tym razem opowiadając sobie o zabawnych sytuacjach z dzieciństwa. 

-Serio?! Twoja własna kuzynka przykleiła Cię do krzesła za to, że zajebałaś jej schowek ze słodyczami z pod łóżka?! Nie wierzę w ludzi! A Ty durna podarłaś sobie ulubione spodenki! -roześmiany siatkarz zanosił się głośnym śmiechem.

-No bo nie miałam się jak wydostać, no!-odparła oburzona, żywo gestykulując dłońmi.-Miałam chcicę na słodkie to jej podkradłam.-zaprezentowała mu swoje śnieżnobiałe uzębienie. 

Niespodziewanie nachylił się nad stolikiem i musnął językiem kącik jej ust, w którym dostrzegł resztki bitej śmietany po deserze. Zaskoczona zamarła, wpatrując się w niego zaskoczona. On tymczasem nie zaprzestał na tym, a przeniósł się na jej słodkie, kuszące dziś niesamowicie usta. Musnął je delikatnie swoimi aksamitnymi wargami, a następnie do otrzymując sprzeciwu z jej strony pogłębił pocałunek. Szatynka tymczasem przymknęła powieki i rozkoszowała się tą chwilą. 

                                                                              ***
Nawet na sekundę nie oderwał się od jej kuszących ust, zsuwając z jej drobnego, ale jakże zgrabnego ciała materiał kreacji dzisiejszego wieczoru. Wycisnął kolejny namiętny pocałunek na jej nabrzmiałych wargach, delikatnie przegryzając ich dolny płat. Szatynka jęknęła przeciągle, unosząc wzrok na jego błękitne tęczówki. Płonęły znanymi jej błyszczącymi niezwykle ognikami. Dłonie siatkarza powędrowały na pośladki Sokół, która ponownie wydała z siebie jęk zadowolenia. Pragnęła go. Niesamowicie pragnęła, aby zaspokoił jej pożądanie. Chciała czuć jego rozpalone ciało obok swojego. Chciała, aby wypełnił ją rozkoszą, jakiej nikt inny nie mógł jej dać. Oplotła nogami jego pas, a on przygwoździł ją jeszcze bardziej do ściany. Syknęła subtelnie, kiedy jej nagie plecy spotkały się z chłodem ściany jego salonu. Rozdarła jego koszulę i zrzuciła ją na podłogę. Sunęła dłońmi po jego nagim, umięśnionym torsie, kreśląc nieznany jej szklak. On tymczasem obsypywał pocałunkami zagłębienie jej szyi, nie pomijając także obojczyków. Nawet nie spostrzegła, kiedy ułożył ją na materacu i całkowicie nagi przylgnął do jej ciała. Ciszę panującą w sypialni wypełniły pojękiwania i pomruki zadowolenia, a ich ciała spełnienie, którego tak bardzo potrzebowali.

~*~
Beznadzieja. Totalna beznadzieja. Chyba umknął mi pomysł na ten rozdział. Czegoś mi w nim brakuje. I ten katastrofalny opis. Wybaczcie mi to. Jeszcze tylko jeden odcinek i nie będziecie musiały się męczyć z tą beznadzieją historią ;) To miało wyglądać inaczej... Cóż, nie zawsze wychodzi tak jak chcemy :/ Nie wiem jeszcze o kim będzie kolejny jednopart, ale coś się znajdzie na pewno :D Śledźcie, więc bloga i po zakończeniu tej historii postaram się dodać kartę z bohaterami kolejnej ;) Całuję i przepraszam za brak rozdziału w poprzedni weekend :* 
PS: Mam nadzieję, że ktoś tu jeszcze jest ;3 

wtorek, 30 sierpnia 2016

Demons of the night, cz.2.

Z nieznacznie uniesionymi kącikami ust wsłuchiwał się w rytmy ulubionej piosenki tego lata, co chwila mrucząc pod nosem jej doskonale znane słowa. Przemierzał nowojorskie ulice niezawodnym Nissanem, kręcąc z dezaprobatą głową, gdy liczne strugi deszczu kreśliły szlaki na przedniej szybie jego samochodu. W amerykańskim mieście od kilku godzin padało, co jednak nie przeszkadzało siatkarzowi w utrzymaniu doskonałego humoru po kolejnym wyczerpującym treningu tego dnia. Zdecydowanie urozmaicił go mu Paul, który jak zawsze roztrzepany musiał coś wywinąć. Tym razem podkradł spodenki Holtowi, który klął na prawo i lewo, ukazując światowi swoją irytację. Środkowy był przekonany, że wyposażył swoją torbę treningową w parę reprezentacyjnych szortów, jednak po długich przekonaniach Lotmana w końcu zdecydował się zjawić na treningu w dresach, które widniały na jego nogach. Blondyn jednak jakimś cudem dowiedział się, że to Loti podpieprzył mu część stroju treningowego, której sam zapomniał zabrać z domu i urządził sobie dość długi maraton, którego metą było dorwanie przyjmującego. Matthew zaśmiał się głośno na wspomnienie tego widoku i wrzucił kierunkowskaz, powoli zbliżając się do miejsca swojego zamieszkania. Wtem jego  błękitne oczy powędrowały na chodnik, gdzie dostrzegł drobną sylwetkę. Ciemne włosy wyłaniały się z kaptura szarej bluzy, opadając na ramiona dziewczyny, a z ich końcówek skapywały krople deszczu. Truchtem przemierzała dystans dzielący ją od docelowego miejsca, chłonąc świeże, orzeźwiające powietrze. Nieznacznie przyśpieszył, aby ujrzeć twarz przechodniej i momentalnie jego kąciki wzbiły się na wyżyny. Nacisnął na guzik i uchylił okno, lekceważąc strugi deszczu przedostające się do wnętrza jego samochodu. 

-Cześć.-rzucił donośnie, aby panujący na ulicy hałas nie zagłuszył go.

-Słuchaj nie kręcą mnie cwaniaczki wyrywające na furę, więc łaskawie zabierz swoją dupę i...-uniosła się dziewczyna, ale gdy zadarła głowę do góry momentalnie spłonęła rumieńcem.-O cześć.-wypowiedziała nieśmiało. 

Było jej tak cholernie głupio, że naskoczyła na właściciela samochodu, nie zdając sobie sprawy, że jest nim niedawno poznany brunet. Zmieszana zakryła nasiąknięte odcieniem czerwieni policzki pod kaskadami włosów i mocniej naciągnęła na głowę kaptur. Anderson zachichotał rozbawiony sytuacją jaka miała miejsce kilka sekund temu i posłał szatynce pokrzepiający uśmiech. 

-Przepraszam, ja nie wiedziałam, że to Ty. Nie zauważyłam tego, bo miałam...-tłumaczyła się.

-Spokojnie, nic się nie stało.-puścił jej oczko.-Mam tylko jedno małe pytanko. Czego podałaś mi zły numer?-wzniósł pytająco brew. 

-Co?! Ty chyba sobie żarty robisz!-uniosła się oburzona.-To ja czekam na Twój telefon, a Ty ani raczysz się odezwać.-rzekła z wyrzutem.-Lepszej wymówki do nawiązania rozmowy nie mogłeś sobie wymyślić.

-Nie łatwiej powiedzieć, że po prostu nie chciałaś mieć ze mną nic wspólnego?

-Człowieku, zamilcz! Proszę ja Ciebie! Podałam Ci prawidłowy numer, a Ty pewnie nie miałeś odwagi się odezwać, a teraz najzwyczajniej w świecie wstrzymujesz ruch.-spostrzegła trafnie. 

Matt zerknął w boczne lusterko i rzeczywiście przyznał racje stwierdzeniu szatynki. Zdążyło się za nim nagromadzić kilka samochodów. Westchnął głośno i wbił lazurowe tęczówki w twarz dziewczyny.

-W takim razie zapraszam do środka. Sprawdzisz numer i po sprawie.-wskazał gestem dłoni na fotel obok miejsca kierowcy.-Przy okazji wyschniesz, bo za pewne zmokłaś.-posłał jej łagodny uśmiech.

-Nie wystarczająco.-dodała i przyśpieszyła tempa.

Anderson pokręcił z niedowierzaniem głową i nacisnął na pedał gazu. Nie zamierzał odpuszczać. Wyminął sylwetkę dziewczyny i nim spostrzegła a zawartość kałuży umiejscowionej obok chodnika znalazła się na jej szarych dresach. Zerknął w boczne lusterko i uśmiechnął się usatysfakcjonowany, gdy w odbiciu dostrzegł irytację wymalowaną na twarzy dziewczyny. Ona jednak po chwili przerwy wznowiła jogging i gdy dotarła do samochodu siatkarza obdarowała go morderczym spojrzeniem i już rozchylała wargi, aby coś powiedzieć, jednak on ją w tym uprzedził.

-A teraz?-szeroki uśmiech rozjaśnił jego usta.-Skusisz się na wejście do środka?-dodał. 

Zrezygnowana spuściła wzrok na przemoczone dresy i skinęła głową. Błękitny Nissan zatrzymał się na poboczu, a ona zameldowała się obok drzwi od strony pasażera. Opadła na fotel obok kierowcy i zatrzasnęła za sobą drzwi, spoglądając na Amerykanina z niedowierzaniem. Był cholernie uparty. Musiała przyznać, że nawet jej się to podobało. Nikt od dawna nie zabiegał tak o nią. Sięgnęła po telefon atakującego spoczywający w schowku pomiędzy siedzeniami i odblokowała go bez najmniejszych problemów. Matthew skupiony na drodze kątem oka obserwował jej poczynania, nie mogąc powstrzymać uśmiech, który cisnął mu się na usta, kiedy buszowała w spisie jego kontaktów. W końcu zdezorientowana podniosła głowę i jej ciemne tęczówki zatrzymały się na twarzy siatkarza.

-Jak masz mnie zapisaną?-jej łagodny głos rozniósł się po wnętrzu samochodu.

-Po prostu nieznajoma.-zaśmiał się pod nosem.

Szatynka także zachichotała cicho i uderzyła się otwartą dłonią w czoło, karcąc się w myślach, że na to nie wpadła. Odnalazła swoją wizytówkę w spisie kontaktów i odczytała szyfr dziewięciu cyfr. Faktycznie. Miał rację. Zamiast 8 na 5 miejscu powinna być 9. Zdziwiona podniosła wzrok na atakującego i już miała skierować w jego stronę przeprosiny, kiedy na jego usta wpłynął cwany uśmiech:

-Mówiłem.

Ciemnowłosa pokręciła z rozbawieniem głową i zaczęła tłumaczyć się atakującemu, że to z powodu pośpiechu nieopatrznie pomyliła liczbę. Brunet skinął jedynie głową, wybaczając jej błąd i zaparkował przed niewielką kamienicą. Subtelnie wzniósł kącik ust i oświadczył dziewczynie, że są na miejscu. Otworzył drzwi od jej strony i gestem dłoni wskazał jej wejście do budynku. Przy jego boku pokonała próg, a następnie wdrapała się schodami na drugie piętro. Niepewnie zagłębiła się we wnętrzu mieszkania siatkarza, omiatając wzrokiem otoczenie. Lokum bruneta było niezwykle przytulne, a przy tym naprawdę niesamowicie urządzone. Z podziwem przyglądała się komodzie pełnej różnorakich trofeów czy też wyróżnień. On tymczasem przewracał zawartość dolną szufladę szafy w poszukiwaniu ubrań na zmianę dla swojego gościa. W końcu przystanął obok szatynki i wręczył w jej dłonie zamienne części garderoby. Podziękowała mu nikłym uśmiechem i powędrowała do łazienki, do której wskazał jej drogę. On natomiast krzątał się po niewielkiej kuchni, przygotowując dla nich coś na rozgrzanie. Zatopił wzrok w panoramie Nowego Jorku znajdującej się za oknem i delikatnie się wzdrygnął, gdy pod strumieniem światła ulicznej latarni dostrzegł liczne krople deszczu. Zimny dreszcz nawiedził jego skórę, gdy podziwiał ulewę, która rozpętała się na dworze. Z dwoma parującymi kubkami udał się do salonu, po czym ułożył je na niewielkim stoliku i opadł na miękką sofę, oczekując przybycia dziewczyny. Nagle do jego narządów słuchowych dotarła jedna z piosenek Linkin Park. Pierwsze takty Numb roznosiły się po wnętrzu salonu, a on poderwał się z miejsca i popędził w kierunku łazienki. Delikatnie uderzył kostkami dłoni w drzwi, po czym wtargnął do środka.

-Przepraszam, ale zostawiłaś telefon.-wręczył w jej dłonie wydające dźwięk urządzenie.

Mimowolnie jego wzrok padł na unoszące się z nad materiału koronkowego, czarnego stanika piersi. Nie uszło to uwadze dziewczyny, która rzuciła telefon na pralkę w kącie pomieszczenia i najzwyczajniej w świecie przylgnęła ustami do warg siatkarza. Zdziwiony, ale i mile zaskoczony atakujący odwzajemnił pieszczotę szatynki, a jego dłonie znalazły się na jej pośladkach. Dziewczyna mruknęła zadowolona i wskoczyła na bruneta, oplatając jego pas zgrabnymi nogami. Zarzuciła dłonie na jego szyję i pogłębiła pocałunek. Jego aksamitne wargi muskały jej słodkie usta, a jego język przyjemnie drażnił jej podniebienie. Nie miał pojęcia co się z nim działo. Ta dziewczyna przyciągała go do siebie niczym magnes. Opuścił łazienkę i zmierzał w kierunku sypialni, w której od dawna nie poddawał się uniesieniom. Jego ostatni związek okazał się kompletną klapą. Dziewczyna nie wytrzymała jego rzadkiej obecności w Nowym Jorku i po tygodniu go rzuciła. Nie chciał teraz się jednak tym zadręczać. Po drodze do upragnionego miejsca rozprawił się z zapięciem jej stanika oraz spodenkami, które zdążyła założyć. Opuścił ją delikatnie na miękki materac, a następnie nad nią zawisł, obsypując jej szyję pocałunkami. Chwilę później jego usta przeniosły się na obojczyki, aby schodzić coraz to niżej. Jego dłonie sunęły po jej rozgrzanym do granic możliwości ciele, a jego wargi naznaczały mokrymi śladami szlak wiodący do jej ust aż po same najczulsze w jej ciele miejsce.
Nim spostrzegła, a on zagłębił się w niej, wywołując jęki rozkoszy wydobywające się z jej gardła. Chłonął jej idealnie ciało najdłużej jak się dało. Napawał się tą chwilą, zdając sobie sprawę, że powtórka może już nie nadejść. Jej długie paznokcie urozmaicały jego plecy w coraz to głębsze i czerwieńsze ślady. Jego usta delektowały się jej nabrzmiałymi wargami, a dłonie nadal zwiedzały zakamarki jej ciała.

~*~
Tadam! Przybywam tutaj chyba po raz ostatni w te wakacje :/ Przepraszam was bardzo za częstotliwość dodawania tutaj rozdziałów. Doskonale wiem, że zawaliłam... To wszystko miało być inaczej, ale usterka monitora pokrzyżowała moje plany :( Mam nadzieję, że mi to wybaczycie i zrozumiecie ;) Cieszę się, że jednak podczas tych wakacji udało mi się co nieco tu nabazgrać ;3 Spodziewaliście się tego wyżej? ^^ Wiem, że może akcja rozwija się zbyt szybko, ale tak ma być :D Jeszcze nie wiem ile będzie części historii o Matthew, ale jedna na pewno :D Może dwie ;) Dziękuję za komentarze pod częścią 1 i proszę o opinię także pod tą ;3 Całuję i do zobaczenia ;* 

wtorek, 23 sierpnia 2016

Demons of the night, cz.1

Oddycha z ulgą, kiedy na wyświetlaczu maszyny ukazuje się narzucony przez trenera dystans. Zeskakuje z bieżni i sięga po zawieszony na krześle bawełniany, śnieżnobiały ręcznik. Narzuca go sobie na szyję i przeciera nim twarz. Wzdycha głośno, zdając sobie sprawę, że przed nim jeszcze dwie mordercze godziny treningu. Omiata wzrokiem pomieszczenie i unosi delikatnie kąciki ust dostrzegając w jego drugiej połowie przyjaciela. Lotman jak gdyby nigdy nic podśpiewuje sobie pod nosem dość głośno, próbując naśladować ulubionych wokalistów. Minus jest taki, że wychodzi mu to dość mizernie. Anderson parska głośnym śmiechem, zauważając miny kolegów z drużyny i ociera ślady wysiłku z kolejnych partii ciała. W dłoń chwyta plastikową butelkę i wlewa większą jej połowę jej zawartości w gardło. Zimna ciecz skutecznie likwiduje pragnienie i nieco ochładza ciało. Udaje się on w kierunku kolejnej maszyny, tym razem decydując na podnoszenie ciężarów, które także znajduje się w jego grafiku. Wzdycha z rezygnacją i chwyta sztangę w dłonie. Zaciska szczękę i bierze głęboki oddech. Unosi ciężar, a następnie go opuszcza. Powtarza ten cykl kilkanaście razy do momentu pojawienia się przyjmującego. Paul zsuwa z uszu sporego rozmiaru słuchawki i eksponuje swoje śnieżnobiałe uzębienie przed brunetem. Matthew zdaje sobie sprawę, że go od siebie nie odpędzi i odkłada sztangę na podłoże, opierając się nonszalancko o beżową ścianę siłowni. Także wykrzywia usta w łagodny uśmiech i spogląda na przyjaciela z wyczekiwaniem. 

-Stary mam dość.-jęczy przyjmujący.-Pewnie i tak mi się nie opłaca harować.

-Dasz radę. Jeszcze tylko dwie godzinki.-Matthew klepie pokrzepiająco kumpla po ramieniu.-Dlaczego tak myślisz?-zdezorientowany ściąga brwi.-Przecież świetny z Ciebie zawodnik. 

-Matt, kogo Ty chcesz oszukać? Przecież prezentuje się najsłabiej z całej naszej ekipy. Nie pojadę na te igrzyska. Nie ma mowy.

-Loti, uwierz w siebie.-potrząsa jego ramionami brunet.-A teraz zabieraj swój tyłek i pakuj masę.-szeroki uśmiech rozjaśnia twarz atakującego.

-Dzięki, Anderson.-rzuca Lotman z wdzięcznym uśmiechem. 

29-latek puszcza mu oczko i powraca do ćwiczenia, odprowadzając wzrokiem przyjaciela do stanowiska, z którego do niego przybył. Zagryza dolną wargę, napinając mięśnie. Szczerze nienawidzi podnosić ciężarów. To dla niego najgorsze co może być. Skupiony jednak wykonuje wytrwale swoje założenie narzucone przez selekcjonera reprezentacji USA i podryguje stopą do rytmów energicznej muzyki roznoszącej się po pomieszczeniu. Nagle w progu siłowni pojawia się szatynka, która przykuwa jego wzrok. Zainteresowany bada każdy jej ruch pod czujnym spojrzeniem, obserwując jak zmierza w kierunku jednego z trenerów obecnych na sali. Po kilku udzielonych przez niego wskazówkach melduje się na orbitku. Siatkarz nie spuszcza z niej oka, obserwując jej postępy w ćwiczeniach. Zwinnie naciska na pedały, powodując seksowne kołysanie bioder, które skutecznie przywołują na siebie lazurowe tęczówki. W tej siłowni znajduje się naprawdę spora liczba płci pięknej, ale jakoś ta przykuwa jego uwagę specjalnie. Jest tak zajęty podziwianiem wysiłku szatynki, że nawet nie zauważa przybycia swojego przyjaciela. Dopiero sztanga, która uderza w jego stopę sprowadza go do świata żywych. Jego twarz wykrzywia grymas bólu, a oczy mrożą Lotmana spojrzeniem pełnym błyskawic. Gdyby jego oczy mogły zabić 30-latek już dawno padłby trupem na ziemię.

-Lotman, kretynie!-syczy przez zaciśnięte zęby Anderson.-Mocniej się kurwa nie dało?!-wrzeszczy zirytowany Amerykanin.

-No sorry bardzo, ale staram się przywołać na siebie Twoją uwagę od jakiś 5 minut.-usprawiedliwia się przyjmujący.-No, ale zdecydowanie bardziej przykuwa ją tamta królisia.-porusza znacząco brwiami.

-I dlatego musiałeś pierdolnąć mi sztangę na stopę?! Boże! Widzisz a nie grzmisz! Chwila, chwila...królisia?!Serio?!

-Ej no, całkiem niezła sztuka. Gdybym nie miał żony to może...-rozmarza się starszy z siatkarzy.

-Lotman! Czy Ty mnie w ogóle słuchasz?!

-Yyy...jasne.-prezentuje szeroki uśmiech 30-latek. 

-To co przed chwilą powiedziałem?-kontynuował Anderson.

-Że pierdolnąłem Ci sztangę na stopę. A co chcesz jeszcze raz? 

-Z kim ja żyję! Kurwa, Paul! Ty masz żonę!

-Spokojnie, nie wydzieraj się tak.

Dziewczyna postanawia sprawdzić źródło ożywionej rozmowy i odwraca głowę. Wtem błękitne tęczówki atakującego napotykają się na ciemne oczy należące do szatynki. Momentalnie jego kręgosłup przemierza dreszcz, a on nie jest w stanie oderwać się od pięknych oczu nieznajomej. Z tej sytuacji wyrywa go przyjaciel. Silne uderzenie wymierzone przez Lotmana w potylice momentalnie powoduje, że wraca on do rzeczywistości i przenosi wzrok na Paula. 

-Stary, nie gap się tak, bo uzna Cię za pedofila, który ma na nią chrapkę.-zwraca mu uwagę kumpel.

Matthew wzdycha jedynie głośno nad głupotą przyjaciela i opada na podłogę, aby rozmasować obolałą kończynę po pamiętnym zdarzeniu ze sprzętem siłowni. 

                                                                        ***
Pośpiesznie narzuca na siebie koszulkę i sprintem przemierza plik schodów. Ma jeszcze nadzieję, że uda mu się ją dogonić. Zauważył przez okno jej sylwetkę, która zmierzała w kierunku parkingu. Musi ją dogonić. Zdyszany zatrzaskuje za sobą drzwi budynku i mimowolnie jego usta rozjaśnia uśmiech, kiedy dostrzega znajome, czarne jak węgiel włosy. Bierze głęboki oddech i zdecydowanym krokiem zmierza w jej kierunku. Dziewczyna zarzuca na plecy kaskady długich, gęstych włosów i szykuje się do nałożenia na głowę kasku. Wtedy jednak siatkarz układa dłoń na jej ramieniu. Niepewnie odwraca głowę w jego stronę i mierzy go przenikliwym wzrokiem od góry po czubki jego białych Nike. Zdezorientowana marszy brwi i podnosi wzrok na twarz siatkarza. 

-Cześć, znamy się?-posyła mu nieśmiały uśmiech.

-Hej. Nie. Wiem, że możesz uznać mnie za wariata, ale czy mógłbym prosić o Twój numer?-brunet nieco skrępowany mierzy dłonią włosy, spoglądając niepewnie na twarz nieznajomej. 

-Chwila, chwila. Kojarzę Cię!-klaszcze w dłonie.-To Ty wydzierałeś się na jakiegoś chłopaka, który spuścił Ci sztangę na nogę.-chichocze pod nosem.

-Tak. Ten kretyn to mój przyjaciel.-odpiera ze śmiechem.

-Nudno z nim nie masz.-rzuca wesoło.-Numer powiadasz?-rzuca, a on  twierdząco kiwa głową.-Niech na tym stracę, ale no dobrze. Wydajesz się być całkiem sympatyczny.-puszcza mu oczko.

Łagodny uśmiech wkrada się na usta siatkarza, który nie uchodzi uwadze dziewczyny. Szatynka zgodnie z obietnicą podaje mu szyfr dziewięciu cyfr, a kiedy odchodzi do błękitnego Nissana macha mu na pożegnanie. Narzuca skórzaną kurtkę na ramiona i dopina kask. Nie ma jednak pojęcia, że temu wszystkiemu przygląda się Amerykanin. Odpala swoją maszynę i z piskiem opon oraz rykiem silnika odjeżdża motorem z pod siłowni. Matthew unosi kąciki ust i opada na fotel kierowcy. Dopiero, gdy sylwetka nieznajomej znika za zakrętem przenosi wzrok na kierownicę i przekręca kluczyki w statyce. Paul kręci z niedowierzaniem głową, klepiąc przyjaciela po ramieniu.

-Chyba ktoś się tu nam zakochał.-wypowiada z szerokim uśmiechem przyjmujący. 

~*~
Tadam! Przybywam z nowymi pomysłami i masą energii ^^ Dziś otrzymałam monitor i od razu wykorzystałam nowy sprzęt, bazgrząc dla was ten rozdział ;) Powiem szczerze, że jego pisanie nie zeszło mi długo, ale było dość ciężko :D Sama nie wiem dlaczego. Wydaje mi się, że trochę nudny ten początek i średnio jestem z niego zadowolona :/ Być może z kolejną częścią będzie lepiej :D Mam nadzieję, że choć wam ten rozdział przypadł do gustu ;) W ogóle jest tu jeszcze kto? :O Przepraszam, że aż tyle mnie nie było, ale sprzętu nie dało się szybciej załatwić, a do tego doszło kłucie na poprawkę :/ Trzymajcie kciuki, bo to już po jutrze :( Jeśli ktoś ma Wattpada, a nie czyta jeszcze braci Prevc i Rozalki to zapraszam serdecznie >>tutaj<<  Od dziś także tam będę publikować swoje historię, więc jak kto woli i komu wygodniej  ;) 
Całuję i do zobaczenia niebawem mam nadzieję! ;* 


wtorek, 2 sierpnia 2016

Porcelain Heart, cz.4

Zdyszany przystanął na krawędzi chodnika, układając dłonie na kolanach. Przymknął powieki i zaczerpnął powietrza do płuc, by po chwili wypuścić je ze świstem. Uniósł głowę i osłaniając ręką oczy przed złośliwymi, rażącymi promykami słońca omótł wzrokiem okolice. Skinął jedynie głową i wykonał głęboki oddech, po czym poderwał się do biegu. Maksymalnym sprintem przemierzał kolejne metry, weryfikując w myślach odległość dzielącą go od brunetki. Znajdował się już naprawdę blisko. Musiał działać szybko, aby Amati nie odniosła rozległych obrażeń, które mogłyby zaszkodzić życiu dziecka czy też jej własnemu. Clemenza kilka minut temu wpadł w szał, o czym poinformowała go Alice. Rudowłosa chciała za interweniować, ale siatkarz zabronił jej podejmowania jakiej kolwiek próby działania. Jego oczom ukazał się usytuowany przed nim budynek na obrzeżach miasta. Odetchnął z ulgą i ostrożnie ułożył smukłą dłoń na klamce, naciskając ją ślamazarnie. Rozejrzał się wokół i jego czekoladowe tęczówki dostrzegły oddaloną od niego kilka metrów niską sylwetkę. Alice odwróciła się na pięcie i już rozchyliła wargi, aby coś powiedzieć, kiedy Luca przyłożył palec wskazujący do ust, przekazując jej tym samym, aby zachowała milczenie. Dziewczyna skinęła głową i podążała schodami w kierunku mieszkania Emmy tuż za atakującym. Włoch wzdrygnął się delikatnie, kiedy jego narząd słuchowy otrzymał zestaw wysokich decybeli pochodzących zza doskoanle znanych mu dębowych drzwi.  Na palcach podszedł do nich i bezszelestnie wtargnął do środka. Głos partnera Amati z każdą minutą starał się coraz to wyraźniejszy, a także głośniejszy. Nie szczędził dziewczynie obelg i obrzucał ją wyzwiskami, celując w nią czym z karabinu amuicją w postaci talerzy. Ich trzask drażnił uszy wszystkich zebranych w lokalu, ale starali się to lekceważyć. W pewnym momencie z jej gardła wydobył się przeciągły jęk bólu, który zaniepokoił Vettoriego i Alice. Brunet ostrożnie wychylił głowę, a to co ujrzały jego oczy narodziło w nim niesamowitą wściekłość. Ivan trafił w jej zaokrąglony znacznie brzuch, czym dowodem była jej drobna dłoń podtrzymująca go.  Siatkarz zacisnął zęby, a dłonie uformował w pięści, z którymi miał zamiar rzucić się na szatyna. Szczerze go teraz nienawidził. Istotka, ktorą Emma nosiła pod sercem była niczemu winna, a ten tyran odważył się podnieść rękę na własne dziecko. Tego było już za wiele. Nie mógł patrzeć na cierpienie i ból wymalowane na twarzy brunetki, na łzy, ktorymi przyzdobione były jej policzki...Nadal była dla niego ważna. Pobudziła ponownie jego serce do życia. Poruszyła lód okalający jego serce, który całkowicie się pokruszył, ustępując miejsca żarowi uczucia jakim ją darzył. Ponownie zapłonął w nim ogień miłości, który umiała rozpalić w nim tylko ona. Kochał ją. Poderwał się z miejsca i zaszedł Ivana od tyłu, oplatając go silnymi ramionami.
-Dosyć tego, rozumiesz?! Nie będziesz jej krzywdził, tyranie!-wysyczał przez zęby.

Odciągnął od brunetki sylwetkę zapewne jej byłego partnera i poprosił Alice, aby zajęła się przyjaciółką. Roztrzęsiona Emma popadła w ramiona miedzianowłosej, plamiąc jej bluzkę słoną cieczą skapającą z jej policzków. Vettori tymczasem przekazał Clemenze w ręce funkcjonariusza policji, który przekroczył próg kuchni. Niepewnie przykucnął przy drobnym ciele brunetki, spoglądając na nią ze współczuciem. Dziewczyna oderwała się od kumpeli i nieśmiło uniosła wzrok na twarz atakującego. Jej oliwkowe tęczówki spoglądały na niego z niesamowitą wdzięcznością, ale także z czymś co go zaskoczyło. Odnalazł w nich czułość i pożądanie. Patrzyła na niego tak jak wtedy, kiedy jeszcze wszystko było dobrze, kiedy oboje przemierzali świat z różowymi okularami, dostrzegając go niezwykle wesołym i kolorowym. Niepewnie uniosła dłoń, która po chwili znalazła miejsce na jego twarzy. Pogładziła go po policzku zewnetrzną jej częścią, a jej usta rozjaśniła nikły uśmiech. Jego skóra nadal była jedwabista i gładka. Taka jaką ją zapamiętała. Zauważył, że w swoich gestach była inna niż zawsze. Niepewnie, nieśmiało wykonywała najmniejszy detal, zupełnie niczym dziecko, które chciało złapać motyla, ale aby go nie spłoszyć stało się być subtelne i ostrożne. To było jej zupełnym przeciwieństwem. Pamiętał ją przecież jako pewną, bezposrednią dziewczynę, sięgająca po swoje. Mimowolnie kąciki jego ust wypieły się na wyżyny na to wspomnienie. Jego serce zdecydowanie mocniej biło, aby nadążyć z polowaniem krwi do tętnic.  Była tak blisko.

-Dziękuję, Luca.-wyszeptała z czułością, głaskając wciąż jego policzek.

-Wszysyko w porządku? Nic Ci nie jest?-spojrzał troskliwie na jej brzuch.

Zdawał sobie sprawę, że znacznie wcześniej powinien zadać to pytanie, ale nie był w stanie trzeźwo myśleć, kiedy obok znajdowała się ona. Emma skinęła jedynie głową, oświadczając, że jedynie nieco pobolewa ją brzuch. Nie mógł tego z bagatelizować, dlatego poprosił Alice o wezwanie karetki. 

-Ale Luca naprawdę nie trzeba. To nic takiego.-zapewniała go łagodnym głosem.-Przepraszam Cię. Wcześniej nie dostrzegłam tego jaki skarb mam obok siebie. Dopiero ta trałma dała mi sporo do myślenia. Proszę Cię, wybacz mi. Wiem, że Cię zraniłam i na Ciebie nie zasługuje, ale wiedz, że nadal Cię kocham. -wypowiedziała skruszona, wbijając wzrok w podłogę. 

Mierzył ją bacznie wzrokiem, obserwując każdy jej ruch. Nie wiedział co o tym myśleć. Kochał ją, ale nie potrafił jej wybaczyć. Nie odważył się przełamać i ponownie jej zaufać. Nadal jednak darzył ją silnym uczuciem i chciał dla niej jak najlepiej. Nie mógł pozwolić, aby ktoś taki jak Ivan ją krzywdził, dlatego zdecydowałem się ją wyrwać z tego piekła. Ujął jej brodę w smukłe palce i uniósł ją subtelnie do góry, zmuszając tym samym, by spojrzała w jego oczy. Czekoladowe tęczówki siatkarza były przepełnione niesamowitą czułością i troską, ale także skrywały nutkę bólu i smutku.

-Nie potrafię Ci wybaczyć. Przepraszam Emma, ale zwyczajnie nie umiem.-wypowiedział drżącym głosem.

-Nie masz mnie za co przepraszać. Zasługuje na to. W pełni rozumiem Twoją decyzję. Dziękuję, że po mimo krzywdy jaką Ci wyrządziłam uratowałeś mnie. Jesteś niesamowitym człowiekiem,Luca.-obdarowała go szerokim uśmiechem.-Nigdy Ci tego nie zapomnę.-wyszeptała, spoglądając na niego z wdzięcznością.

Vettori uśmiechnął się promiennie i wstał, rozmasowując obolałe łydki. W jego ślady poszła także Emma, która syknęła subtelnie z bólu, ujmując brzuch w dłonie.  Spojrzał na nią zaniepokojony i nakazał jej usiąść ona jednak pokręciła przecząco głową. Wspięła się na palce i uniosła głowę. Ze swoim sporym wzrostem sięgała Lucę do ramiona, a gdy jeszcze stanęła na palcach mogła w pełnej okazałości podziwiać jego subtelna twarz. Nie zmienił się wcale. Mimowolnie jej wzrok padł na jego spierzchnięte wargi. Zauważył to i postanowił to raz na zawsze zakończyć, aby nie rodzić w niej nadziei. Nachylił się nad jej twarzą i ujął ją w swoje wielkie, zimne dłonie. Lekko się wzdrygnęła na moment styku jego rąk z jej skórą i cierpliwie oczekiwała jego posunięcia. Czuła jego ciepły oddech, który drażnił jej zaróżowione nieco policzki. Spoglądał jej głęboko w oczy, a ona w pełni napawała się jego ciemnymi tęczówki, obawiając się, że już nigdy nie będzie jej to dane. Wodził kciukiem po jej podbródku, powoli skracając dystans dzielący ich wargi. W końcu jego usta zetknęły się z jej. Najpierw musnął je delikatne, starając sobie przypomnieć ich miękkość i smak. Później przelał w ten pocałunek wszystkie uczucia i pogłębił go, rozchylając językiem jej wargi. Gładził nim jej podniebienie, a ona rozkloszowała się w pełni tą chwilą, chłonąć jego aksamitne wargi niczym narkomam narkotyk. Wplotła palce w jego gęste, ciemne włosy, przygarniakąc go jeszcze bliżej siebie. Pocałunek ten był przepełniony niesamowitym uczuciem jakie łączyło dwojga tych ludzi, ale także smutkiem, tęsknotą i bólem. Był on pewnego rodzaju pożegnaniem. Po policzku bruneta spłynęła pojedyncza, słona łza. Oderwał się od dziewczyny i spojrzał na nią przepełnionym bólem i smutkiem wzrokiem, który miała zapamiętać do końca życia. Widać cierpienie było mu pisne.

-Żegnaj.-wyszeptał drżącym wargami i okręcił się na pięcie, wyruszając przed siebie.

Obejrzał się za siebie i widok jaki tam został ponownie roztrzaskał jego słabe serce na miliony kawałeczków. Emma roztrzesiona klęczała na podłodze i zwyczajnie płakała. Jej całe ciało drżało, a policzki tonęły w oceanie łez. Alice obejmowała ją mocno, starając się zapanować nad jej ciałem. 
Gdy opuścił kamienice nie krył już swoich emocji. Dał im upust. Nawet nie zauważył kiedy kilka łez zamieniło się w rozpacz. 

~*~

Smutna to była historia, ale i taką chciałam napisać. Nasyconą bólem i cierpieniem. Luca okazał się być niesamowitym człowiekiem, który szczęście i dobro Emmy cenił ponad swoje. Amati wreszcie przyznała się do błędu i przeprosiła siatkarza. Mam nadzieję, że wam się spodobało ;) Dziękuję  serdecznie za wszystkie komentarze i liczę na waszą dalszą obecność ;* Do zobaczenia ;*
PS:Nie wiem o kim będzie jeszcze kolejna historia, ale wacham się pomiędzy Włodarczykiem a Andersonem ^^ Także spodziewajcie się następnym razem jednego z nich :D  Nie wiem kiedy dodam bohaterów i zaczne pisać bo monitora nadal nie mam, a na telefonie chyba nie warto próbować. 

sobota, 30 lipca 2016

Porcelain Heart, cz.3

W jego głowie niczym mantra rozbrzmiewały słowa miedzianowłosej. Nie mógł uwierzyć, że miała ona czelność pojawić się na terenie ośrodka. Doskonale wiedziała jak bolesnie Włoch znosił krzywdę jaką wyrządziła mu Amati. Był pewien, że uwolnił się od tej kobiety raz na zawsze, że ona już nie wróci. Tymczasem jego poukładane życie, na które tak usilnie pracował zaburzyła jedna informacja. Emma potrzebowała pomocy. Próbował przejść obok tego obojętnie, jednak lód jakim okryte było jego serce zaczął się kruszyć i stapiać w gigantycznym tempie. Nie umiał ukryć tego, że pomimo tego jak dogłębnie go zraniła nadal była dla niego ważna. Jego serce odżywało. Zatopiony w reflekcjach nawet nie zauważył, kiedy jego samochód zatrzymał się przed blokiem. Zgasił silnik i wyciągnął kluczyki że statyki. Zaczerpnął głęboki oddech i wypuścił powietrze że świstem, spoglądając beznamiętnie na przyjaciela. Nie wiedział już co o tym myśleć. Jego myśli toczyły wojnę, wzajemnie się bąbardując. Pozwolić Alice na wysłuchanie czy zignorować jej prośbę? Miał kompletny mętlik w głowie.

-Raz Ci już zrujnowała życie. Nie pozwól na to drugi raz. -wypowiedział ze stoickim spokojnem Matteo.

-Tylko, że ja nie umiem przejść obok tego obojętnie. -westchnął atakujący.-Emma nadal jest dla mnie ważna. 

-Czy Ty zwariowałeś?! Ta suka nie okazała ani cienia skruchy, zdradzając Cię z Ivanem, a Ty teraz chcesz jej pomóc? Nie no! Vetorii Ty już chyba całkiem mózg straciłeś!- uniósł się środkowy.-Decyzja należy do Ciebie. Mimo wszystko będę przy Tobie. Cześć.- dodał już spokojniej i zniknął za drzwiami .

Luca skinął jedynie głową na pożegnanie kumpla i sam po chwili opuścił wnętrze Nissana. Okręcając na palcu breloczek z kluczykami przemierzał kolejne stopnie dzielące go od mieszkania. Po chwili zameldowała się w jego środku i opadła na kanapę usytuowaną w niewielkim salonie, wzdychając głośno.  Chciał zapomnieć o sytuacji z pod hali i odpocząć po treningu, dlatego też przymknął powieki. 

Po ponad dwóch godzinach drzemki opuścił sofę i wypoczęty rozciągnął się leniwie. Zawitał do kuchni i zmierzył wzrokiem zawartość lodówki. Ze sporym kawałkiem arbuza przysiadł na parapecie w kuchni, podziwiając chowające się za horyzontem słońce. Ludzie nadal tłoczenie wypełniali uliczki centrum miasta, a samochody płynnie mknęły po ulicach. Rozkoszując się owocem postanowił wykonać telefon do matki. Po opróżnieniu talerza ułożył go w zlewie i wyłowił z kieszeni spodenek telefon. Po chwili wybrał ze spisu kontaktów numer pani Vetorii i cierpliwie oczekiwał na podniesienie słuchawki.

-Witaj skarbie. -cieply głos rodzicielki siatkarza wywołał nikły uśmiech na jego ustach.

-Cześć mamo.-odparł entuzjastycznie. -Potrzebuje pomocy.

-Co się stało, Luca?-w jej glosie dało się zauważyć nutkę zaniepokojenia.

Brunet westchnął głośno i poprawił pozycję na bardziej wygodną. Chwilę później opowiadał już matce o dzisiejszej sytuacji.

 ***

Z niemrawą miną wpuścił do wnętrza mieszkania rudowłosą, osuwając się na bok. Alice przywitała się z nim skinieniem głowy i powędrowała do kuchni. Vetorii po mimo tego, że nie cieszył się z jej wizyty zachował resztki kultury i gestem dłoni wskazał jej krzesła otaczające kuchenny stół. Dziewczyna posłusznie zajęła miejsce na jednym z nich i zmierzyła czujnym wzrokiem sylwetkę siatkarza opartą biodrami o aneks kuchenny. Brunet wpatrywał się w byłą przyjaciółkę z wyczekiwaniem, proponując coś do picia. Chwilę później zalewał już kubek z jej ulubioną malinową herbatą, a sam chwycił w dłoń szklankę z sokiem pomarańczowym. 

-Jak wiesz Emma jest szczęśliwa od dłuższego czasu z Ivanem. Przynajmniej tak wszyscy sądzili. Okazało się, że Clemenza to zwykły dupek. Em jest z nim w ciąży. Kiedy mu o tym powiedziała rzucił się na nią i naprawdę dotkliwie pobił. Na szczęście dziecku nic się nie stało. Mam do Ciebie prośbę. Proszę Cię przemów jej do rozumu. Ona mu wybaczyła i chce z nim wychować to dziecko. A to nie jego pierwszy atak agresji. Kilka tyg wcześniej zaatakował ją, kiedy nie chciała uprawiać z nim seksu. Luca, proszę. Zrób z tym coś. Może Ciebie posłucha.-zakończyła swój monolog Alice.

-Zapomniałaś o jednym. Ona mnie już nie interesuje. -odparł z wbitym w okno wzrokiem. -To jej życie, jej decyzję. Widocznie ona czuje się szczęśliwa katowana przez własnego faceta. -prychnął.

-Nie wierzę Ci.-rzuciła, przyglądając mu się czujnie.-Przecież Ty ją kochasz, Luca. Zawsze chciałeś dla niej jak najlepiej.

-Widocznie ona tego nie widziała. Nie, nie kocham jej.-tak ciężko te słowa przeszły mu przez gardło. 

-Nie kłam. Uchroń ją od tragedii. On jest w stanie ją zabić.- miedzianowłosa nadal nie opuszczała.

-Zrobiłem to co chciałaś. Wysłuchałem Cię, więc teraz proszę Alice opuść moje mieszkanie.-wypowiedział stonowany, unosząc wzrok na twarz dziewczyny. 

Dziewczyna posłusznie skierowała się w stronę drzwi, a po chwili do jego uszu dotarł ich trzask. Nie tak sobie to wyobrażała. Liczyła na to, że Lucę poruszy historia Amati i zdecyduje się on zareagować. Zawiedziona przemierzała drogę powrotną, a Luca tymczasem z niedowierzaniem kręcił głową. Jak brunetka mogła być tak głupia? Kochał ją najmocniej na świecie, spełniał każdą jej zachciankę, szanował ją, a ona wybrała Clemenze. Tyrana, który chciał zabić niewinną istotkę rozwijającą się w brzuchu Amati.  

-Los chyba wystarczająco skarał Cię za wyrządzoną mi krzywdę.-szepnął, wpatrując się w ich wspólne zdjęcie.

~*~
Już wiadomo czego chciała Alice. Jak myślicie Luca zdecyduje się uratować Emmę przed tragedią? ;) Przepraszam za dość sporą nieobecność, ale nie jestem przekonana do tworzenia rozdziałów na komórce, a monitor od komputera mam niestey popsuty i nie wiem kiedy zostanie zakupiony nowy :/ Ciężko jest mi wrócić do codzienność po tam wspaniałym minionym weekendzie spędzonym w Wiśle. Ta atmosfera, doping, którym dyrygował duet Magiera&Kułaga, skoczkowie, miejsce... To wszystko było takie niesamowite <3 Spełniło się moje marzenie, a nawet dwa ;3 Udało mi się upolować Petera i mam z nim niesamowitą pamiątkę w postaci zdjęcia :D Z resztą nie tylko z nim ^^ Całuje i do zobaczenia ;*
PS: Kolejna część bd zakończeniem :D Nie zabijcie! 

wtorek, 19 lipca 2016

Porcelain Heart, cz.2

Jęknął przeciągle, chwytając się za cholernie pulsującą bólem głowę. Zaklął pod nosem, poprawiając się do pozycji siedzącej. Omiótł beznamiętnym wzrokiem pomieszczenie i zdezorientowany zmarszczył brwi, próbując usilnie sobie przypomnieć sposób w jaki się znalazł w sypialni. Wplótł smukłe palce w ciemne, gęste włosy, przeczesując je niedbale. Delikatnie opuścił łóżko, gdyż każdy najmniejszy ruch powodował niesamowicie mocną falę bólu i skierował się w stronę łazienki. Przymknął za sobą drzwi, po czym pozbył się bielizny i wskoczył pod prysznic. Lodowaty strumień wody skutecznie przywracał go do życia, a ciepła fala cieczy uderzającej o jego wysportowane ciało rozluźniała jego mięśnie, a także wywołała u bruneta lekki uśmiech. Chwilę później z przywieszonym na biodrach ręcznikiem pojawił się w kuchni, nacierając drugim ręcznikiem wilgotne włosy. Jakie było jego zdziwienie, kiedy na stole dostrzegł dwie filiżanki wypełnione gorącą cieczą, której rodzaj rozpoznał po aromacie. Espresso. Ulubiona kawa jego przyjaciela, co oznaczało, że musiał on gdzieś tutaj być. Środkowy wyłonił się zza drzwi balkonowych, posyłając atakującemu promienny uśmiech. 

-Królewicz wreszcie opuścił swoje łoże.-wypowiedział Piano zadowolony widokiem właściciela mieszkania.

-Jakim kurwa cudem Ty się tutaj dostałeś? -Luca zmierzył gościa wzrokiem. 

-Teleportacja, Kochany. Teleportacja.-zmierzył mu włosy Matteo.- A tak serio mam drugie klucze. Nie pamiętasz?-uniósł brew.-A no tak co Ty możesz pamiętać.

-Spytam wprost. Co wczoraj odpierdalałem? A i jakim cudem się tutaj znalazłem?

Matteo zaśmiał się pod nosem na wspomnienie wczorajszej nocy pełnej odpałów przyjaciela i oparł się biodrami o aneks kuchenny, spoglądając roześmiany na Vettoriego. Luca tymczasem opadł na jedno z krzeseł usytuowanych przy stole i oplótł palcami porcelanę. Subtelnie przyłożył naczynie do ust i mruknął zadowolony, kiedy kofeinowy napój znalazł się w jego jamie ustnej. Piano robił najlepszą kawę na świecie, a szczególnie Espresso. Odstawił filiżankę na blat i splótł ramiona na piersiach. Spojrzał na przyjaciela wyczekująco, a ten skinął jedynie głową i westchnął głośno. Nie wiedzieć od czego zacząć. Żartem czy może szczerze oraz poważnie porozmawiać z Lucą. 

-Po za tym, że rzuciłeś się na pannę zwaną dziwką nic ciekawego.-oświadczył z powagą Teo, ale po chwili parsknął niekontrolowanym śmiechem. 

-What the fuck?!-poderwał się z miejsca Veti.*-Matteo, proszę. Nie wkręcaj mnie-dodał niemalże błagalnym głosem. 

-Ale ja mówię poważnie.-puścił mu oczko środkowy.-Chciałeś ją pocałować, ale na szczęście w porę zareagowałem. Inaczej pewnie nie skończyłoby się to tylko na wymienianiu śliny. Pstryknęła Cię w nos i powiedziała, że jesteś słodki.-Teo nie krył swojego rozbawienia, chichocząc pod nosem.-Stary masz branie. Weź ją na ruchanie.-dźgnął go w łokieć przyjaciel.

Luca roześmiał się w głos i otwartą dłonią przyłożył sobie solidnego facepalma w czoło. Nie wiedział już czy płakać z swojej żałosności czy może śmiać się do rozpuku jak robił to jego towarzysz. Vettori nie mógł już słuchać rechotu środkowego dlatego też przyłożył mu poważnie w potylice. Matteo wyszczerzył się głupio i opadł na miejsce na przeciw krzesła właściciela lokalu, zabierając się za opróżnianie filiżanki.

***
Zdenerwowany wpatrywał się tempo w białe drzwi znajdujące się przed nim, oczekując aż się one otworzą. Z jednej strony wypełniał go cholerny strach przed przekroczeniem progu, z drugiej jednak chciał wreszcie odzyskać równowagę w swoim życiu. Zdecydowanie zbyt często pojawiała się w nim ona. Nie mógł pozwolić sobie na znalezienie się na dnie przez jakaś tam cholerną blondynkę, która miała całkowicie w głębokim poważaniu tego jak wygląda teraz jego życie. Dla niej liczyła się tylko obecność Ivana i własne szczęście. Pieprzona egoistka. Według Vettoriego jednak nią nie była. On zapamiętał ją jako słodką, niewinną, ale zarazem nieświadomie kuszącą go brunetkę. Drobną dziewczynę z anielskim, promiennym uśmiechem, którym potrafiła rozjaśnić każdy jego dzień. Tymczasem okazała się ona cholerną szmatą, która gdy tylko słyszała trzask zamykanych drzwi sprowadzała do siebie czy to jego mieszkania kochanka. Clemenza w ogóle nie przypominał Luki. Siatkarz był niezwykle subtelnym, grzecznym, poukładanym chłopakiem. Wiele dziewcząt marzyło o tym by dotknąć jego gęstych, niesamowicie miękkich włosów, które dodawały mu niebywałego uroku czy zostać obdarowaną urzekającym uśmiechem. Emma miała to na co dzień jednak dla niej było to zwyczajnie za mało. Ivan był natomiast aroganckim, cwanym dupkiem, który odstraszał swoim nieprzyjaznym wyrazem twarzy czy też wytatuowanym ciałem. Zwyczajnie źle patrzyło mu z oczu. Jego rozmyślenia przerwała dłoń Piano, która nagle znalazła się na jego barku. Luca pokręcił głową, aby wyrwać się z letargu i uniósł mglisty wzrok na przyjaciela. Środkowy wskazał mu gestem dłoni otwarte drzwi, za którymi krył się gabinet specjalistki do jakiej go zapisał. Atakujący skinął jedynie głową i wziął głęboki oddech, podrywając się z krzesła. Spokojnym krokiem przemierzył próg pomieszczenia, omiatając wzrokiem rozmieszczone wewnątrz jego obiekty. Zdecydowanie jego uwagę przykuły wyróżnienia zdobiące jedną ze ścian. Pokiwał z uznaniem głową i zatrzymał wzrok na kobiecie odzianej w śnieżnobiałą sukienkę, z którą doskonale komponował się czarny żakiet. Blondynka gestem dłoni wskazała na krzesło usytuowane przy biurku, a on posłusznie na nie opadł, wpatrując się z wyczekiwaniem w sylwetkę przedstawicielki płci pięknej. Psycholog wyciągnęła w jego kierunku drobną dłoń, którą on po chwili uścisnął.

-Witam. Nazywam się Sara i postaram się Panu pomóc.-oświadczyła z uśmiechem kobieta.

-Dzień dobry. Luca Vettori.-odparł, unosząc delikatnie kąciki ust. -Wątpię, że uda się mnie Pani wyleczyć.

-Po pierwsze nie pani, a Sara. Ja do Ciebie też będę mówić po imieniu jeśli Ci to nie przeszkadza, dobrze?-skinął głową.-Po drugie dlaczego? Miałam miliony klientów i nie brakowało także po nieszczęśliwej miłości. 

-To nie była nieszczęśliwa miłość.Emma była ze mną szczęśliwa.-warknął przez zaciśnięte zęby.

-Przepraszam za przyjaciela.-wtrącił się Teo, który spojrzał na atakującego groźnie. 

-Nic się nie stało.-Sara posłała chłopcom ciepły uśmiech.-Luca, możesz mi opowiedzieć o Emmie? A jeżeli będzie Ci lepiej możesz rozpocząć od tego co wydarzyło się w maju.-ciepły głos kobiety roznosił się w pomieszczeniu.

-Nie jest to dla mnie łatwe, ale spróbuję.-skinął głową atakujący.-Wydawało mi się, że Em była ze mną szczęśliwa, że niczego jej nie brakowało. Starałem się ją rozpieszczać jak mogłem. Z jej strony otrzymywałem niebywałe wsparcie. Jeżeli tylko mogła pojawiała się na meczach. Pamiętam, że opuściła jedynie jedno spotkanie.-opowiadał Veti, a psycholog skinęła jedynie głową na znak, aby kontynuował.- W maju wieczorem, kiedy wcześniej wróciłem do mieszkania po zakończonym turnieju w Rzymie zauważyłem rozłożone na stoliku w salonie świeczki, talerze. Byłem pewien, że chciała mi zrobić niespodziankę. Dlatego też udałem się od razu do sypialni. Widok jaki tam zostałem wstrząsnął mną. Ona....-zaczął się jąkać, czując jak kąciki oczu wypełniają się łzami.-...pieprzyła się z jakimś chłopakiem. Jej jęki...to całe spełnienie wymalowane na twarzy...Nie mogłem na to patrzeć.-momentalnie załamał mu się głos, który teraz niebywale drżał.- Moje serce zostało stłuczone na miliony kawałeczków. Już żadnej kobiecie nie uda się go skleić. Ono już nigdy nikogo nie obdarzy takim uczuciem jak Amati. Wybiegłem z mieszkania i tułałem się ulicami. Nie mogłem wymazać tego widoku z głowy. To było obrzydliwe i niesamowicie bolesne. Płakałem. Wiem, że nie powinienem, bo faceci w końcu nie płaczą, ale ja nie umiałem inaczej. Ryczałem jak bóbr. Później poszedłem do Matteo. Kochałem ją ponad życie. Kochałem bardziej niż siatkówkę. Bardziej niż tą sprawiającą mi niesamowitą radość żółto-niebieską Mikasę, a ona mnie tak zwyczajnie zraniła.-zakończył monolog pociągając nosem. 

Pośpiesznie chwycił od Matteo paczkę chusteczek i wysmarkał nos oraz wytarł nimi słoną ciecz  Nie umiał mówić o tym beznamiętnie, bez uczucia. Ta kobieta była całym jego światem i nie umiał tego tak po prostu zapomnieć czy opowiedzieć jakby była to zwykła przygoda z dzieciństwa, kiedy to z Matteo wspinali się na drzewa czy dachy swoich domów. Pociągnął nosem i uniósł wzrok na blondynkę. Widział współczucie wymalowane w jej oliwkowych tęczówkach. Sara nigdy by go nie skrzywdziła. Widział to w jej oczach. Po mimo tego jak na nią ryknął, ona wiedziała, że jest dobrym człowiekiem. 

-Zdecydowanie wiem co teraz czujesz. Mnie też kiedyś zdradził chłopak, jednak teraz mnie już to nie boli tak jak kiedyś. Ranny się zagoiły. Mam męża, który mnie mocno kocha oraz 2-letnią córeczkę. Ktowie może wyjdzie Ci to kiedyś na dobre?-puściła mu oczko.-Nic nie dzieje się bez celu. To normalne, że płakałeś. Jesteś naprawdę dobrym człowiekiem. Widzę to. Zasługujesz na miłość. Twoje serce jest teraz pokruszone jak lód, ale z czasem utworzy się z niego nowa kostka, którą ktoś kiedyś będzie potrzebował. Którą ktoś kiedyś będzie ubóstwiał.

-Dziękuję za słowa otuchy, ale ja naprawdę nikogo nie będę już w stanie pokochać.-skrzywił się delikatnie Włoch.

Zdecydowanie zamaskował przed psycholog, że jej słowa wywarły na nim niesamowite wrażenie. To porównanie do kostki lodu było genialne, ale jakże prawdziwe. Ktoś rzeczywiście może go pokochać, ale czy on będzie to uczucie umiał odwzajemnić? Teraz był tego pewien, że nie będzie miał na to siły. Po rozmowie z psycholog czuł się niesamowicie oczyszczony. Pozbył się ciężaru tkwiącego w jego sercu. Miał Teo, ale rozmowa z kobietą to zdecydowanie coś innego. One rozumieją jak nikt inny. Od czasu rozstania z Emmą stracił także kontakt z Alice, ich wspólną przyjaciółką. Nie mógł się jej przecież zwierzyć. Trzymała przecież ona stronę swojej przyjaciółki. 

***
Z nikłym uśmiechem na ustach przyśpieszył znacznie i wyminął Teo, machając mu energicznie. Środkowy zaklął pod nosem, a Vettori zaprezentował mu swój język. Dumny z siebie przemierzał długość hali, wyprzedzając kolejnych zawodników. Z niesamowitą ulgą zatrzymał się na wskazanej przez trenera wcześniej linii i opadł na parkiet, dysząc głośno. Blengini zadowolony poklepał go po ramieniu, rzucając w jego kierunku plastikową butelkę z przeźroczystą cieczą. Luca obdarował go szerokim, wdzięcznym uśmiechem i przyssał się do gwintu opakowania, zwilżając spierzchnięte wargi zimną, mineralną wodą. Pochłaniał kolejne mililitry napoju, czując jak płonący przełyk zdecydowanie się normuje. Splótł ramiona pod głową i z wysoko uniesionymi kącikami ust podziwiał kolegów, którzy jeszcze okrążali boisko. 

-Szybciej, szybciej Teo! Dawaj! Wyobraź sobie, że cały burdel czeka na to aż go zaruchasz!-wykrzykiwał roześmiany atakujący.

Piano zmroził przyjaciela morderczym wzrokiem, prezentując w jego kierunku środkowy palec prawej dłoni. Vetorii parsknął niekontrolowanym śmiechem, a Gianlorenzo dostrzegł to i skarcił zawodnika Modeny, dokładając mu kolejne 5 okrążeń. Brunet rechotał głośno, przeczesując smukłymi palcami ciemne, gęste włosy, na których pojawiły się kropelki potu. Przeniósł ciężar ciała na łokcie i zwlókł się z parkietu, po czym runął na ławkę. Zaniepokojony trener momentalnie pojawił się obok niego, spoglądając na niego podejrzanie.

-Luca, dobrze się czujesz?-rzucił w jego kierunku selekcjoner reprezentacji Włoch.

-Tak, tak. To tylko zmęczenie.-puścił mu oczko podopieczny i zarzucił na szyję ręcznik. 

Jego miękkim materiałem otarł ozdobioną hektolitrami potu twarz, a także ramiona i tors. Odkręcił korek od kolejnej butelki wody i wlał w siebie kolejne pół litra. Wymordowany treningiem nie miał nawet siły, aby wstać. Po chwili opuścił jednak ławkę i zatrzasnął za sobą drzwi szatni. Zimny prysznic, zmiana odzienia i siedział już w samochodzie, oczekując pojawienia się Matteo. Wykorzystał jednak ten czas do pojawienia środkowego i poddał się letargowi. Gdyby nie skuteczna terapia z Sarą nadal wykonywał by ćwiczenia na odczepne i wieczorami zatapiał smutki w alkoholu. Ta kobieta sprawiła, że w jego głowie nie siedziała już brunetka, która ułożyła sobie życie z Ivanem, a zdecydowanie miejsce w niej zajmowały Igrzyska Olimpijskie w Rio de Janeiro zbliżające się wielkimi krokami. Mimowolnie kącik jego ust drgnął subtelnie, gdy jego oczom ukazała się sylwetka środkowego, który powłóczył za sobą nogami. 

-Kurwa, Luca! Czy Ciebie popierdoliło?! Przez Ciebie cwelu musiałem 5 okrążeń więcej robić! Zabije Cię no!-wydzierał się zirytowany Piano.-A tak serio to cieszę się, że wróciłeś do siebie. Stary Lucuś jest tutaj ze mną.-zmierzył mu czuprynę Teo. 

-Wygrałem. Dawaj stówę.-właściciel samochodu wystawił smukłą dłoń w kierunku Matteo.

-O men!-jęknął zawodnik Modeny i ułożył na niej banknot.-Następnym razem to ja będę lepszy. 

-Nawet się nie łudź.-wystawił mu język Luca, który przekręcił już kluczyki w statyce. 

Ułożył dłonie na kierownicy i miał już opuszczać miejsce parkingowe, gdy tuż przy jego drzwiach pojawiła się znajoma rudowłosa. Dziewczyna uderzyła delikatnie kostkami o szybę od strony kierowcy, a Luca nacisnął przycisk, uchylając okno. Zdezorientowany zmarszczył brwi, rozpoznając w niej dawną przyjaciółkę. 

-Czego chcesz Alice?-warknął przez zaciśnięte zęby.

-Ja wiem, że Ty nie chcesz mnie widzieć, ale Emma potrzebuje pomocy. Błagam Cię wysłuchaj mnie.-wypowiedziała błagalnie. 

~*~
Nie łudźcie się, że w Luci życiu wszystko już będzie dobrze. Jest jednak lepiej niż było kilka tygodni temu ;) Pytanie brzmi czy na długo? ;) Co takiego się wydarzyło, że Alice miała czelność pojawić się pod halą? Wszystkiego dowiecie się niebawem ^^ Dziękuję za wszystkie opinie i proszę o udzielanie się w komentarzach ;3 Całuje i do zobaczenia! ;* 


niedziela, 17 lipca 2016

Porcelain Heart cz.1

Beznamiętnym wzrokiem omiata pomieszczenie, przewracając się na drugi bok. Ponownie przymyka powieki i próbuje udać się w ramiona Morfeusza. Wszystko na nic. Zrezygnowany wzdycha głośno i podrywa się do pozycji siedzącej. Wplata smukłe palce w ciemne, gęste włosy, wypuszczając powietrze ze świstem. Czy on kiedykolwiek o niej zapomni? Nie znał odpowiedzi na to pytanie. Miał jednak nadzieję, że kiedyś tak się stanie. Kto by pomyślał, że przez jeden wieczór zostanie przekreślone tysiące wspólnych godzin, miliony minut, tysiące sekund, kilkadziesiąt miesięcy...Nie chciał wracać wspomnieniami do tego jakże bolesnego majowego wieczoru. Jednak tego tak łatwo pozbyć się z głowy nie dało. Za każdym razem na myśl nasuwało mu się jedno pytanie: Co by się stało, gdyby uprzedził ją o swoim wcześniejszym powrocie? Emma przeniosłaby się wraz ze swoim kochankiem do własnego mieszkania? Za pewne ukryła by przed nim spotkanie z Ivanem i dalej żyłby w niewiedzy szaleńczo w niej zakochany, rozkoszujący się każdą chwilą spędzoną w jej towarzystwie. Pokręcił stanowczo głową, aby odpędzić od siebie te wywiercające dziurę w jego sercu myśli i zsunął nogi z miękkiego materaca. Skrzywił się subtelnie, kiedy jego stopy spotkały się z chłodem podłogi i wsunął je pośpiesznie w kapcie. Rozciągnął się leniwie i ziewnął zmęczony. Kolejna nieprzespana noc. 

-Nic nowego, Vettori.-mruknął pod nosem, przymykając za sobą drzwi sypialni.

Zameldował się w kuchni, gdzie ostatnio spędzał sporo czasu i nastawił wodę na kawę. Do ulubionego kubka wsypał dwie łyżeczki ciemnego proszku i przysiadł na parapecie okna, mierząc wzrokiem panoramie włoskiego miasta. Kątem oka zerknął na zegar spoczywający nad stołem i prychnął pod nosem. 5 rano. Ta cholerna blondynka niszczyła jego zegar biologiczny. Ponownie utkwił wzrok w krajobrazie Parmy, obserwując zapełniające się powoli samochodami uliczki czy przemierzających chodniki ludzi. Po kilku minutach rozkoszował się aromatem kofeinowego napoju, który był jego ostatnią deską ratunku, aby jakkolwiek funkcjonować dzisiejszego dnia. Uderzał łyżeczką o ściany naczynia, tempo wpatrując się w drżącą ciecz. Po chwili zatopił w niej swe wargi, krzywiąc się delikatnie, kiedy poczuł nieprzyjemne pieczenie na języku. Nim spostrzegł, a przed oczami zaczęły pojawiać mu się przebłyski tego wieczoru. 
On przekraczający próg swojego mieszkania, rzucona w kąt korytarza torba, rozłożone na stole w salonie talerze oraz zapachowe świece. Był pewny, że Amati chciała urządzić dla niego niespodziankę, dlatego też uśmiechał się łagodnie pod nosem. Skierował swojego kroki do sypialni i delikatnie ułożył dłoń na klamce, naciskając ją. Wtem jego oczom ukazał się jakże bolesny dla niego widok. Jego serce roztrzaskało się na miliony kawałeczków, które już nigdy nie zostaną przez nikogo posklejane, które już nigdy nie wrócą na swoje miejsce i nie utworzą tego samego serca. Serca, które swoim ciepłem obdarowywało brunetkę, która w tym momencie poddawała się miłosnym uniesieniom z brunetem. Tego widoku nie zapomni do końca życia. To spełnienie wymalowane na jej twarzy, jej ciche pojękiwania, on łączący się w jedność z jej ciałem, tatuaże widniejące na jego ciele...To już na zawsze pozostanie w jego pamięci. Poderwał się z krzesła i ujął twarz w dłonie. Obiecywał sobie, że już nigdy nie uroni przez tą kobietę ani jednej łzy. Jednak nie umiał już z tym walczyć. Była jego księżniczką. Jego słodką Emmą. Jego czekoladką, jego oczkiem w głowie, jego powodem, dla którego podnosił się z łózka....Jeszcze szczęście prysnęło niczym bańka mydlana, która nadziała się na potężną gałąź drzewa. Czym w końcu jest taka banieczka oznaczająca miłość tlącą się w jego sercu do bólu wielkości gałęzi? Czymś gigantycznym. Pośpiesznie otarł kciukiem słoną ciecz widniejącą na jego policzkach i wziął głęboki oddech. 

-Czas się ogarnąć, Vettorii.-stwierdził z bladym uśmiechem. 

Już miał odłożyć brudne naczynie do zlewu, kiedy po wnętrzu jego mieszkania rozniosła się doskonale  znana mu melodyjka. Nie zwracając uwagi na swój ubiór, a raczej jego brak podreptał w kierunku drzwi. Nie zerkając nawet przez wizjer przekręcił kluczyk w drzwiach i pociągnął klamkę zamaszystym ruchem. Jego czekoladowym tęczówkom ukazał przyjaciel. Teo pokręcił z dezaprobatą głową, rozglądając się po mieszkaniu, w którym panował totalny chaos. Znał Lucę kilka dobrych lat i wiedział, że brunet ubóstwia porządek. Potrafił się nawet nie odzywać do Emmy, gdy ta porozrzucała wszędzie torby z zakupami. 

-Stary, nie możesz tak dalej żyć.-załamał ręce Piano, wskazując nimi na bałagan panujący wokół.

-Matteo, nie mam ochoty żyć, a co dopiero dbać o mieszkanie.-wypowiada zgodnie z prawdą właściciel tego lokum. 

-Gdzie się podział stary Luca? Gdzie to jego pozytywne podejście do życia? Gdzie ten łobuzerski uśmiech?Gdzie ta roześmiana zawsze twarzyczka, o której pisano w milionach portali o najprzystojniejszych facetach?Gdzie w Tobie życie, stary?-jęknął rozżalony środkowy.-Nie wiem kim jesteś, ale chce, abyś oddał mi mojego, starego Lucę. Mojego przyjaciela.-wbił palec pomiędzy nagie żebra Vettoriego. 

-Przestań, bo już całkowicie zeświruje.

-Odpowiedz mi proszę na moje pytanie.-rzucił stanowczo Matteo.

-Odszedł razem z nią.-szepnął atakujący, unikając wzroku przyjaciela.

                                                                        ***
Spoglądał mętnym wzrokiem na pękający w szwach parkiet od rozgrzanych par i załapał się za głowę. Miał już serdecznie dość basów, które wyraźnie odczuwało jego ciało i tej cholernie głośnej muzyki szumiącej mu w uszach. Blady uśmiech wpłynął na jego usta, gdy ponownie chwycił w dłoń szklane naczynie wypełnione przeźroczystą cieczą i jego zawartość wlał w swoje gardło. Skrzywił się delikatnie, ale po chwili prosił już barmana o dolewkę. Nie liczył już, która to kolejka. Zresztą jego mózg miał teraz problem z przyswojeniem jakichkolwiek cyfr. Chciał się po prostu upić i choć na chwilę zapomnieć o uroczej brunetce. Nim mężczyzna wypełnił kieliszek na krzesło obok opadł środkowy. Piano zmierzył wzrokiem atakującego, a chwilę później jego wzrok padł na kolejną porcję wódki widniejącą w naczyniu. Widząc jak Luca wyciąga po nie dłoń pośpiesznie chwycił je w swoje powybijane palce i zawartość wylądowała w jego jamie ustnej. Syknął pod nosem i odstawił kieliszek na blat. Vettori prychnął pod nosem, opierając głowę na dłoni i przyglądając się chłopakowi. Teo z dezaprobatą wymalowaną na twarzy pokręcił głową, dostrzegając migoczące w kolorowych strumieniach światła ciemne oczy przyjaciela. Wstawił się. Zawsze zdradzały go oczy. Choćby mówił poważnie, wystarczyło spojrzeć w jego czekoladowe tęczówki, a wiadomo było, że za chwilę parsknie śmiechem, co następowało kilka sekund później. Nie umiał ukrywać swoich emocji. 

-Co Ty najlepszego robisz?-rzucił Matteo, obserwując jak przyjaciel przywołuje do siebie barmana.

-Jak to co. Bawię się.-odpowiedział z promiennym uśmiechem Luca.-Choć potańczyć.

Brunet zeskoczył z krzesła i gdyby nie szybka interwencja kumpla zaliczyłby bolesne spotkanie z podłogą. Piano zirytowany do granic możliwości chwycił 25-latka za ramię i szarpnął nim solidnie, ciągnąc go w kierunku wyjścia z lokalu. Luca nic sobie z tego nie robił i zaczął podrygiwać do rytmu piosenki, którą właśnie zapuścił DJ. W głębi duszy rozrywało środkowego, kiedy obserwował co jego przyjaciel ze sobą wyprawia. Powoli zbliżał się do dna, a on nie wiedział jak mu pomóc. Był bezsilny. Vettori nie potrafił wymazać ze swojego życia Amati, która teraz wiodła sobie szczęśliwe życie przy boku Ivana. Miała go w serdecznym poważaniu, a on upijał się do nieprzytomności, aby o niej zapomnieć. Na trzeźwo nie potrafił o niej nie myśleć. Piano pchnął atakującego na pobliską ławkę, a sam wyciągnął z kieszeni telefon. Zamówił im taksówkę, po czym opadł obok bruneta. 

-Zabiję tą sukę.-rzucił z jadem w głosie, spoglądając na przyjaciela. 

Nim się zorientował a Luca wstał i zaczął tańczyć, co wyglądało naprawdę komicznie. Środkowy mimowolnie się uśmiechnął, mrucząc pod nosem:

-Tylko po alkoholu wracasz stary Ty.

Vettori był dynamiczny, dlatego nim Włoch zauważył, a brunet spacerował już obok szatynki, która chichotała pod nosem z jego stanu. Luca tymczasem zarzucił ramię na jej plecy i zaczął mruczeć coś niezrozumiale, co jakiś czas obdarowując dziewczynę urzekającym uśmiechem. Nim spostrzegł, a ich usta dzieliły milimetry. Wtedy Teo zdecydował się zainterweniować. Oderwał bruneta od dziewczyny i objął go w pasie.

-Przepraszam za kolegę.-wypowiedział skruszony.

-Słodki jesteś.-zaśmiała się szatynka, pstrykając w nos Lucę. 

Z niezręcznej dość dla gracza Modeny sytuacji wybawił go klakson taxi. Momentalnie ruszył pędem w kierunku samochodu, wlecząc za sobą kumpla. Jakimś cudem udało mu się go wepchnąć do wnętrza auta i zapiąć. Chwilę później sylwetka atakującego leżała na łóżku, a środkowy pozbawiał go części garderoby. W końcu zostawił go przyodzianego w same bokserki i przykrył kołdrą, zamykając mieszkanie na kluczyk.

-Jest jeden plus tej sytuacji.-mruknął sam do siebie, przemierzając parmeńskie uliczki.-Choć się wyśpi.-kąciki jego ust delikatnie drgnęły.-Oj Vettori, Vettori. Czeka Cię jutro poważna rozmowa.

~*~
Tadam! Jest oto i wstęp do nowej historii. Porcelanowe Serce będzie o losach przystojnego włoskiego atakującego i brunetki, która niestety, ale dogłębnie skrzywdziła Lucę. :/ Czy Włochowi uda się zostawić przeszłość za plecami? Czy podźwignie się on po ciężkim przeżyciu? Wszystkiego dowiecie się, jeśli tylko będzie widoczna tu wasza obecność ^^ Dziękuję jeszcze raz za wszystkie opinie pod poprzednią historią i liczę na to, że ta zgromadzi was jeszcze więcej ;3 Całuje i do zobaczenia może jeszcze w tym tygodniu! ;*
PS: Jadę do Wisły na LGP i nie wiem czy wyrobię się z napisaniem nowej części :/ Dlatego też proszę o zrozumienie ;) Prevcovie także zapraszają do swojego życia! :D >>KLIK<<



środa, 13 lipca 2016

Sunny Italy, cz.5

Z łagodnie uniesionymi kącikami ust wpatrujesz się w krajobraz wesołych dzieci biegających po parku. Kątem oka zerkasz na skupioną twarz bruneta, który wzrok utkwiony ma w błękitnym niebie wypełnionym pogodnymi chmurami. Delikatnie odpychasz się od podłoża i wprawiasz huśtawkę w ruch. Chwilę później roześmiana spoglądasz na Serba, rozkoszując się ciepłym wiatrem muskającym Twoją subtelną twarz i targającym Twoje jasne kosmyki. Atakujący kręci z niedowierzaniem głową, chichocząc pod nosem. Masz ogromny sentyment do tego miejsca. To własnie tu Aleksandar otworzył się przed Tobą i wyznał co tak naprawdę do Ciebie czuję. Pamiętasz jak zdenerwowany spacerował po trawniku, nie wiedząc za bardzo czy zdecydować się na powiedzenie Ci prawy. Wodziłaś wtedy za nim wzrokiem, nie zdając sobie pojęcia czym się tak denerwuje. Co chwila wplatał palce w gęste, ciemne włosy, zaczesując je do tyłu. Ty jednak wytrwale czekałaś aż w końcu wydusi z siebie jakiekolwiek słowo. W pewnym momencie przystanął na przeciw Ciebie i wziął głęboki oddech, po czym zagłębił się w Twoich lazurowych tęczówkach. Wtedy z jego aksamitnych ust zaczęły wypływać słowa, a raczej ich potok. Strzelał nimi w Twoją osobę niczym z karabinu maszynowego, a Ty z każdym słowem nie dowierzałaś. Kilka tygodni temu był bay boyem, który mógł mieć każdą. Ciebie także próbował dopisać do swoich trofeów, jednak Ty łatwo się nie dałaś. Sama nie wiedziałaś co Cię wtedy podkusiło by być taką pewną siebie, odważną. Chyba po prostu coś Cię do niego ciągnęło i chciałaś sprawdzić czy jest taki jak reszta facetów. Fakt, że odezwał się do Ciebie po kilku tygodniach od tego wydarzenia sprawił, że miałaś nadzieję, że pożałował. On tymczasem zwyczajnie wyznał Ci, że gdyby ten pocałunek nie miał miejsca nie odkryłby jak bardzo jesteś dla niego ważna. Mimowolnie Twoje kąciki ust drgnęły na to wspomnienie. Zeskakujesz z wahadła i wspinasz się na kolana Serba, wyrywając go tym samym z letargu. Jego ciemne tęczówki z iskierkami euforii wpatrują się w Twoją subtelną twarz oświetloną przez promyki słońca, co jeszcze bardziej dodaje jej uroku. Oplatasz ramionami szyję siatkarza, przywierając do niego szczelnie ciałem. Alex mimowolnie wykrzywia usta w szeroki uśmiech i otula Cię szczelnie ramionami. Nachyla się nad Twoją głową i muska wargami Twoją skroń. Kochasz go. Jest tak niesamowicie troskliwy i czuły. Okazuje Ci to na każdym kroku. Nigdy byś nie pomyślała, że pod maską bad boya kryje się tak cudowny facet. 

-O czym tak myślisz, Antasiu?-mruczysz w jego koszulkę. 

Swoją drogą w czarnym jest mu naprawdę seksownie. Niebywale podkreśla jego cudownie miękkie włosy i czarujący uśmiech. 

-O nas.-pstryka Cię w nos.-Doszedłem do wniosku, że chce mieć z Tobą dziecko.-wpatruje się w Twoje lazurowe tęczówki.

-Mówisz poważnie?!-niemalże piszczysz ze szczęścia.

-Nie no po prostu chce Cię trochę popukać.-wzrusza ramionami, a po chwili parska głośnym śmiechem.

-Idiota.-wymierzasz mu mocny cios w potylice.

-Przecież żartuje, Amuś!-składa subtelny pocałunek na Twoich wargach.-Mówię poważnie. Marze o takiej małej blondyneczce, która będzie wybijać okna w domu piłką do siatki.-jego cichy chichot przyjemnie otula Twój narząd słuchowy. 

-Zapomnij! Będzie miały, rozkoszny brunecik o czekoladowych oczach i będzie śmigał z rakietą tenisową po ogrodzie.-obdarowujesz go promiennym uśmiechem. 

-Odwołaj to!-oświadcza Ci z powagą.-Inaczej będzie kara.-grozi Ci palcem.

-Alex nie!-piszczysz, kiedy jego zęby spotykają się ze skórą na Twojej szyi.

Momentalnie wyciągasz z kieszeni telefon i ustawiasz go tak, aby zobaczyć odbicie tej właśnie części ciała. Cholera! Wielka ciemna plamka zdobi Twój kark w doskonale widocznym miejscu. Z mordem wymalowanym w lazurowych tęczówkach spoglądasz na atakującego, a on jedynie prezentuje Ci w całej okazałości swoje uzębienie. 

-Ja Cię kiedyś zabije! I to nie łagodnie! Potnę Cię tasakiem! -zeskakujesz z jego kolan i opadasz na wolną obok huśtawkę.-Czy Ty chłopie w ogóle myślisz!? Jutro mamy odwiedzić Twoich rodziców! Jak ja się będę prezentować z malinką na pół szyi?!-wydzierasz się niemiłosiernie, wyładowując się na huśtawce, dzięki czemu wznosisz się wysoko. 

-Nie dramatyzuj! Nie jest tak źle.-śmieje się pod nosem.-Obwiniesz się chustą i będzie.

-Chusta, gdy na dworze jest dobre 40 stopni?! Nie no ja nie mam słów! 

Aleksandar wywraca oczami i nim się orientujesz jakimś cudem zdziera Cię z huśtawki, przerzucając sobie przez ramię. Uderzasz w jego plecy pięściami, wierzgasz się, ale nie przynosi to żadnego rezultatu. Serb dalej pokonuje z Tobą na ramieniu chodnik parku, podążając w kierunku waszego mieszkania. 

-Co Ty zamierzasz zrobić? -marszczysz brwi. 

-Jak to co?! Kochać się z moją narzeczoną. 

-Nawet o tym nie myśl. Nie chce utworzyć drużyny malinek na mojej szyi. 

                                                                      ***
Tokio, 2020

Zdenerwowana podrywasz się z miejsca i omiatasz wzrokiem sylwetki polskich siatkarzy. Zaniepokojona obdarzasz spojrzeniem bruneta, a jedynie przygarnia Cię do siebie, zamykając w szczelnym uścisku. Układa głowę na Twoim ramieniu i czekoladowymi tęczówkami podąża za zawodnikami znajdującymi się na boisku. Czujesz jego ciepły oddech na swojej szyi, który powoduje wędrujący po Twoim kręgosłupie dreszczyk. Po mimo tego, że jesteście ze sobą już 5 lat to Alex dalej działa na Ciebie tak samo intensywnie jak na początku waszej znajomości. Z nikłym uśmiechem spoglądasz na złoty kawałek metalu zdobiący Twój przedostatni palec prawej dłoni. Od dwóch lat jesteście zgranym małżeństwem. Wszystko to nadal wydaje Ci się snem. Kręcisz głową, aby odgonić te myśli i powracasz duchem na halę w Tokio. Twój wzrok momentalnie wędruje na tablice wynikową, gdzie 12:13 widnieje na koncie Amerykanów. Ze świstem wypuszczasz powietrze, obserwując unoszącą się nad parkietem sylwetkę Kurka. Oddychasz z ulgą, kiedy piłka posłana z zagrywki mieści się w polu gry. Zostaje precyzyjnie przyjęta przez Sandera, który dogrywa ją Christensona. Micah precyzyjnie rozgrywa ją na prawe skrzydło, gdzie ponad siatkę unosi się gotowy do ataku Anderson. Atakujący ekipy amerykańskiej myli się jednak i plasuje żółto-niebieską Mikasę po za polem gry. Już wyobrażasz sobie ten krzyk Swędrowskiego oznajmiający aut. Mimowolnie uśmiechasz się pod nosem i zerkasz na tablicę z wynikiem. 13:13.

-Panowie jeszcze trochę.-szepczesz, zaciskając kciuki najmocniej jak się da.

Kolejny mocny serwis Bartosza, który także bierze na siebie Taylor. Tym razem rozgrywający USA decyduje się na akcję ze środka. Nasz blok jednak odczytuje intencje gracza z numerem 11 i wbija się nad parkiet, tworząc ścianę nie do przebicia dla Maxwella. Holt wściekły zaklina pod nosem, a nasi zawodnicy uśmiechają się z ulgą.

-13:14! Piłka meczowa dla reprezentacji Polski!-krzyczy komentator.

Splatasz palce z dłońmi Serba i modlisz się w głowie, aby ta walka zakończyła się sukcesem. Czujesz ciepło rozlewające się w Twoim żołądku. Denerwujesz się. Denerwujesz jak cholera. Za linią dziewiątego metra stawia się Łomacz. Rozgrywający naszej ekipy wykonuje charakterystyczny dla siebie flot, który sprawia niemałe kłopoty Aaronowi w przyjęciu. Jakimś cudem jednak Micah rozgrywa do Andersona, a ten przedziera się na połowę polskich siatkarzy. Świetnie rozstawiony Kubiak broni atak Amerykanina, Grzegorz bez problemu rozgrywa piłkę na środek. Kłos doskonale ukrywa nasze zagranie, dzięki czemu Twój przyjaciel może nabrać rozpędu i wyskoczyć. Nabierasz powietrza do płuc i obserwujesz jak Michał uderza w piłkę. Libero ekipy USA stara się podbić piłkę, ale niestety nie zdąża wsunąć pod nią dłoni. Z niedowierzaniem spoglądasz na Atanasijevicza, a on wskazuje palcem tablicę wyników oraz Amerykanów, którzy leżą na parkiecie. Brunet chwyta Cię za biodra i unosi, a Ty oplatasz nogami jego pas i wpatrujesz się w jego czekoladowe tęczówki lśniące niesamowicie w blasku świateł znajdujących się w japońskim obiekcie. Chwilę później Alex wpija się żarłocznie w Twoje wargi, a Ty oddajesz pocałunek z nie mniejszym zaangażowaniem. Jego aksamitne usta ocierają się o Twoje, przywołując Cię o szybsze bicie serca. Pieści Twoje podniebienie swoim językiem, a Ty badasz palcami miękkość jego ciemnych, gęstych włosów. W końcu jednak odrywasz się od atakującego i chwytasz go za rękę, ciągnąć w kierunku band reklamowych. Przeskakujesz przez nie i uradowana rzucasz się na Kubiaka. Dziku parska głośnym śmiechem, opadając na parkiet. Tuli Cię do siebie, a Ty nawet nie zauważasz, kiedy słona ciecz pojawia się na Twoich policzkach. Łkasz cicho w jego koszulkę, a Michał gładzi Cię po plechach, abyś się uspokoiła. Sam jednak roni kilka łez szczęścia. Po dłuższej chwili w końcu podnosicie się z płyty boiska. Posyłasz mu nikły uśmiech, ocierając zewnętrzną częścią dłoni łzy z policzków.

-Byłeś niesamowity! Jak Cię nie wybiorą MVP to normalnie się do tych pojebów przejdę!-wykrzykujesz, chichocząc pod nosem.

-Szalona jak zawsze.-brunet kręci roześmiany głową.-Kocham Cię, Am.-muska usta Twój policzek, przygarniając Cię do siebie.

-Ja Ciebie też, Kubi.-także składasz pocałunek na jego policzku.

-Ej! Nie chce Cię martwić, ale Alex chyba zaraz zamieni się w winogron z zazdrości.-parska śmiechem przyjmujący.

Momentalnie odrywasz się od jego boku i odnajdujesz Twojego męża. Rzeczywiście, nie ma on za ciekawej miny. Biegiem udajesz się w jego kierunku, machając Kubiemu na pożegnanie. Wpadasz w ramiona Serba, a on pozostawia mokry ślad na Twoim czole.

-Dziękuję Ci, że ze mną tutaj jesteś.-unosisz wzrok na jego twarz i posyłasz mu promienny uśmiech.

-Będę z Tobą zawsze, kochanie.-wypowiada z uczuciem.

Mocniej wtulasz się w mężczyznę Twojego życia i marszczysz brwi, kiedy blondyn z mikrofonem pojawia się na płycie boiska. Siatkarze uśmiechają się cwanie, a Ty ciągniesz Alexa w ich kierunku, aby mieć lepszy widok na sytuację, gdyż za chwile chyba coś się tutaj będzie działo.

-Uwaga, uwaga! Chciałbym prosić tutaj Aleksandrę Lach!-Szalpuk przywołuje do siebie blondynkę.

Dziewczyna zdziwiona przerywa konwersacje prowadzone z żoną Kubiaka i posłusznie przeskakuje przez bandy, podążając w kierunku swojego chłopaka. Artur tymczasem macha także dłonią na Drzyzgę. Fabian szczerzy się szeroko i podchodzi do przyjaciela, przejmując od niego mikrofon. Przyjmujący klęka przed Olą, spoglądając na nią z dołu. Rozgrywający podsuwa mikrofon pod usta blondyna, a ten wyjmuje zza pleców czerwone pudełeczko w kształcie serca.

-Wie dróg razem przeszliśmy, wile chwil razem przeżyliśmy, wiele razy razem płakaliśmy, wiele razy razem śmialiśmy się, wiele razy tonęliśmy w swoich ramionach, wiele razy obdarzaliśmy się uśmiechami... Mi jednak wciąż jest mało. Dlatego też chce zyskać tego wszystkiego więcej. Olu czy uczynisz mnie najszczęśliwszym blondynem, siatkarzem, przyjmującym, mistrzem olimpijskim na świecie i wyjdziesz za mnie?-zakończył swój monolog blondyn, spoglądając z wyczekiwaniem na dziewczynę.

Blondynka oszołomiona zakrywa dłońmi usta, wpatrując się z niedowierzaniem w klęczącą przed nią sylwetkę siatkarza. Artur tymczasem zdenerwowany mierzy spojrzeniem dziewczynę, obawiając się odrzucenia zaręczyn.

-Tak, Artur. Tak! Chce z Tobą przeżywać wszystkie chwile!-wydziera się blondynka.

Artur oddycha z ulgą, obdarzając ją najpiękniejszym, anielskim uśmiechem na ziemi. Wsuwa srebrny pierścionek z białym oczkiem na palec Aleksandry, po czym bierze ją na ręce i okręca wokół własnej osi, wykrzykując na całą halę.

                                                               ~*~
Oto i jest zakończenie historii Alexa i Amelii ;3 Jak wam się podoba? ^^ Wiem, że trochę krótkie i nic specjalnego, ale chciałam coś nie banalnego ;)  Mam nadzieję, że nie opuścicie mnie po zakończeniu Sunny Italy i będziecie ze mną na Porcelian Heart :3 Dziękuję wam za obecność na tej historii i proszę o pozostanie ;* Do zobaczenia! :*