sobota, 30 lipca 2016

Porcelain Heart, cz.3

W jego głowie niczym mantra rozbrzmiewały słowa miedzianowłosej. Nie mógł uwierzyć, że miała ona czelność pojawić się na terenie ośrodka. Doskonale wiedziała jak bolesnie Włoch znosił krzywdę jaką wyrządziła mu Amati. Był pewien, że uwolnił się od tej kobiety raz na zawsze, że ona już nie wróci. Tymczasem jego poukładane życie, na które tak usilnie pracował zaburzyła jedna informacja. Emma potrzebowała pomocy. Próbował przejść obok tego obojętnie, jednak lód jakim okryte było jego serce zaczął się kruszyć i stapiać w gigantycznym tempie. Nie umiał ukryć tego, że pomimo tego jak dogłębnie go zraniła nadal była dla niego ważna. Jego serce odżywało. Zatopiony w reflekcjach nawet nie zauważył, kiedy jego samochód zatrzymał się przed blokiem. Zgasił silnik i wyciągnął kluczyki że statyki. Zaczerpnął głęboki oddech i wypuścił powietrze że świstem, spoglądając beznamiętnie na przyjaciela. Nie wiedział już co o tym myśleć. Jego myśli toczyły wojnę, wzajemnie się bąbardując. Pozwolić Alice na wysłuchanie czy zignorować jej prośbę? Miał kompletny mętlik w głowie.

-Raz Ci już zrujnowała życie. Nie pozwól na to drugi raz. -wypowiedział ze stoickim spokojnem Matteo.

-Tylko, że ja nie umiem przejść obok tego obojętnie. -westchnął atakujący.-Emma nadal jest dla mnie ważna. 

-Czy Ty zwariowałeś?! Ta suka nie okazała ani cienia skruchy, zdradzając Cię z Ivanem, a Ty teraz chcesz jej pomóc? Nie no! Vetorii Ty już chyba całkiem mózg straciłeś!- uniósł się środkowy.-Decyzja należy do Ciebie. Mimo wszystko będę przy Tobie. Cześć.- dodał już spokojniej i zniknął za drzwiami .

Luca skinął jedynie głową na pożegnanie kumpla i sam po chwili opuścił wnętrze Nissana. Okręcając na palcu breloczek z kluczykami przemierzał kolejne stopnie dzielące go od mieszkania. Po chwili zameldowała się w jego środku i opadła na kanapę usytuowaną w niewielkim salonie, wzdychając głośno.  Chciał zapomnieć o sytuacji z pod hali i odpocząć po treningu, dlatego też przymknął powieki. 

Po ponad dwóch godzinach drzemki opuścił sofę i wypoczęty rozciągnął się leniwie. Zawitał do kuchni i zmierzył wzrokiem zawartość lodówki. Ze sporym kawałkiem arbuza przysiadł na parapecie w kuchni, podziwiając chowające się za horyzontem słońce. Ludzie nadal tłoczenie wypełniali uliczki centrum miasta, a samochody płynnie mknęły po ulicach. Rozkoszując się owocem postanowił wykonać telefon do matki. Po opróżnieniu talerza ułożył go w zlewie i wyłowił z kieszeni spodenek telefon. Po chwili wybrał ze spisu kontaktów numer pani Vetorii i cierpliwie oczekiwał na podniesienie słuchawki.

-Witaj skarbie. -cieply głos rodzicielki siatkarza wywołał nikły uśmiech na jego ustach.

-Cześć mamo.-odparł entuzjastycznie. -Potrzebuje pomocy.

-Co się stało, Luca?-w jej glosie dało się zauważyć nutkę zaniepokojenia.

Brunet westchnął głośno i poprawił pozycję na bardziej wygodną. Chwilę później opowiadał już matce o dzisiejszej sytuacji.

 ***

Z niemrawą miną wpuścił do wnętrza mieszkania rudowłosą, osuwając się na bok. Alice przywitała się z nim skinieniem głowy i powędrowała do kuchni. Vetorii po mimo tego, że nie cieszył się z jej wizyty zachował resztki kultury i gestem dłoni wskazał jej krzesła otaczające kuchenny stół. Dziewczyna posłusznie zajęła miejsce na jednym z nich i zmierzyła czujnym wzrokiem sylwetkę siatkarza opartą biodrami o aneks kuchenny. Brunet wpatrywał się w byłą przyjaciółkę z wyczekiwaniem, proponując coś do picia. Chwilę później zalewał już kubek z jej ulubioną malinową herbatą, a sam chwycił w dłoń szklankę z sokiem pomarańczowym. 

-Jak wiesz Emma jest szczęśliwa od dłuższego czasu z Ivanem. Przynajmniej tak wszyscy sądzili. Okazało się, że Clemenza to zwykły dupek. Em jest z nim w ciąży. Kiedy mu o tym powiedziała rzucił się na nią i naprawdę dotkliwie pobił. Na szczęście dziecku nic się nie stało. Mam do Ciebie prośbę. Proszę Cię przemów jej do rozumu. Ona mu wybaczyła i chce z nim wychować to dziecko. A to nie jego pierwszy atak agresji. Kilka tyg wcześniej zaatakował ją, kiedy nie chciała uprawiać z nim seksu. Luca, proszę. Zrób z tym coś. Może Ciebie posłucha.-zakończyła swój monolog Alice.

-Zapomniałaś o jednym. Ona mnie już nie interesuje. -odparł z wbitym w okno wzrokiem. -To jej życie, jej decyzję. Widocznie ona czuje się szczęśliwa katowana przez własnego faceta. -prychnął.

-Nie wierzę Ci.-rzuciła, przyglądając mu się czujnie.-Przecież Ty ją kochasz, Luca. Zawsze chciałeś dla niej jak najlepiej.

-Widocznie ona tego nie widziała. Nie, nie kocham jej.-tak ciężko te słowa przeszły mu przez gardło. 

-Nie kłam. Uchroń ją od tragedii. On jest w stanie ją zabić.- miedzianowłosa nadal nie opuszczała.

-Zrobiłem to co chciałaś. Wysłuchałem Cię, więc teraz proszę Alice opuść moje mieszkanie.-wypowiedział stonowany, unosząc wzrok na twarz dziewczyny. 

Dziewczyna posłusznie skierowała się w stronę drzwi, a po chwili do jego uszu dotarł ich trzask. Nie tak sobie to wyobrażała. Liczyła na to, że Lucę poruszy historia Amati i zdecyduje się on zareagować. Zawiedziona przemierzała drogę powrotną, a Luca tymczasem z niedowierzaniem kręcił głową. Jak brunetka mogła być tak głupia? Kochał ją najmocniej na świecie, spełniał każdą jej zachciankę, szanował ją, a ona wybrała Clemenze. Tyrana, który chciał zabić niewinną istotkę rozwijającą się w brzuchu Amati.  

-Los chyba wystarczająco skarał Cię za wyrządzoną mi krzywdę.-szepnął, wpatrując się w ich wspólne zdjęcie.

~*~
Już wiadomo czego chciała Alice. Jak myślicie Luca zdecyduje się uratować Emmę przed tragedią? ;) Przepraszam za dość sporą nieobecność, ale nie jestem przekonana do tworzenia rozdziałów na komórce, a monitor od komputera mam niestey popsuty i nie wiem kiedy zostanie zakupiony nowy :/ Ciężko jest mi wrócić do codzienność po tam wspaniałym minionym weekendzie spędzonym w Wiśle. Ta atmosfera, doping, którym dyrygował duet Magiera&Kułaga, skoczkowie, miejsce... To wszystko było takie niesamowite <3 Spełniło się moje marzenie, a nawet dwa ;3 Udało mi się upolować Petera i mam z nim niesamowitą pamiątkę w postaci zdjęcia :D Z resztą nie tylko z nim ^^ Całuje i do zobaczenia ;*
PS: Kolejna część bd zakończeniem :D Nie zabijcie! 

wtorek, 19 lipca 2016

Porcelain Heart, cz.2

Jęknął przeciągle, chwytając się za cholernie pulsującą bólem głowę. Zaklął pod nosem, poprawiając się do pozycji siedzącej. Omiótł beznamiętnym wzrokiem pomieszczenie i zdezorientowany zmarszczył brwi, próbując usilnie sobie przypomnieć sposób w jaki się znalazł w sypialni. Wplótł smukłe palce w ciemne, gęste włosy, przeczesując je niedbale. Delikatnie opuścił łóżko, gdyż każdy najmniejszy ruch powodował niesamowicie mocną falę bólu i skierował się w stronę łazienki. Przymknął za sobą drzwi, po czym pozbył się bielizny i wskoczył pod prysznic. Lodowaty strumień wody skutecznie przywracał go do życia, a ciepła fala cieczy uderzającej o jego wysportowane ciało rozluźniała jego mięśnie, a także wywołała u bruneta lekki uśmiech. Chwilę później z przywieszonym na biodrach ręcznikiem pojawił się w kuchni, nacierając drugim ręcznikiem wilgotne włosy. Jakie było jego zdziwienie, kiedy na stole dostrzegł dwie filiżanki wypełnione gorącą cieczą, której rodzaj rozpoznał po aromacie. Espresso. Ulubiona kawa jego przyjaciela, co oznaczało, że musiał on gdzieś tutaj być. Środkowy wyłonił się zza drzwi balkonowych, posyłając atakującemu promienny uśmiech. 

-Królewicz wreszcie opuścił swoje łoże.-wypowiedział Piano zadowolony widokiem właściciela mieszkania.

-Jakim kurwa cudem Ty się tutaj dostałeś? -Luca zmierzył gościa wzrokiem. 

-Teleportacja, Kochany. Teleportacja.-zmierzył mu włosy Matteo.- A tak serio mam drugie klucze. Nie pamiętasz?-uniósł brew.-A no tak co Ty możesz pamiętać.

-Spytam wprost. Co wczoraj odpierdalałem? A i jakim cudem się tutaj znalazłem?

Matteo zaśmiał się pod nosem na wspomnienie wczorajszej nocy pełnej odpałów przyjaciela i oparł się biodrami o aneks kuchenny, spoglądając roześmiany na Vettoriego. Luca tymczasem opadł na jedno z krzeseł usytuowanych przy stole i oplótł palcami porcelanę. Subtelnie przyłożył naczynie do ust i mruknął zadowolony, kiedy kofeinowy napój znalazł się w jego jamie ustnej. Piano robił najlepszą kawę na świecie, a szczególnie Espresso. Odstawił filiżankę na blat i splótł ramiona na piersiach. Spojrzał na przyjaciela wyczekująco, a ten skinął jedynie głową i westchnął głośno. Nie wiedzieć od czego zacząć. Żartem czy może szczerze oraz poważnie porozmawiać z Lucą. 

-Po za tym, że rzuciłeś się na pannę zwaną dziwką nic ciekawego.-oświadczył z powagą Teo, ale po chwili parsknął niekontrolowanym śmiechem. 

-What the fuck?!-poderwał się z miejsca Veti.*-Matteo, proszę. Nie wkręcaj mnie-dodał niemalże błagalnym głosem. 

-Ale ja mówię poważnie.-puścił mu oczko środkowy.-Chciałeś ją pocałować, ale na szczęście w porę zareagowałem. Inaczej pewnie nie skończyłoby się to tylko na wymienianiu śliny. Pstryknęła Cię w nos i powiedziała, że jesteś słodki.-Teo nie krył swojego rozbawienia, chichocząc pod nosem.-Stary masz branie. Weź ją na ruchanie.-dźgnął go w łokieć przyjaciel.

Luca roześmiał się w głos i otwartą dłonią przyłożył sobie solidnego facepalma w czoło. Nie wiedział już czy płakać z swojej żałosności czy może śmiać się do rozpuku jak robił to jego towarzysz. Vettori nie mógł już słuchać rechotu środkowego dlatego też przyłożył mu poważnie w potylice. Matteo wyszczerzył się głupio i opadł na miejsce na przeciw krzesła właściciela lokalu, zabierając się za opróżnianie filiżanki.

***
Zdenerwowany wpatrywał się tempo w białe drzwi znajdujące się przed nim, oczekując aż się one otworzą. Z jednej strony wypełniał go cholerny strach przed przekroczeniem progu, z drugiej jednak chciał wreszcie odzyskać równowagę w swoim życiu. Zdecydowanie zbyt często pojawiała się w nim ona. Nie mógł pozwolić sobie na znalezienie się na dnie przez jakaś tam cholerną blondynkę, która miała całkowicie w głębokim poważaniu tego jak wygląda teraz jego życie. Dla niej liczyła się tylko obecność Ivana i własne szczęście. Pieprzona egoistka. Według Vettoriego jednak nią nie była. On zapamiętał ją jako słodką, niewinną, ale zarazem nieświadomie kuszącą go brunetkę. Drobną dziewczynę z anielskim, promiennym uśmiechem, którym potrafiła rozjaśnić każdy jego dzień. Tymczasem okazała się ona cholerną szmatą, która gdy tylko słyszała trzask zamykanych drzwi sprowadzała do siebie czy to jego mieszkania kochanka. Clemenza w ogóle nie przypominał Luki. Siatkarz był niezwykle subtelnym, grzecznym, poukładanym chłopakiem. Wiele dziewcząt marzyło o tym by dotknąć jego gęstych, niesamowicie miękkich włosów, które dodawały mu niebywałego uroku czy zostać obdarowaną urzekającym uśmiechem. Emma miała to na co dzień jednak dla niej było to zwyczajnie za mało. Ivan był natomiast aroganckim, cwanym dupkiem, który odstraszał swoim nieprzyjaznym wyrazem twarzy czy też wytatuowanym ciałem. Zwyczajnie źle patrzyło mu z oczu. Jego rozmyślenia przerwała dłoń Piano, która nagle znalazła się na jego barku. Luca pokręcił głową, aby wyrwać się z letargu i uniósł mglisty wzrok na przyjaciela. Środkowy wskazał mu gestem dłoni otwarte drzwi, za którymi krył się gabinet specjalistki do jakiej go zapisał. Atakujący skinął jedynie głową i wziął głęboki oddech, podrywając się z krzesła. Spokojnym krokiem przemierzył próg pomieszczenia, omiatając wzrokiem rozmieszczone wewnątrz jego obiekty. Zdecydowanie jego uwagę przykuły wyróżnienia zdobiące jedną ze ścian. Pokiwał z uznaniem głową i zatrzymał wzrok na kobiecie odzianej w śnieżnobiałą sukienkę, z którą doskonale komponował się czarny żakiet. Blondynka gestem dłoni wskazała na krzesło usytuowane przy biurku, a on posłusznie na nie opadł, wpatrując się z wyczekiwaniem w sylwetkę przedstawicielki płci pięknej. Psycholog wyciągnęła w jego kierunku drobną dłoń, którą on po chwili uścisnął.

-Witam. Nazywam się Sara i postaram się Panu pomóc.-oświadczyła z uśmiechem kobieta.

-Dzień dobry. Luca Vettori.-odparł, unosząc delikatnie kąciki ust. -Wątpię, że uda się mnie Pani wyleczyć.

-Po pierwsze nie pani, a Sara. Ja do Ciebie też będę mówić po imieniu jeśli Ci to nie przeszkadza, dobrze?-skinął głową.-Po drugie dlaczego? Miałam miliony klientów i nie brakowało także po nieszczęśliwej miłości. 

-To nie była nieszczęśliwa miłość.Emma była ze mną szczęśliwa.-warknął przez zaciśnięte zęby.

-Przepraszam za przyjaciela.-wtrącił się Teo, który spojrzał na atakującego groźnie. 

-Nic się nie stało.-Sara posłała chłopcom ciepły uśmiech.-Luca, możesz mi opowiedzieć o Emmie? A jeżeli będzie Ci lepiej możesz rozpocząć od tego co wydarzyło się w maju.-ciepły głos kobiety roznosił się w pomieszczeniu.

-Nie jest to dla mnie łatwe, ale spróbuję.-skinął głową atakujący.-Wydawało mi się, że Em była ze mną szczęśliwa, że niczego jej nie brakowało. Starałem się ją rozpieszczać jak mogłem. Z jej strony otrzymywałem niebywałe wsparcie. Jeżeli tylko mogła pojawiała się na meczach. Pamiętam, że opuściła jedynie jedno spotkanie.-opowiadał Veti, a psycholog skinęła jedynie głową na znak, aby kontynuował.- W maju wieczorem, kiedy wcześniej wróciłem do mieszkania po zakończonym turnieju w Rzymie zauważyłem rozłożone na stoliku w salonie świeczki, talerze. Byłem pewien, że chciała mi zrobić niespodziankę. Dlatego też udałem się od razu do sypialni. Widok jaki tam zostałem wstrząsnął mną. Ona....-zaczął się jąkać, czując jak kąciki oczu wypełniają się łzami.-...pieprzyła się z jakimś chłopakiem. Jej jęki...to całe spełnienie wymalowane na twarzy...Nie mogłem na to patrzeć.-momentalnie załamał mu się głos, który teraz niebywale drżał.- Moje serce zostało stłuczone na miliony kawałeczków. Już żadnej kobiecie nie uda się go skleić. Ono już nigdy nikogo nie obdarzy takim uczuciem jak Amati. Wybiegłem z mieszkania i tułałem się ulicami. Nie mogłem wymazać tego widoku z głowy. To było obrzydliwe i niesamowicie bolesne. Płakałem. Wiem, że nie powinienem, bo faceci w końcu nie płaczą, ale ja nie umiałem inaczej. Ryczałem jak bóbr. Później poszedłem do Matteo. Kochałem ją ponad życie. Kochałem bardziej niż siatkówkę. Bardziej niż tą sprawiającą mi niesamowitą radość żółto-niebieską Mikasę, a ona mnie tak zwyczajnie zraniła.-zakończył monolog pociągając nosem. 

Pośpiesznie chwycił od Matteo paczkę chusteczek i wysmarkał nos oraz wytarł nimi słoną ciecz  Nie umiał mówić o tym beznamiętnie, bez uczucia. Ta kobieta była całym jego światem i nie umiał tego tak po prostu zapomnieć czy opowiedzieć jakby była to zwykła przygoda z dzieciństwa, kiedy to z Matteo wspinali się na drzewa czy dachy swoich domów. Pociągnął nosem i uniósł wzrok na blondynkę. Widział współczucie wymalowane w jej oliwkowych tęczówkach. Sara nigdy by go nie skrzywdziła. Widział to w jej oczach. Po mimo tego jak na nią ryknął, ona wiedziała, że jest dobrym człowiekiem. 

-Zdecydowanie wiem co teraz czujesz. Mnie też kiedyś zdradził chłopak, jednak teraz mnie już to nie boli tak jak kiedyś. Ranny się zagoiły. Mam męża, który mnie mocno kocha oraz 2-letnią córeczkę. Ktowie może wyjdzie Ci to kiedyś na dobre?-puściła mu oczko.-Nic nie dzieje się bez celu. To normalne, że płakałeś. Jesteś naprawdę dobrym człowiekiem. Widzę to. Zasługujesz na miłość. Twoje serce jest teraz pokruszone jak lód, ale z czasem utworzy się z niego nowa kostka, którą ktoś kiedyś będzie potrzebował. Którą ktoś kiedyś będzie ubóstwiał.

-Dziękuję za słowa otuchy, ale ja naprawdę nikogo nie będę już w stanie pokochać.-skrzywił się delikatnie Włoch.

Zdecydowanie zamaskował przed psycholog, że jej słowa wywarły na nim niesamowite wrażenie. To porównanie do kostki lodu było genialne, ale jakże prawdziwe. Ktoś rzeczywiście może go pokochać, ale czy on będzie to uczucie umiał odwzajemnić? Teraz był tego pewien, że nie będzie miał na to siły. Po rozmowie z psycholog czuł się niesamowicie oczyszczony. Pozbył się ciężaru tkwiącego w jego sercu. Miał Teo, ale rozmowa z kobietą to zdecydowanie coś innego. One rozumieją jak nikt inny. Od czasu rozstania z Emmą stracił także kontakt z Alice, ich wspólną przyjaciółką. Nie mógł się jej przecież zwierzyć. Trzymała przecież ona stronę swojej przyjaciółki. 

***
Z nikłym uśmiechem na ustach przyśpieszył znacznie i wyminął Teo, machając mu energicznie. Środkowy zaklął pod nosem, a Vettori zaprezentował mu swój język. Dumny z siebie przemierzał długość hali, wyprzedzając kolejnych zawodników. Z niesamowitą ulgą zatrzymał się na wskazanej przez trenera wcześniej linii i opadł na parkiet, dysząc głośno. Blengini zadowolony poklepał go po ramieniu, rzucając w jego kierunku plastikową butelkę z przeźroczystą cieczą. Luca obdarował go szerokim, wdzięcznym uśmiechem i przyssał się do gwintu opakowania, zwilżając spierzchnięte wargi zimną, mineralną wodą. Pochłaniał kolejne mililitry napoju, czując jak płonący przełyk zdecydowanie się normuje. Splótł ramiona pod głową i z wysoko uniesionymi kącikami ust podziwiał kolegów, którzy jeszcze okrążali boisko. 

-Szybciej, szybciej Teo! Dawaj! Wyobraź sobie, że cały burdel czeka na to aż go zaruchasz!-wykrzykiwał roześmiany atakujący.

Piano zmroził przyjaciela morderczym wzrokiem, prezentując w jego kierunku środkowy palec prawej dłoni. Vetorii parsknął niekontrolowanym śmiechem, a Gianlorenzo dostrzegł to i skarcił zawodnika Modeny, dokładając mu kolejne 5 okrążeń. Brunet rechotał głośno, przeczesując smukłymi palcami ciemne, gęste włosy, na których pojawiły się kropelki potu. Przeniósł ciężar ciała na łokcie i zwlókł się z parkietu, po czym runął na ławkę. Zaniepokojony trener momentalnie pojawił się obok niego, spoglądając na niego podejrzanie.

-Luca, dobrze się czujesz?-rzucił w jego kierunku selekcjoner reprezentacji Włoch.

-Tak, tak. To tylko zmęczenie.-puścił mu oczko podopieczny i zarzucił na szyję ręcznik. 

Jego miękkim materiałem otarł ozdobioną hektolitrami potu twarz, a także ramiona i tors. Odkręcił korek od kolejnej butelki wody i wlał w siebie kolejne pół litra. Wymordowany treningiem nie miał nawet siły, aby wstać. Po chwili opuścił jednak ławkę i zatrzasnął za sobą drzwi szatni. Zimny prysznic, zmiana odzienia i siedział już w samochodzie, oczekując pojawienia się Matteo. Wykorzystał jednak ten czas do pojawienia środkowego i poddał się letargowi. Gdyby nie skuteczna terapia z Sarą nadal wykonywał by ćwiczenia na odczepne i wieczorami zatapiał smutki w alkoholu. Ta kobieta sprawiła, że w jego głowie nie siedziała już brunetka, która ułożyła sobie życie z Ivanem, a zdecydowanie miejsce w niej zajmowały Igrzyska Olimpijskie w Rio de Janeiro zbliżające się wielkimi krokami. Mimowolnie kącik jego ust drgnął subtelnie, gdy jego oczom ukazała się sylwetka środkowego, który powłóczył za sobą nogami. 

-Kurwa, Luca! Czy Ciebie popierdoliło?! Przez Ciebie cwelu musiałem 5 okrążeń więcej robić! Zabije Cię no!-wydzierał się zirytowany Piano.-A tak serio to cieszę się, że wróciłeś do siebie. Stary Lucuś jest tutaj ze mną.-zmierzył mu czuprynę Teo. 

-Wygrałem. Dawaj stówę.-właściciel samochodu wystawił smukłą dłoń w kierunku Matteo.

-O men!-jęknął zawodnik Modeny i ułożył na niej banknot.-Następnym razem to ja będę lepszy. 

-Nawet się nie łudź.-wystawił mu język Luca, który przekręcił już kluczyki w statyce. 

Ułożył dłonie na kierownicy i miał już opuszczać miejsce parkingowe, gdy tuż przy jego drzwiach pojawiła się znajoma rudowłosa. Dziewczyna uderzyła delikatnie kostkami o szybę od strony kierowcy, a Luca nacisnął przycisk, uchylając okno. Zdezorientowany zmarszczył brwi, rozpoznając w niej dawną przyjaciółkę. 

-Czego chcesz Alice?-warknął przez zaciśnięte zęby.

-Ja wiem, że Ty nie chcesz mnie widzieć, ale Emma potrzebuje pomocy. Błagam Cię wysłuchaj mnie.-wypowiedziała błagalnie. 

~*~
Nie łudźcie się, że w Luci życiu wszystko już będzie dobrze. Jest jednak lepiej niż było kilka tygodni temu ;) Pytanie brzmi czy na długo? ;) Co takiego się wydarzyło, że Alice miała czelność pojawić się pod halą? Wszystkiego dowiecie się niebawem ^^ Dziękuję za wszystkie opinie i proszę o udzielanie się w komentarzach ;3 Całuje i do zobaczenia! ;* 


niedziela, 17 lipca 2016

Porcelain Heart cz.1

Beznamiętnym wzrokiem omiata pomieszczenie, przewracając się na drugi bok. Ponownie przymyka powieki i próbuje udać się w ramiona Morfeusza. Wszystko na nic. Zrezygnowany wzdycha głośno i podrywa się do pozycji siedzącej. Wplata smukłe palce w ciemne, gęste włosy, wypuszczając powietrze ze świstem. Czy on kiedykolwiek o niej zapomni? Nie znał odpowiedzi na to pytanie. Miał jednak nadzieję, że kiedyś tak się stanie. Kto by pomyślał, że przez jeden wieczór zostanie przekreślone tysiące wspólnych godzin, miliony minut, tysiące sekund, kilkadziesiąt miesięcy...Nie chciał wracać wspomnieniami do tego jakże bolesnego majowego wieczoru. Jednak tego tak łatwo pozbyć się z głowy nie dało. Za każdym razem na myśl nasuwało mu się jedno pytanie: Co by się stało, gdyby uprzedził ją o swoim wcześniejszym powrocie? Emma przeniosłaby się wraz ze swoim kochankiem do własnego mieszkania? Za pewne ukryła by przed nim spotkanie z Ivanem i dalej żyłby w niewiedzy szaleńczo w niej zakochany, rozkoszujący się każdą chwilą spędzoną w jej towarzystwie. Pokręcił stanowczo głową, aby odpędzić od siebie te wywiercające dziurę w jego sercu myśli i zsunął nogi z miękkiego materaca. Skrzywił się subtelnie, kiedy jego stopy spotkały się z chłodem podłogi i wsunął je pośpiesznie w kapcie. Rozciągnął się leniwie i ziewnął zmęczony. Kolejna nieprzespana noc. 

-Nic nowego, Vettori.-mruknął pod nosem, przymykając za sobą drzwi sypialni.

Zameldował się w kuchni, gdzie ostatnio spędzał sporo czasu i nastawił wodę na kawę. Do ulubionego kubka wsypał dwie łyżeczki ciemnego proszku i przysiadł na parapecie okna, mierząc wzrokiem panoramie włoskiego miasta. Kątem oka zerknął na zegar spoczywający nad stołem i prychnął pod nosem. 5 rano. Ta cholerna blondynka niszczyła jego zegar biologiczny. Ponownie utkwił wzrok w krajobrazie Parmy, obserwując zapełniające się powoli samochodami uliczki czy przemierzających chodniki ludzi. Po kilku minutach rozkoszował się aromatem kofeinowego napoju, który był jego ostatnią deską ratunku, aby jakkolwiek funkcjonować dzisiejszego dnia. Uderzał łyżeczką o ściany naczynia, tempo wpatrując się w drżącą ciecz. Po chwili zatopił w niej swe wargi, krzywiąc się delikatnie, kiedy poczuł nieprzyjemne pieczenie na języku. Nim spostrzegł, a przed oczami zaczęły pojawiać mu się przebłyski tego wieczoru. 
On przekraczający próg swojego mieszkania, rzucona w kąt korytarza torba, rozłożone na stole w salonie talerze oraz zapachowe świece. Był pewny, że Amati chciała urządzić dla niego niespodziankę, dlatego też uśmiechał się łagodnie pod nosem. Skierował swojego kroki do sypialni i delikatnie ułożył dłoń na klamce, naciskając ją. Wtem jego oczom ukazał się jakże bolesny dla niego widok. Jego serce roztrzaskało się na miliony kawałeczków, które już nigdy nie zostaną przez nikogo posklejane, które już nigdy nie wrócą na swoje miejsce i nie utworzą tego samego serca. Serca, które swoim ciepłem obdarowywało brunetkę, która w tym momencie poddawała się miłosnym uniesieniom z brunetem. Tego widoku nie zapomni do końca życia. To spełnienie wymalowane na jej twarzy, jej ciche pojękiwania, on łączący się w jedność z jej ciałem, tatuaże widniejące na jego ciele...To już na zawsze pozostanie w jego pamięci. Poderwał się z krzesła i ujął twarz w dłonie. Obiecywał sobie, że już nigdy nie uroni przez tą kobietę ani jednej łzy. Jednak nie umiał już z tym walczyć. Była jego księżniczką. Jego słodką Emmą. Jego czekoladką, jego oczkiem w głowie, jego powodem, dla którego podnosił się z łózka....Jeszcze szczęście prysnęło niczym bańka mydlana, która nadziała się na potężną gałąź drzewa. Czym w końcu jest taka banieczka oznaczająca miłość tlącą się w jego sercu do bólu wielkości gałęzi? Czymś gigantycznym. Pośpiesznie otarł kciukiem słoną ciecz widniejącą na jego policzkach i wziął głęboki oddech. 

-Czas się ogarnąć, Vettorii.-stwierdził z bladym uśmiechem. 

Już miał odłożyć brudne naczynie do zlewu, kiedy po wnętrzu jego mieszkania rozniosła się doskonale  znana mu melodyjka. Nie zwracając uwagi na swój ubiór, a raczej jego brak podreptał w kierunku drzwi. Nie zerkając nawet przez wizjer przekręcił kluczyk w drzwiach i pociągnął klamkę zamaszystym ruchem. Jego czekoladowym tęczówkom ukazał przyjaciel. Teo pokręcił z dezaprobatą głową, rozglądając się po mieszkaniu, w którym panował totalny chaos. Znał Lucę kilka dobrych lat i wiedział, że brunet ubóstwia porządek. Potrafił się nawet nie odzywać do Emmy, gdy ta porozrzucała wszędzie torby z zakupami. 

-Stary, nie możesz tak dalej żyć.-załamał ręce Piano, wskazując nimi na bałagan panujący wokół.

-Matteo, nie mam ochoty żyć, a co dopiero dbać o mieszkanie.-wypowiada zgodnie z prawdą właściciel tego lokum. 

-Gdzie się podział stary Luca? Gdzie to jego pozytywne podejście do życia? Gdzie ten łobuzerski uśmiech?Gdzie ta roześmiana zawsze twarzyczka, o której pisano w milionach portali o najprzystojniejszych facetach?Gdzie w Tobie życie, stary?-jęknął rozżalony środkowy.-Nie wiem kim jesteś, ale chce, abyś oddał mi mojego, starego Lucę. Mojego przyjaciela.-wbił palec pomiędzy nagie żebra Vettoriego. 

-Przestań, bo już całkowicie zeświruje.

-Odpowiedz mi proszę na moje pytanie.-rzucił stanowczo Matteo.

-Odszedł razem z nią.-szepnął atakujący, unikając wzroku przyjaciela.

                                                                        ***
Spoglądał mętnym wzrokiem na pękający w szwach parkiet od rozgrzanych par i załapał się za głowę. Miał już serdecznie dość basów, które wyraźnie odczuwało jego ciało i tej cholernie głośnej muzyki szumiącej mu w uszach. Blady uśmiech wpłynął na jego usta, gdy ponownie chwycił w dłoń szklane naczynie wypełnione przeźroczystą cieczą i jego zawartość wlał w swoje gardło. Skrzywił się delikatnie, ale po chwili prosił już barmana o dolewkę. Nie liczył już, która to kolejka. Zresztą jego mózg miał teraz problem z przyswojeniem jakichkolwiek cyfr. Chciał się po prostu upić i choć na chwilę zapomnieć o uroczej brunetce. Nim mężczyzna wypełnił kieliszek na krzesło obok opadł środkowy. Piano zmierzył wzrokiem atakującego, a chwilę później jego wzrok padł na kolejną porcję wódki widniejącą w naczyniu. Widząc jak Luca wyciąga po nie dłoń pośpiesznie chwycił je w swoje powybijane palce i zawartość wylądowała w jego jamie ustnej. Syknął pod nosem i odstawił kieliszek na blat. Vettori prychnął pod nosem, opierając głowę na dłoni i przyglądając się chłopakowi. Teo z dezaprobatą wymalowaną na twarzy pokręcił głową, dostrzegając migoczące w kolorowych strumieniach światła ciemne oczy przyjaciela. Wstawił się. Zawsze zdradzały go oczy. Choćby mówił poważnie, wystarczyło spojrzeć w jego czekoladowe tęczówki, a wiadomo było, że za chwilę parsknie śmiechem, co następowało kilka sekund później. Nie umiał ukrywać swoich emocji. 

-Co Ty najlepszego robisz?-rzucił Matteo, obserwując jak przyjaciel przywołuje do siebie barmana.

-Jak to co. Bawię się.-odpowiedział z promiennym uśmiechem Luca.-Choć potańczyć.

Brunet zeskoczył z krzesła i gdyby nie szybka interwencja kumpla zaliczyłby bolesne spotkanie z podłogą. Piano zirytowany do granic możliwości chwycił 25-latka za ramię i szarpnął nim solidnie, ciągnąc go w kierunku wyjścia z lokalu. Luca nic sobie z tego nie robił i zaczął podrygiwać do rytmu piosenki, którą właśnie zapuścił DJ. W głębi duszy rozrywało środkowego, kiedy obserwował co jego przyjaciel ze sobą wyprawia. Powoli zbliżał się do dna, a on nie wiedział jak mu pomóc. Był bezsilny. Vettori nie potrafił wymazać ze swojego życia Amati, która teraz wiodła sobie szczęśliwe życie przy boku Ivana. Miała go w serdecznym poważaniu, a on upijał się do nieprzytomności, aby o niej zapomnieć. Na trzeźwo nie potrafił o niej nie myśleć. Piano pchnął atakującego na pobliską ławkę, a sam wyciągnął z kieszeni telefon. Zamówił im taksówkę, po czym opadł obok bruneta. 

-Zabiję tą sukę.-rzucił z jadem w głosie, spoglądając na przyjaciela. 

Nim się zorientował a Luca wstał i zaczął tańczyć, co wyglądało naprawdę komicznie. Środkowy mimowolnie się uśmiechnął, mrucząc pod nosem:

-Tylko po alkoholu wracasz stary Ty.

Vettori był dynamiczny, dlatego nim Włoch zauważył, a brunet spacerował już obok szatynki, która chichotała pod nosem z jego stanu. Luca tymczasem zarzucił ramię na jej plecy i zaczął mruczeć coś niezrozumiale, co jakiś czas obdarowując dziewczynę urzekającym uśmiechem. Nim spostrzegł, a ich usta dzieliły milimetry. Wtedy Teo zdecydował się zainterweniować. Oderwał bruneta od dziewczyny i objął go w pasie.

-Przepraszam za kolegę.-wypowiedział skruszony.

-Słodki jesteś.-zaśmiała się szatynka, pstrykając w nos Lucę. 

Z niezręcznej dość dla gracza Modeny sytuacji wybawił go klakson taxi. Momentalnie ruszył pędem w kierunku samochodu, wlecząc za sobą kumpla. Jakimś cudem udało mu się go wepchnąć do wnętrza auta i zapiąć. Chwilę później sylwetka atakującego leżała na łóżku, a środkowy pozbawiał go części garderoby. W końcu zostawił go przyodzianego w same bokserki i przykrył kołdrą, zamykając mieszkanie na kluczyk.

-Jest jeden plus tej sytuacji.-mruknął sam do siebie, przemierzając parmeńskie uliczki.-Choć się wyśpi.-kąciki jego ust delikatnie drgnęły.-Oj Vettori, Vettori. Czeka Cię jutro poważna rozmowa.

~*~
Tadam! Jest oto i wstęp do nowej historii. Porcelanowe Serce będzie o losach przystojnego włoskiego atakującego i brunetki, która niestety, ale dogłębnie skrzywdziła Lucę. :/ Czy Włochowi uda się zostawić przeszłość za plecami? Czy podźwignie się on po ciężkim przeżyciu? Wszystkiego dowiecie się, jeśli tylko będzie widoczna tu wasza obecność ^^ Dziękuję jeszcze raz za wszystkie opinie pod poprzednią historią i liczę na to, że ta zgromadzi was jeszcze więcej ;3 Całuje i do zobaczenia może jeszcze w tym tygodniu! ;*
PS: Jadę do Wisły na LGP i nie wiem czy wyrobię się z napisaniem nowej części :/ Dlatego też proszę o zrozumienie ;) Prevcovie także zapraszają do swojego życia! :D >>KLIK<<



środa, 13 lipca 2016

Sunny Italy, cz.5

Z łagodnie uniesionymi kącikami ust wpatrujesz się w krajobraz wesołych dzieci biegających po parku. Kątem oka zerkasz na skupioną twarz bruneta, który wzrok utkwiony ma w błękitnym niebie wypełnionym pogodnymi chmurami. Delikatnie odpychasz się od podłoża i wprawiasz huśtawkę w ruch. Chwilę później roześmiana spoglądasz na Serba, rozkoszując się ciepłym wiatrem muskającym Twoją subtelną twarz i targającym Twoje jasne kosmyki. Atakujący kręci z niedowierzaniem głową, chichocząc pod nosem. Masz ogromny sentyment do tego miejsca. To własnie tu Aleksandar otworzył się przed Tobą i wyznał co tak naprawdę do Ciebie czuję. Pamiętasz jak zdenerwowany spacerował po trawniku, nie wiedząc za bardzo czy zdecydować się na powiedzenie Ci prawy. Wodziłaś wtedy za nim wzrokiem, nie zdając sobie pojęcia czym się tak denerwuje. Co chwila wplatał palce w gęste, ciemne włosy, zaczesując je do tyłu. Ty jednak wytrwale czekałaś aż w końcu wydusi z siebie jakiekolwiek słowo. W pewnym momencie przystanął na przeciw Ciebie i wziął głęboki oddech, po czym zagłębił się w Twoich lazurowych tęczówkach. Wtedy z jego aksamitnych ust zaczęły wypływać słowa, a raczej ich potok. Strzelał nimi w Twoją osobę niczym z karabinu maszynowego, a Ty z każdym słowem nie dowierzałaś. Kilka tygodni temu był bay boyem, który mógł mieć każdą. Ciebie także próbował dopisać do swoich trofeów, jednak Ty łatwo się nie dałaś. Sama nie wiedziałaś co Cię wtedy podkusiło by być taką pewną siebie, odważną. Chyba po prostu coś Cię do niego ciągnęło i chciałaś sprawdzić czy jest taki jak reszta facetów. Fakt, że odezwał się do Ciebie po kilku tygodniach od tego wydarzenia sprawił, że miałaś nadzieję, że pożałował. On tymczasem zwyczajnie wyznał Ci, że gdyby ten pocałunek nie miał miejsca nie odkryłby jak bardzo jesteś dla niego ważna. Mimowolnie Twoje kąciki ust drgnęły na to wspomnienie. Zeskakujesz z wahadła i wspinasz się na kolana Serba, wyrywając go tym samym z letargu. Jego ciemne tęczówki z iskierkami euforii wpatrują się w Twoją subtelną twarz oświetloną przez promyki słońca, co jeszcze bardziej dodaje jej uroku. Oplatasz ramionami szyję siatkarza, przywierając do niego szczelnie ciałem. Alex mimowolnie wykrzywia usta w szeroki uśmiech i otula Cię szczelnie ramionami. Nachyla się nad Twoją głową i muska wargami Twoją skroń. Kochasz go. Jest tak niesamowicie troskliwy i czuły. Okazuje Ci to na każdym kroku. Nigdy byś nie pomyślała, że pod maską bad boya kryje się tak cudowny facet. 

-O czym tak myślisz, Antasiu?-mruczysz w jego koszulkę. 

Swoją drogą w czarnym jest mu naprawdę seksownie. Niebywale podkreśla jego cudownie miękkie włosy i czarujący uśmiech. 

-O nas.-pstryka Cię w nos.-Doszedłem do wniosku, że chce mieć z Tobą dziecko.-wpatruje się w Twoje lazurowe tęczówki.

-Mówisz poważnie?!-niemalże piszczysz ze szczęścia.

-Nie no po prostu chce Cię trochę popukać.-wzrusza ramionami, a po chwili parska głośnym śmiechem.

-Idiota.-wymierzasz mu mocny cios w potylice.

-Przecież żartuje, Amuś!-składa subtelny pocałunek na Twoich wargach.-Mówię poważnie. Marze o takiej małej blondyneczce, która będzie wybijać okna w domu piłką do siatki.-jego cichy chichot przyjemnie otula Twój narząd słuchowy. 

-Zapomnij! Będzie miały, rozkoszny brunecik o czekoladowych oczach i będzie śmigał z rakietą tenisową po ogrodzie.-obdarowujesz go promiennym uśmiechem. 

-Odwołaj to!-oświadcza Ci z powagą.-Inaczej będzie kara.-grozi Ci palcem.

-Alex nie!-piszczysz, kiedy jego zęby spotykają się ze skórą na Twojej szyi.

Momentalnie wyciągasz z kieszeni telefon i ustawiasz go tak, aby zobaczyć odbicie tej właśnie części ciała. Cholera! Wielka ciemna plamka zdobi Twój kark w doskonale widocznym miejscu. Z mordem wymalowanym w lazurowych tęczówkach spoglądasz na atakującego, a on jedynie prezentuje Ci w całej okazałości swoje uzębienie. 

-Ja Cię kiedyś zabije! I to nie łagodnie! Potnę Cię tasakiem! -zeskakujesz z jego kolan i opadasz na wolną obok huśtawkę.-Czy Ty chłopie w ogóle myślisz!? Jutro mamy odwiedzić Twoich rodziców! Jak ja się będę prezentować z malinką na pół szyi?!-wydzierasz się niemiłosiernie, wyładowując się na huśtawce, dzięki czemu wznosisz się wysoko. 

-Nie dramatyzuj! Nie jest tak źle.-śmieje się pod nosem.-Obwiniesz się chustą i będzie.

-Chusta, gdy na dworze jest dobre 40 stopni?! Nie no ja nie mam słów! 

Aleksandar wywraca oczami i nim się orientujesz jakimś cudem zdziera Cię z huśtawki, przerzucając sobie przez ramię. Uderzasz w jego plecy pięściami, wierzgasz się, ale nie przynosi to żadnego rezultatu. Serb dalej pokonuje z Tobą na ramieniu chodnik parku, podążając w kierunku waszego mieszkania. 

-Co Ty zamierzasz zrobić? -marszczysz brwi. 

-Jak to co?! Kochać się z moją narzeczoną. 

-Nawet o tym nie myśl. Nie chce utworzyć drużyny malinek na mojej szyi. 

                                                                      ***
Tokio, 2020

Zdenerwowana podrywasz się z miejsca i omiatasz wzrokiem sylwetki polskich siatkarzy. Zaniepokojona obdarzasz spojrzeniem bruneta, a jedynie przygarnia Cię do siebie, zamykając w szczelnym uścisku. Układa głowę na Twoim ramieniu i czekoladowymi tęczówkami podąża za zawodnikami znajdującymi się na boisku. Czujesz jego ciepły oddech na swojej szyi, który powoduje wędrujący po Twoim kręgosłupie dreszczyk. Po mimo tego, że jesteście ze sobą już 5 lat to Alex dalej działa na Ciebie tak samo intensywnie jak na początku waszej znajomości. Z nikłym uśmiechem spoglądasz na złoty kawałek metalu zdobiący Twój przedostatni palec prawej dłoni. Od dwóch lat jesteście zgranym małżeństwem. Wszystko to nadal wydaje Ci się snem. Kręcisz głową, aby odgonić te myśli i powracasz duchem na halę w Tokio. Twój wzrok momentalnie wędruje na tablice wynikową, gdzie 12:13 widnieje na koncie Amerykanów. Ze świstem wypuszczasz powietrze, obserwując unoszącą się nad parkietem sylwetkę Kurka. Oddychasz z ulgą, kiedy piłka posłana z zagrywki mieści się w polu gry. Zostaje precyzyjnie przyjęta przez Sandera, który dogrywa ją Christensona. Micah precyzyjnie rozgrywa ją na prawe skrzydło, gdzie ponad siatkę unosi się gotowy do ataku Anderson. Atakujący ekipy amerykańskiej myli się jednak i plasuje żółto-niebieską Mikasę po za polem gry. Już wyobrażasz sobie ten krzyk Swędrowskiego oznajmiający aut. Mimowolnie uśmiechasz się pod nosem i zerkasz na tablicę z wynikiem. 13:13.

-Panowie jeszcze trochę.-szepczesz, zaciskając kciuki najmocniej jak się da.

Kolejny mocny serwis Bartosza, który także bierze na siebie Taylor. Tym razem rozgrywający USA decyduje się na akcję ze środka. Nasz blok jednak odczytuje intencje gracza z numerem 11 i wbija się nad parkiet, tworząc ścianę nie do przebicia dla Maxwella. Holt wściekły zaklina pod nosem, a nasi zawodnicy uśmiechają się z ulgą.

-13:14! Piłka meczowa dla reprezentacji Polski!-krzyczy komentator.

Splatasz palce z dłońmi Serba i modlisz się w głowie, aby ta walka zakończyła się sukcesem. Czujesz ciepło rozlewające się w Twoim żołądku. Denerwujesz się. Denerwujesz jak cholera. Za linią dziewiątego metra stawia się Łomacz. Rozgrywający naszej ekipy wykonuje charakterystyczny dla siebie flot, który sprawia niemałe kłopoty Aaronowi w przyjęciu. Jakimś cudem jednak Micah rozgrywa do Andersona, a ten przedziera się na połowę polskich siatkarzy. Świetnie rozstawiony Kubiak broni atak Amerykanina, Grzegorz bez problemu rozgrywa piłkę na środek. Kłos doskonale ukrywa nasze zagranie, dzięki czemu Twój przyjaciel może nabrać rozpędu i wyskoczyć. Nabierasz powietrza do płuc i obserwujesz jak Michał uderza w piłkę. Libero ekipy USA stara się podbić piłkę, ale niestety nie zdąża wsunąć pod nią dłoni. Z niedowierzaniem spoglądasz na Atanasijevicza, a on wskazuje palcem tablicę wyników oraz Amerykanów, którzy leżą na parkiecie. Brunet chwyta Cię za biodra i unosi, a Ty oplatasz nogami jego pas i wpatrujesz się w jego czekoladowe tęczówki lśniące niesamowicie w blasku świateł znajdujących się w japońskim obiekcie. Chwilę później Alex wpija się żarłocznie w Twoje wargi, a Ty oddajesz pocałunek z nie mniejszym zaangażowaniem. Jego aksamitne usta ocierają się o Twoje, przywołując Cię o szybsze bicie serca. Pieści Twoje podniebienie swoim językiem, a Ty badasz palcami miękkość jego ciemnych, gęstych włosów. W końcu jednak odrywasz się od atakującego i chwytasz go za rękę, ciągnąć w kierunku band reklamowych. Przeskakujesz przez nie i uradowana rzucasz się na Kubiaka. Dziku parska głośnym śmiechem, opadając na parkiet. Tuli Cię do siebie, a Ty nawet nie zauważasz, kiedy słona ciecz pojawia się na Twoich policzkach. Łkasz cicho w jego koszulkę, a Michał gładzi Cię po plechach, abyś się uspokoiła. Sam jednak roni kilka łez szczęścia. Po dłuższej chwili w końcu podnosicie się z płyty boiska. Posyłasz mu nikły uśmiech, ocierając zewnętrzną częścią dłoni łzy z policzków.

-Byłeś niesamowity! Jak Cię nie wybiorą MVP to normalnie się do tych pojebów przejdę!-wykrzykujesz, chichocząc pod nosem.

-Szalona jak zawsze.-brunet kręci roześmiany głową.-Kocham Cię, Am.-muska usta Twój policzek, przygarniając Cię do siebie.

-Ja Ciebie też, Kubi.-także składasz pocałunek na jego policzku.

-Ej! Nie chce Cię martwić, ale Alex chyba zaraz zamieni się w winogron z zazdrości.-parska śmiechem przyjmujący.

Momentalnie odrywasz się od jego boku i odnajdujesz Twojego męża. Rzeczywiście, nie ma on za ciekawej miny. Biegiem udajesz się w jego kierunku, machając Kubiemu na pożegnanie. Wpadasz w ramiona Serba, a on pozostawia mokry ślad na Twoim czole.

-Dziękuję Ci, że ze mną tutaj jesteś.-unosisz wzrok na jego twarz i posyłasz mu promienny uśmiech.

-Będę z Tobą zawsze, kochanie.-wypowiada z uczuciem.

Mocniej wtulasz się w mężczyznę Twojego życia i marszczysz brwi, kiedy blondyn z mikrofonem pojawia się na płycie boiska. Siatkarze uśmiechają się cwanie, a Ty ciągniesz Alexa w ich kierunku, aby mieć lepszy widok na sytuację, gdyż za chwile chyba coś się tutaj będzie działo.

-Uwaga, uwaga! Chciałbym prosić tutaj Aleksandrę Lach!-Szalpuk przywołuje do siebie blondynkę.

Dziewczyna zdziwiona przerywa konwersacje prowadzone z żoną Kubiaka i posłusznie przeskakuje przez bandy, podążając w kierunku swojego chłopaka. Artur tymczasem macha także dłonią na Drzyzgę. Fabian szczerzy się szeroko i podchodzi do przyjaciela, przejmując od niego mikrofon. Przyjmujący klęka przed Olą, spoglądając na nią z dołu. Rozgrywający podsuwa mikrofon pod usta blondyna, a ten wyjmuje zza pleców czerwone pudełeczko w kształcie serca.

-Wie dróg razem przeszliśmy, wile chwil razem przeżyliśmy, wiele razy razem płakaliśmy, wiele razy razem śmialiśmy się, wiele razy tonęliśmy w swoich ramionach, wiele razy obdarzaliśmy się uśmiechami... Mi jednak wciąż jest mało. Dlatego też chce zyskać tego wszystkiego więcej. Olu czy uczynisz mnie najszczęśliwszym blondynem, siatkarzem, przyjmującym, mistrzem olimpijskim na świecie i wyjdziesz za mnie?-zakończył swój monolog blondyn, spoglądając z wyczekiwaniem na dziewczynę.

Blondynka oszołomiona zakrywa dłońmi usta, wpatrując się z niedowierzaniem w klęczącą przed nią sylwetkę siatkarza. Artur tymczasem zdenerwowany mierzy spojrzeniem dziewczynę, obawiając się odrzucenia zaręczyn.

-Tak, Artur. Tak! Chce z Tobą przeżywać wszystkie chwile!-wydziera się blondynka.

Artur oddycha z ulgą, obdarzając ją najpiękniejszym, anielskim uśmiechem na ziemi. Wsuwa srebrny pierścionek z białym oczkiem na palec Aleksandry, po czym bierze ją na ręce i okręca wokół własnej osi, wykrzykując na całą halę.

                                                               ~*~
Oto i jest zakończenie historii Alexa i Amelii ;3 Jak wam się podoba? ^^ Wiem, że trochę krótkie i nic specjalnego, ale chciałam coś nie banalnego ;)  Mam nadzieję, że nie opuścicie mnie po zakończeniu Sunny Italy i będziecie ze mną na Porcelian Heart :3 Dziękuję wam za obecność na tej historii i proszę o pozostanie ;* Do zobaczenia! :* 



poniedziałek, 11 lipca 2016

Sunny Italy, cz.4

Stukasz długimi, krwistoczerwonymi paznokciami o fakturę krzesła, wpatrując się z wyczekiwaniem w przerażająco białe drzwi. W końcu Twoje błagania zostają wysłuchane i otwierają się one. Pośpiesznie podrywasz się z miejsca i zgarniasz z krzesełka swoją torbę, meldując się we wnętrzu gabinetu. Opadasz na obity białą skórą fotel i układasz torebkę obok Twoich nóg, omiatając wzrokiem zebrane w pomieszczeniu pielęgniarki. Miedzianowłosa kobieta siedząca za biurkiem przyodziana w biały kilt posyła Ci ciepły uśmiech, stukając w klawiaturę komputera. Chwilę później wystukuje w nim podawane przez Ciebie dane personalne. Wstaję z biurowego fotela i podchodzi do Ciebie, badając Twoje żyły znajdujące się w zgięciach łokci. Sykasz pod nosem, kiedy cienki, chłodny metal spotyka się z Twoją rozgrzaną skórą. Kobieta pobiera niewielką ilość szkarłatnego płynu z Twojej żyły i wręcza Ci opatrunek, informując w jakim czasie powinny pojawić się wyniki. Kiwasz jedynie głową i żegnasz się z pracowniczką szpitala, przymykając za sobą drzwi. Z łagodnym uśmiechem widniejącym na ustach przemierzasz szpitalny korytarz, krzywiąc się subtelnie, kiedy do Twoich nozdrzy dociera nieprzyjemny zapach, za który za pewne odpowiadając środki czystości czy inne chemikalia. Masz zamiar jak najszybciej opuścić budynek i zjeść porządny obiad na mieście. Przyśpieszasz, więc kroku i sięgasz do torebki po telefon. Odblokowujesz urządzenie w celu sprawdzenia godziny, a wtedy czujesz jak Twoje ciało traci równowagę i jesteś już przygotowana na bolesne spotkanie z zimną podłogą, kiedy nagle coś chwyta Cię w pasie. Zdziwiona natychmiast pozwalasz się unieść swoim powiekom i podrywasz głowę do góry. Twoim oczom ukazują się niebiańsko piękne czekoladowe tęczówki. Chwila, chwila Ty je skądś znasz...Mogę one należeć tylko do jednej osoby...

-Amelia?!-słyszysz zdziwienie malujące się w jego melodyjnym głosie. 

-Alex!-piszczysz i wyrywasz się z silnego uścisku bruneta, zarzucając ręce na jego szyję.-Cześć!Boże! Jak ja Cię dawno widziałam!-odrywasz się od niego, zdając sobie sprawę jak głupio to musiało wyglądać.-Przepraszam, nieco przesadziłam.-dodajesz skruszona.

-Nic się nie stało.-wzrusza ramionami brunet.-Chyba chciałaś powiedzieć jedyny raz w życiu.-poprawia Cię Serb, posyłając łagodny uśmiech.-Gdzieś Ty się podziewała przez ten rok?-unosi pytająco brew. 

-No tak, fakt.-krzywisz się nieznacznie.-Byłam tutaj, tylko widocznie Ciebie nie było.-wbijasz palec pomiędzy jego żebra.-Wróciłam do tenisa.-oświadczasz z najszerszym uśmiechem na jaki tylko Cię stać.

-Jejku, to wspaniale!-pociera Cię po ramieniu.-Jak Ci idzie?-podchwytuje temat. 

-Dobrze. Nawet bardo dobrze.-rzucasz z uśmiechem.-A co tutaj właściwie robisz? Coś się stało?-zaniepokojona zerkasz na jego opatrunek na łydce.

-Odnowił mi się uraz kości piszczelowej w lewej nodze i jutro mam operację. Miesiąc pauzowania.-wykrzywia twarz w delikatny grymas.-A Ty co?-rzuca okiem na Twój wacik znajdujący się przy łokciu.

-Współczuję.-posyłasz mu pokrzepiający uśmiech.-Badania okresowe.

                                                                                   ***
Z subtelnie uniesionymi kącikami ust przekraczasz próg McDonalda i wdychasz do nozdrzy smakowite zapachy. Wodzisz wzrokiem po menu wywieszonym na ścianach i po zdecydowaniu się na dokładne przysmaki udajesz się do kasy. Blondynka przyjmuje Twoje zamówienie i wręcza Ci numerek, wskazując dłonią strefę, w której ludzie czekają na posiłek. Odbierasz swój obiad i zajmujesz miejsce przy jednym z pustych stolików. W ekstremalnie szybkim tempie pochłaniasz cheeseburgera oraz frytki, po czym opuszczasz lokal. Robisz także szybki obchód sklepów znajdujących się w galerii, aby znaleźć coś na urodziny przyjaciela Alexa, na które Cię zaprosił. Początkowo nie chciałaś przyjmować jego propozycji, gdyż nie znasz jego kumpla, a to jego impreza, ale jego ciemne tęczówki emanujące iskierkami radości w połączeniu z śnieżnobiałym, urzekającym uśmiechem nie miały prawa Cię nie urzec. To był zdecydowanie za silny zestaw na Twoje subtelne serduszko. Po nieco ponad godzinie opuszczasz centrum handlowe z ozdobną torebeczką w dłoni. Meldujesz się w domu i momentalnie zabarykadujesz się w łazience. Strumień zimnej wody przyjemnie koi Twoje rozgrzane przez lipcowe słońce ciało, a natrysk ciepłej rozluźnia mięśnie. Postanawiasz odświeżyć także włosy, w które wmasowujesz truskawkowy szampon i spłukujesz pianę ciepłą wodą. Owinięta w biały ręcznik stawiasz się w sypialni, gdzie przeglądasz zawartość szafy w poszukiwaniu odpowiedniego stroju na urodziny kumpla Serba. Antek zawsze wyczuwa kiedy się zjawić i przekracza próg Twojego lokum, odsuwając Cię do tyłu. Po chwili szperania wyjmuje wieszak z pudroworóżową sukienką na szelkach, które przecinają się na plecach i odsłaniają ich resztę z wycięciami po bokach. Jest ona także rozkloszowana. >>klik<<

-Pogięło Cię?! Ja tam idę jako towarzyszka Alexa, a nie gwiazda wieczoru.-karcisz blondyna. 

-Zależy Ci na tym chłopaku? -rzuca w Twoją stronę Kowalski oparty nonszalancko o szafę. 

-To tylko kolega.-przewracasz oczami.-Z resztą co on ma do rzeczy?-marszczysz brwi.

-Mam Cię!-puszcza Ci oczko.-Zazwyczaj zareagowałabyś podobnie jak na moment, kiedy pokazałem Ci tą sukienkę. A Ty zrobiłaś to co robi większość dziewczyn, kiedy matka wypytuje o chłopaka, który wpadnie im w oko. Odpowiadasz, że to tylko kolega. -wyjaśnia Antoni. 

-Weź Ty się czasem rąbnij jakimi drzwiami.

-Ubieraj to!-rzuca w Ciebie wieszakiem z kreacją. 

Prychasz jedynie pod nosem i wypraszasz z pokoju chłopaka, zatrzaskując za nim drzwi. Przysiadasz na rogu łóżka i opierasz twarz na dłoniach, przysłaniając ją nimi. Czyżby to co mówił Antek było prawdą? Alex wpadł Ci w oko? Nie, przecież to niemożliwe. Ty nigdy nie byłaś zakochana. Nie znasz smaku miłości. Owszem, jest przystojny. Lubisz w nim to optymistyczne podejście do życia, ubóstwiasz za czarujący uśmiech, uwielbiasz jego czekoladowe tęczówki, ale to na bank nie jest miłość. Po prostu Ci się podoba fizycznie. Nic więcej. Ale skoro tak jest to czemu dzisiaj się tak na niego rzuciłaś? Uwiesiłaś się na jego szyi jakbyś była co najmniej jego dziewczyną i nie widziała go z rok. Hola, hola. Przesadzasz. Po prostu nie spotykałaś się z nim i po długim czasie ucieszyłaś się, że go zobaczyłaś. Tylko czemu skoro raz w życiu tylko było dane Ci z nim porozmawiać? 

-Dobra, dość.-stwierdzasz stanowczo i podrywasz się z miejsca. 

Rzucasz okiem na kreację spoczywającą na Twoim łóżku i pocierasz palcem podbródek, zastanawiając się nad tym, czy aby warto ją założyć. Nie masz jednak pomysłu w co innego mogłabyś się ubrać. Wzruszasz ramionami i zsuwasz z siebie ręcznik. Chwilę później poprawiasz rzęsy tuszem, nadając im efektu wydłużenia i poprawiasz usta subtelnym różowym błyszczykiem. Zadowolona z efektu końcowego okręcasz się wokół własnej osi, przeglądając się w lustrze. Kiwasz głową na znak, że jest nieźle i opuszczasz sypialnie. Zgarniasz ze stołu ozdobną torebkę i wsuwasz na stopy szpilki, kiedy do Twoich narządów słuchowych dociera głośny gwiazd. 

-Wiedziałem, że mnie posłuchasz.-szczerzy się głupio. -Dobry wybór.

-Dzięki, ale żeby nie było nie zależy mi na Alexie.-rzucasz, spoglądając na niego. 

-Jasne, jasne.-kiwa głową.-Miłej zabawy.-muska ustami Twój policzek.-Możesz nie wracać do domu na noc.

-Czy Ty mi coś sugerujesz?- unosisz brew ku górze.

-Nie, nie. Wcale.-zaprzecza ruchem głowy. 

Rozchylasz wargi, aby mu odpowiedzieć, jednak przerywa Ci to dźwięk klaksonu. Machasz mu na pożegnanie i znikasz za drzwiami. Omiatasz wzrokiem otoczenie, aby odnaleźć samochód Serba, jednak ten melduje się obok Ciebie na powitanie, muskając ustami Twój policzek. Na Twoje policzki wpływają rumieńce, które starasz się ukryć pod kaskadami blond włosów. Atakujący obdarza Cię promiennym uśmiechem i otwiera przed Tobą drzwi Nissana. Zachwycona przyglądasz się wnętrzu samochodu, odnotowując w niedalekiej przyszłości zakup podobnego. Widać, że dla Atanasijević liczy się wygoda. Kątem oka zerkasz na siatkarza, który skupiony wpatruje się w drogę, kierując swoim cackiem. Musisz przyznać, że czarna koszula doskonale na nim leży i uwydatnia jego umięśnione ciało. Marmurkowe rurki również świetnie się prezentują i współgrają z górą. Zagryzasz wargi, stwierdzając, że wygląda całkiem seksownie i smakowicie. Witańska! Nie szukasz sobie na razie faceta. Nim spostrzegasz a droga mija wam na luźnej rozmowie. Aleksandar perfekcyjnie parkuje pomiędzy słupkami i stawia się przy drzwiach pasażera, aby następnie je przed Tobą otworzyć. Dziękujesz mu nikłym uśmiechem i przy boku atakującego przekraczasz próg budynku. Serb oplata palcami Twój nadgarstek, pociągając Cię w kierunku jego znajomych. Wśród nich dostrzegasz wysokiego szatyna przyodzianego w błękitną koszulę i jasne jeansy, który macha w waszym kierunku. Alex wita się z nim męskim uściskiem, a chwilę później przedstawia was sobie. 

-Srećko.-środkowy wyciąga smukłą dłoń w Twoim kierunku.

-Amelia.-ściskasz jego rękę i posyłasz mu delikatny uśmiech.-Miło poznać. A tutaj od mnie taki skromy prezencik.-puszczasz mu oczko.-Wszystkiego najlepszego.-obdarowujesz go promiennym uśmiechem.

-Mi także. Nie trzeba było, ale dziękuję bardzo.-Lisinac unosi nieznacznie kąciki ust do góry, badając zawartość torebki.-Świetny zapach. 

-Cieszę się, że Ci się podobają.-wskazujesz dłonią na flakonik perfum.

-A gdzie gwiazda wieczoru?-wtrąca się do waszego dialogu atakujący.

-Oto jest i on.-Ivović wskazuje dłonią w stronę wejścia. 

Konstantin Čupković. Momentalnie rozpoznajesz siatkarza, gdyż Alex zdążył Ci o nim nieco opowiedzieć w drodze do klubu. Przyjmujący przedstawia Ci się z czarodziejskim uśmiechem, a Twój towarzysz szturcha Cię z łokcia, oznajmiając Ci na ucho, że chyba wpadłaś mu w oko. Parskasz cichym śmiechem i wskakujesz na wysokie krzesło przy barze, zamawiając drinka. Po chwili sączysz alkohol z kolorowej szklanki, przyglądając się doskonale bawiącym Serbom. W pewnym momencie przerywa Ci to promienna twarz Alexa, który wyciąga rękę w Twoją stronę. Zeskakujesz z krzesła i wędrujesz z nim na parkiet. Postanawiasz się doskonale bawić i wyluzować. Dlatego też już od samego początku poddajesz się rytmom muzyki i ocierasz zmysłowo biodrami o uda atakującego. Atanasijević błądzi dłońmi po Twoim ciele świetnie się przy tym bawiąc. W końcu odwracasz się do niego przodem i posyłasz uwodzicielski uśmiech. Należy Ci się trochę szaleństwa z facetami. Brunet obejmuje Cię w pasie, a Ty seksownie kołyszesz biodrami w rytm piosenki, zarzucając ręce na szyję siatkarza. Nim spostrzegasz a na szaleństwach z 24-latkiem mija Ci cała godzina. Spragniona stawiasz się przy barze, ale tym razem to właśnie atakujący zamawia Ci drinka. Zwilżasz zimnym napojem osuszone gardło i chwytasz Serba za rękę, ciągnąc go z powrotem w kierunku parkietu. Nie przeszkadza Ci tłum poruszających się w tym miejscu ludzi. Ty starasz się seksownie poruszać, aby przywołać na swoje ciało dłonie Serba. W pewnym momencie DJ przerywa składankę energicznych kawałków i po wnętrzu lokalu roznoszą się wolne rytmy. Ty się jednak tym nie przejmujesz i bez skrępowania zarzucasz ramiona na szyję siatkarza. Gdyby nie Twoje wysokie szpilki miałabyś z tym spory problem. Serb tymczasem uśmiecha się cwanie pod nosem i zjeżdża dłońmi na Twoje biodra, co wcale Ci nie przeszkadza. Kołyszecie się subtelnie, nie zwracając uwagi za zebranych wokół was ludzi. Wpatrujesz się z łagodnym uśmiechem wymalowanym na ustach w czekoladowe tęczówki atakującego, które połyskują w kolorowych światłach. On natomiast bada głębokość Twoim błękitnych oczów. Nim zauważasz a jego twarz znajduje się zdecydowanie za blisko. Aleksandar chwyta Twój podbródek w dwa palce i przysuwa bliżej, aby po chwili musnąć ustami Twoje wargi. Rozchylasz je subtelnie, a Serb doskonale wie już co ma robić. Pogłębia pocałunek, który z delikatnego zmienia się w zmysłowy i namiętny. Jego język gładzi Twoje podniebienie, a jego dłonie wędrują po Twoim ciele, wywołując przyjemny dreszczyk. Wplatasz palce w brązowe, gęste włosy, pociągając za ich końcówki. Słyszysz pomruk zadowolenia wydobywający się z jego gardła. Jego usta są tak aksamitne i słodkie. Nim dostrzegasz a znajdujecie się w łazience. Natychmiast odrywasz się od atakującego i wybiegasz z pomieszczenia, a chwilę później z klubu. Wiedziałaś. Wiedziałaś, że będzie chciał Cię tam zaciągnąć. Czułaś to. 

-Jebany bad boy.-prychasz pod nosem, wyciągając z torebki paczkę papierosów. 

Otwierasz opakowanie i chwytasz w palce szluga. Obracasz go w dłoni i po chwili zastanowienia odpalasz. Przymykasz powieki i zaciągasz się wyrobem tytoniowym, wydychając po chwili kłębek dymu. Najgorsze jest to, że Ty pragnęłaś, aby to trwało. Aby jego smukłe dłonie wędrowały po Twoim rozgrzanym ciele, a jego aksamitne usta wyciskały żarłoczne pocałunki na Twoich wargach. Jednak Ty nie jesteś łatwa i nigdy nie będziesz. 


~*~
Hello ^^  Zgodnie z obietnicą jest Alex, a można by nawet stwierdzić, że jest go za dużo :3 Jednak wam to chyba nie przeszkadza, prawda? :D Co sądzicie o zachowaniu Amelii? Pozwoliła sobie na zbyt wiele? Poczuła coś do Alexa czy to tylko i jedynie pożądanie? Koniecznie dajcie znać co o tym sądzicie w komentarzu ;3  Widzimy się w weekend lub w następnym tygodniu ;) Do zobaczenia! Całuje ;* 
PS: Jutro zapraszam na Prevców ;3 




piątek, 8 lipca 2016

Sunny Italy, cz.3

Wypoczęta pozwalasz się unieść swoim powiekom i rozciągasz się leniwie, omiatając wzrokiem pomieszczenie. Z ciekawością zerkasz na wyświetlacz ekranu, a dokładniej w jego prawy róg, odczytując z niego godzinę. 4 rano. Zdziwiona marszczysz brwi i wpatrujesz się jeszcze przez dłuższą chwilę w ekran smartphone, nie dowierzając własnym oczom. Dochodzisz do wniosku, że nie ma sensu wylegiwać się bez celu w łóżku, dlatego też zsuwasz nogi z pościeli i wsuwasz je w japonki. Podchodzisz pod okno i rozsuwasz zasłony, badając wzrokiem panoramę francuskiego miasta. Mimowolnie kąciki Twoich ust wędrują ku górze, gdy błękitne tęczówki obserwują jaśniejące z każdą chwilą niebo i niewielką ilość pędzących paryskimi ulicami samochodów. Po dłuższej chwili odchodzisz od szyby i zatrzaskujesz za sobą drzwi łazienki. Strumień ciepłej wody przyjemnie koi Twoje ciało, a waniliowy żel otula Cię swoją wonią, sprawiając, że Twoja skóra staje się jedwabista i miękka. Rozbudzona opuszczasz kabinę, opatulając się bawełnianym, śnieżnobiałym ręcznikiem. Zaplatasz włosy w luźnego kłosa, wyplątując z niego kilka kosmyków, które opadają Ci po bokach i zabierasz się za twarz. Przemywasz ją odświeżającym tonikiem, a następnie podkreślasz tuszem rzęsy. Zadowolona z efektów opuszczasz pomieszczenie i ponownie zagłębiasz się we wnętrzu pokoju. Narzucasz na siebie czarne leginsy oraz szarą bluzę z Adidasa, a stopy wsuwasz w swoje niezawodne Nike. Na szyi zawieszasz słuchawki, a telefon chowasz do nerki, podłączając do niego wcześniej zestaw słuchawek. Przymykasz za sobą drzwi od swojego lokum i na palcach pokonujesz schody. Pokonujesz próg budynku i w oddali dostrzegasz drewnianą ławeczkę, która staje się Twoim miejsce do rozciągania. Po kilku minutach rozgrzewki ruszasz truchtem w kierunku centrum miasta, chłonąc ulubione przeboje rozbrzmiewające w potężnych, białych słuchawkach. Z nikłym uśmiechem widniejącym na ustach przemierzasz kolejne metry, rozkoszując się atmosferą budzącego się do życia Paryża. Francuzi spoglądają na Ciebie z uznaniem jak i uśmiech, a niektórzy nawet machają Ci wesoło. Nieco zmieszana odwzajemniasz gesty, a kiedy jeden z rodaków prosi Cię o numer telefonu parskasz głośnym śmiechem, kręcąc  z niedowierzaniem głową.

-Wariat.-rzucasz pod nosem roześmiana.

Zmęczona joggingiem stawiasz się w restauracji, gdzie ciepłym uśmiechem wita Cię Marek. Opadasz na jedno z krzeseł znajdujących się przy stole Kamińskiego i zdziwiona omiatasz wzrokiem talerz, który stawia przed Tobą kelner, posyłając Ci czarujący uśmiech. Momentalnie zabierasz się za spożywanie smakowicie wyglądającej sałatki z kawałkiem nieznanego Ci mięsa i posyłasz mężczyźnie łagodny uśmiech. Po kilku minutach naczynie świecie pustkami, a Ty najedzona gładzisz się po brzuchu, narzekając na to, że jesteś chyba zbyt przepadzista. Marek parska cichym śmiechem, spoglądając na Ciebie z niedowierzaniem.

-Proszę bardzo o to Pani kawa.-młody brunet układa na stole błękitną filiżankę.

Kiwasz jedynie głową w geście podziękowania i spoglądasz na Marka z lśniącymi w tęczówkach iskierkami. Jak on Cię doskonale zna. Mieszasz łyżeczką w gorącej cieczy, zgarniając z brzegu piankę i oblizując sztuciec językiem. Mruczysz zadowolona i zatapiasz usta w  napoju, rozkoszując się jej smakiem. Twoje ukochane Latte.

-Dziękuje. -wyszeptujesz, posyłając trenerowi szeroki uśmiech.

-Wypij to i zbieramy się na kort.-rzuca wskazując na naczynie.-Będę u siebie.-opuszcza miejsce i znika za drzwiami lokalu.

                                                                 ***
Tonące w promykach słońca korty, Ty wymieniająca piłki z rywalką i wspierający Cię, trzymający kciuki Marek. Tak można opisać atmosferę przed Twoim pierwszym meczem. Jak się czujesz? Okropnie. Nie umiesz pozbyć się lęku ze swojej głowy, że coś pójdzie nie tak. W końcu tak dawno wybiegałaś na kort. We wczorajszym sparingu z Michałem wszystko było okey, ale to tylko amator. A Twoja rywalka to w końcu utalentowana nastolatka. Strach paraliżuje Cię od środka, sprawiając, że Twoje ruchy stają się nerwowe. Nie umiesz okiełzać swojego ciała, zapanować nad nim. Twoja psychika może tego nie wytrzymać. Nienawidzisz w sobie tej opcji wykrywania, że coś może się nie udać. Musisz pozbyć się takiego myślenia za nim będzie za późno. Gestem dłoni informujesz stojącą po drugiej stronie kortu szatynkę, że potrzebujesz przerwy i zbiegasz na bok. Opadasz na krzesło i przymykasz powieki, biorąc kilka głębokich oddechów. Musisz się uspokoić. Wszystko będzie w porządku. Musisz zwalczyć w sobie ten lęk. Otwierasz oczy i sięgasz po bidon. Upijasz z niego dwa niewielkie łyki i już masz wracać na plac, kiedy Marek chwyta Cię za nadgarstek. 

-Wszystko okay?- jego ciemne tęczówki spoglądają na Ciebie z troską. 

-Nie. Denerwuje się. Boję się, że coś może pójść nie tak.-wyznajesz, spuszczając głowę.-Nie dam rady.

-Chcesz teraz odpuścić?- pyta z niedowierzaniem.-Teraz, kiedy zaszłaś tak daleko, kiedy powróciłaś do formy z przed przerwy. Amelia, wszystko będzie dobrze. Musisz tylko w siebie uwierzyć.-jego łagodny głos koi Twoje roztrzęsione ciało. 

"Musisz tylko w siebie uwierzyć", powtarzasz sobie te kilka słów niczym mantrę w głowie. Przymykasz powieki i ponownie zapełniasz płuca zawartością tlenu. Patrzysz na mężczyznę z obawą, a on jedynie klepie Cię po ramieniu, szepcząc ostatnie zdanie swojej wypowiedzi. Kąciki Twoich ust mimowolnie wznoszą się na wyżyny, a Ty mocniej zaciskasz dłoń na rakiecie. Zrobisz to! Dasz z siebie wszystko. Tak łatwo nie upadniesz. 

-Będę walczyć.-rzucasz pewnie.

-Zuch dziewczyna.-przyznaje z uśmiechem Marek.-A teraz patrz tam.-wskazuje palcem na trybuny.

Posłusznie odwracasz głowę we wskazanym przez niego kierunku i zamierasz. Na jednym z krzeseł dostrzegasz sylwetkę przyjmującego. Mimowolnie na Twoje usta wkrada się uśmiech. Przyszedł tu. Zjawił się tutaj, aby Cię dopingować. Michał macha do Ciebie wesoło, pokazując zaciśnięte do krwi kciuki. Chichoczesz pod nosem i także mu odmachujesz. Podwójnie zmotywowana wracasz na kort. Wymieniasz z rywalką jeszcze kilka piłek, po czym opuszczasz pole gry, aby wysłuchać jeszcze kilka kluczowych wskazówek trenera.

-Serdecznie witam sympatyków tenisa zebranych na Stade Roland Garros! Dzisiaj będzie nam dane obserwować pojedynek niesamowicie utalentowanej nastolatki Samanthy Smith i wracającej po dość sporej przerwie 21-letniej Amelii Witańskiej. Życzę wszystkim emocjonującego widowiska!-po kompleksie sportowym roznosi się głos spikera z Anglii.

Arena zostaje wypełniona gromkimi brawami widzów, którzy przyszli tu w celu podziwiania jakże interesująco zapowiadającego się spotkania. Podskakujesz delikatnie, aby rozgrzać nogi i przymykasz powieki, wypuszczając ze świstem powietrze, udając się w kierunku linii końcowej. Otrzymujesz kilka piłek i jedną z nich zostawiasz, chowając pozostałe do kieszeni sukienki. Odbijasz jaskrawożółtym Wilsonem US Open >>klik<< od ceglanej nawierzchni i ustawiasz się za linią. Bierzesz głęboki oddech i wyrzucasz zza pleców piłkę, uderzając w nią z całej siły rakietą, tym samym wprowadzając ją do gry. Samantha bez problemu to returnuje, a Ty bronisz się bekhendem, który przez nieuwagę Amerykanki wpada w kort. Uradowana zaciskasz pięść i wędrujesz ponownie za linię końcową.

-15:0 Witańska.-dolatuje do Ciebie głos komentatora.

Omiatasz wzrokiem trybuny i odnajdujesz na nich Kubiaka. Posyłasz brunetowi szeroki uśmiech, a on wypina dumnie pierś, szepcząc coś, ale Ty doskonale odczytujesz z jego ust "moja wojowniczka". Mimowolnie kąciki ust wędrują ku górze, a stres opuszcza Twoje ciało. Przełamujesz się. Mur runął. Swobodnie posyłasz kolejny serwis na stronę rywalki, której pozostaje tylko śledzić lot piłki precyzyjnie lądującej na środkowej linii serwisowej.

-30:0 Witańska.-pada informacja z ust spikera.

Zadowolona z siebie ponownie powtarzasz ten sam schemat, ale tym razem Amerykanka przebija piłkę na Twoją połowę, a Ty wykonujesz dropshot. Rywalka jakimś cudem dobiega do piłki i wykonuje wolej, a Ty skrót tuż za siatkę. Uradowana wykonujesz zamach pięścią, spoglądając triumfująco na szatynkę. W jej oczach nie dostrzegasz jednak złości, a podziw.

-40:0 Witańska.-rozbrzmiewa echem po korcie w Paryżu.

Kątem oka zerkasz na Marka, który ściska najmocniej jak się da kciuki. Klniesz cicho, kiedy piłka wpada w siatkę za pierwszym serwisem. Drugi już natomiast przelatuje na pole rywalki, która wykonuje return, na co Ty odpowiadasz forthendem. Amerykanka uderza bekhendem, a Ty kończysz akcje passing shotem wpadającym w linie boczną singlową.

-Gem dla Polki.

Uradowana zbiegasz na krótką przerwę, a gdy zwilżasz gardło zimną cieczą zostajesz poklepana przez Kamińskiego. Układasz usta w łagodny uśmiech i obdarzasz nim trenera. Mężczyzna podaje Ci ręcznik, kłaniając się w pas, a Ty parskasz śmiechem.

-Gem do zera. Niezły początek, mała.-rzuca z łobuzerskim uśmiechem. -A co wcześniej mówiłaś? Bo nie pamiętam.-mruczy.

-Nie ważne.-rzucasz, chichocząc pod nosem.-Lecę!

Tym razem piłkę do gry wprowadza Smith. Bez problemu returnujesz serwis Amerykanki, a ona wykonuje kros. Bronisz się forthendem, a ona punktuje wolejem.

-15:0 Smith.

Skupiona obserwujesz lot piłki posłanej z serwisu, aby dobrze zreturnować, co Ci się udaję. Samantha wykonuje bekhend, na co Ty odpowiadasz drop shotem, który wpada po dwóch kozłach w karo serwisowe równowag.

-15:15 Witańska.

Tym razem Amerykanka załatwia sprawę serwisem, zdobywając as. Nie skupiasz się już na komentarzach spikera, a na grze. Przyjmujesz kolejną piłkę, a ona odpowiada forthendem. Ty bekhendem, który okazuje się być autowy. Nim zauważasz a stosunek seta wynosi 1:1. Klniesz pod nosem utratę skupienia i wściekła opadasz na krzesło. Woda mineralna koi Twoje pragnienie, a także spierzchnięte wargi, natomiast nie koi Twoich nerwów. Kamiński stara się Cię jakoś uspokoić, jednak niewiele mu to daje.
Nim spostrzegasz a z promiennym uśmiechem na ustach schodzisz z kortu, omiatając wzrokiem tablicę wynikową. Jedynka widniejąca przy Twoim nazwisku napada Cię optymizmem. Wiesz jednak, że Amerykanka łatwo nie odpuści. W końcu ten set wygrałaś zaledwie 6:4. Po krótkiej przerwie ponownie meldujesz się na boisku, za linią końcową. Twój autowy serwis wznawia grę. Kolejny jest już lepszy a także zreturnowany przez rywalkę. Ty jednak nie pozostawiasz jej złudzeń na wygranie pierwszej akcji drugiego seta i trafiasz bekhendem. Kolejne akcje pamiętasz niczym przez mgłę. Nerwy powoli dają Ci się we znaki, gdy przestrzelasz, którąś piłkę z kolei. Smith zdecydowanie poprawiła swoją grę, a zdecydowanie serwis, który jest jej asem w rękawie. Ty jednak się nie poddajesz walczysz do końca. Mecz kończysz cudownym smeczem opadającym na środkową linię serwisową. Takim samym wynikiem jak w pierwszym secie kończysz drugą partię i uradowana podskakujesz, piszcząc na całe gardło. Potrzebowałaś tego meczu. To zwycięstwo zdecydowanie doda Ci pewności siebie. Podchodzisz pod siatkę i podajesz dłoń nastolatce, dziękując za niesamowity, pełen walki mecz. Uderzasz dłońmi o rakietę, bijąc sobie samej brawo. Pośpiesznie zbierasz swoje rzeczy z kortu, zarzucając na ramię torbę i kierujesz się w stronę wyjścia. Przejmujesz mazak od kamerzysty i podpisujesz się na nim na szkle sprzętu, posyłając buziaka w jego stronę. Po drodze do szatni udaje Ci się podpisać także kilka kartek i zapozować do kilku zdjęć.

-Byłaś niesamowita!-Kubiak momentalnie zamyka Cię w silnym uścisku, gdy tylko przekraczasz próg szatni.- Nie wierzę, że to Twój pierwszy mecz po przerwie. Kobieto to co wywijałaś na tym korcie było przecudne!-zachwyca się Twoją grą przyjaciel.- A już o Twoich bioderkach nie wspomnę!-porusza znacząco brwiami, klepiąc cię w prawe biodro.

-Michał!-karcisz go, uderzając go dłonią w potylice.-Aua! Chyba jednak masz coś w tej głowie, o dziwo!-stwierdzasz z udawanym zdziwieniem.

-Ha ha ha!-przekomarza Cię siatkarz.-Bardzo śmieszne. Ktoś tu musi zjeść Snickersa, bo zaczyna nam gwiazdorzyć.-mierzy Ci blond włosy.

                                                                       ***
Wypełniona euforią zbiegasz z kortu, dziękując zebranym na sportowym kompleksie kibicom za wsparcie i obecność w postaci lotnych buziaków. Z czekiem i bukietem kwiatów, a także złotym mały pucharem meldujesz się w szatni, gdzie momentalnie zostajesz staranowana przez Dzika. Brunet uradowany otula Cię swoimi silnymi ramionami, muskając ustami Twój policzek i szepcząc ciche "gratulację". Nic nie odpowiadasz a jedynie pojedyncza łza spływa po Twoim policzku, a za nią kolejna. Nim zauważasz, a słona ciecz plami koszulkę Michała, ale przyjmujący nic sobie z tego nie robi. Odsuwa się od Ciebie na niewielką odległość i ujmuję Twoją twarz w swe smukłe dłonie, spoglądając Ci głęboko w oczy. 

-Ej, mała, wszystko okay?-pyta z troską widniejącą w jego ciemnych tęczówkach. 

-Tak, tak.-kiwasz głową.-Po prostu to wszystko... Jest takie niesamowite...-mówisz łamiącym głosem z emocji.-Pierwszy turniej i od razu taki sukces. I ta moja gra na naprawdę wysokim poziomie. Nie spodziewałam się tego, że sukcesy przyjdą tak szybko.-wyznajesz z bladym uśmiechem.

-Byłaś najlepsza. Zasłużyłaś na ten puchar, na tą wygraną.-oświadcza Ci z szerokim uśmiechem.-Zawsze byłaś taka kruchutka. Uwielbiam to w Tobie. Nie jesteś bezuczuciową suką a subtelną, wrażliwą dziewczyną. A sukcesy przychodzą wtedy, kiedy się strasz, kiedy wylewasz z siebie siódme poty, walczysz do końca. Widocznie Ty to wszystko robiłaś.-kolejny cudowny uśmiech posłany w Twoim kierunku

Potakujesz jedynie głową i z nikłym uśmiechem spoglądasz na twarz przyjmującego. Jest cudownym przyjacielem. Zawsze cieszy się z Twoich osiągnięć, pociesza po porażkach, skrzyczy kiedy trzeba, ale także pochwali, gdy na to zasługujesz. Kochasz go. Jest cudownym człowiekiem. Kubiak ściera ostatki Twoich łez i chwyta Cię pod ramię, pociągając w stronę prysznica.

-Masz 5 minut, a jeśli z niej nie wyjdziesz punktualnie wtargam tam i wydzieram Cię z niej siłą.-oświadcza ze śmiertelną powagą, wskazując palcem na drzwi łazienki.-Porywam Cię na miasto.

Chichoczesz pod nosem i biegiem znikasz za drzwiami łazienki.

                                                                        ***
Z nikłym uśmiechem na ustach wpatrujesz się w panoramę rozciągającą się pod samolotem, machając delikatnie dłonią w geście pożegnania z Paryżem. Miastem, które okazało się naprawdę ważnym w Twoim życiu jak i karierze. Byłaś już pewna, że podjęłaś dobrą decyzję, wracając do tenisa. To było Twoją pasją i to z nią chciałaś przemierzać życie. Zadowolona spoglądasz na Marka, który klepie Cię po ramieniu i posyła ciepły uśmiech, oświadczając, że jeszcze kiedyś tu wrócisz. Masz taką nadzieję. Zagłębiasz się w ukochanych przebojach i nim zauważasz a na Twoich policzkach pojawia się słona ciecz. Nie są to jednak łzy bólu, ale szczęścia. Spełniłaś jedno ze swoich marzeń. 

Niczym proca wystrzelasz z samolotu, zostawiając na pastwę losu walizkę. Biegniesz ile sił w nogach, ignorując za sobą nawoływania trenera. Wypełniona euforią wpadasz w silne ramiona przyjaciela, zarzucając ręce na jego szyję. Toniesz w jego uścisku, wdychając do nozdrzy doskonale znany Ci zapach. Słyszysz przy uchu jego cichy śmiech, co powoduje, że Twoje kąciki ust momentalnie zastygają na wyżynach. Tęskniłaś. Tęskniłaś jak cholera za tymi ramionami, tym słodkim chichotem, tymi intensywnymi perfumami. Odrywasz się od blondyna i posyłasz mu promienny uśmiech. 

-Wróciłam skarbie.-oświadczasz wesoło.-Znowu będziesz się musiał ze mną męczyć.-śmiejesz się cicho.

-Kocham to.-obejmuje Cię ramieniem.

-Witańska, do jasnej anielki! Ty kiedyś głowę zgubisz! Cholera! Ma te 21 lat, a zachowuje się jak 16-latka! -wydziera się Marek.-Pilnuj ją młodzieńcze,pilnuj.-zwraca się tym razem do Twojego towarzysza. -A Ty młoda, bierz mi to cholerstwo.-stawia przed Tobą bagaż. 

Parskasz głośnym śmiechem i chwytasz rączkę od walizki uprzednio, muskając ustami policzek Kamińskiego. Dziękujesz mu za ten wspaniały pobyt w stolicy Francji i żegnasz się z nim.

-Do zobaczenia za dwa tygodnie, mała!-wykrzykuje za Tobą.

-Do zobaczenia!

-Byłaś cudowna, blondi! Skopałaś im tyłki!-pociera Twoje ramię Antek, uśmiechając się do Ciebie szeroko.-A kaska z czeku pójdzie na roczny zapas pizzy!-szczerzy się głupio.

-No chyba Cię coś boli, Kowalski!-uderzasz go pięścią w ramię.

~*~
Tak oto zakończyła się dla Amelii przygoda z Paryżem ^^ Zwycięsko i bogato :D Przepraszam, że brak tutaj Alexa, ale już w kolejnym odcinku postaram się, aby się pojawił ;) Mam nadzieję, że ten rozdział się wam jednak podoba. Jakieś dwie części do końca na moje oko ;) Dziękuję za komentarze pod dwójką i proszę o opinię tutaj ;3 Pozdrawiam i do zobaczenia! ;* 




wtorek, 5 lipca 2016

Sunny Italy, cz.2

Z minimalnie uniesionymi kącikami ust krzątasz się po sypialni przystrojonej ciepłymi barwami karmelu znajdującymi się na ścianach oraz białym zestawem mebli w poszukiwaniu ulubionej bluzki. Klniesz cicho pod nosem, mierząc wzrokiem zawartość szafy. Uradowana wyławiasz zgubę z dna mebla, przyciągając ją do nosa, aby sprawdzić czy jest świeża. W tym momencie do Twoich uszu dociera doskonale znany Ci uroczy, cichy chichot. Momentalnie obracasz się na pięcie i zauważasz opartego nonszalancko o framugę drzwi właściciela mieszkania. Posyłasz w jego stronę kapcia, jednak blondyn w porę uchyla się przed butem i parska niepohamowanym śmiechem.

-Jak zawsze uporządkowana i zorganizowana.-rzuca z przekąsem. 

-Odezwał się perfekcyjny pan domu.-prychasz, układając bluzkę w walizce. 

Wymijasz przyjaciela w progu i udajesz się w kierunku łazienki. Pośpiesznie chwytasz w dłoń przygotowaną już wcześniej turkusową kosmetyczkę oraz ukochany żel pod prysznic wraz z szamponem i zatrzaskujesz za sobą drzwi pomieszczenia. Przyniesione rzeczy wrzucasz do walizki, a lądują w niej także niezawodne Nike, w którym niebiańsko biega Ci się po kortach oraz dwie ostatnio czytane przez Ciebie książki. Zadowolona z siebie, że pakowanie poszło Ci naprawdę zwinnie zasuwasz bagaż i zrzucasz go na podłogę. Dumnie wypinasz pierś w kierunku przyjaciela, który z zadziornym uśmieszkiem mierzy Ci blond włosy. Nim czym dziecko, któremu zabrano ulubioną zabawkę splatasz ręce na piersiach i fukasz na niego złowrogo. 

-Skończyłaś mam rozumieć?-przerywa panującą pomiędzy wami ciszę. 

-Jasne.-kiwasz głową.

-W takim razie zapraszam do kuchni na pożegnalny obiadek.-gestem dłoni wskazuje Ci, abyś opuściła pomieszczenie. 

Posłusznie przymykasz za sobą drzwi od Twojego królestwa, a właściwie tymczasowego pokoju i podążasz w kierunku okupowanej przez Antka w większości czasu części domu. Opadasz na jedno z krzeseł przy drewnianym stole okrytym kwiatowym obrusem i omiatasz wzrokiem zawartość talerza spoczywającego przed Tobą. Oczy niemal Ci się błyszczą, kiedy Twoje czarne jak węgiel tęczówki zauważają stertę frytek oblanych przez sos czosnkowy i keczup. Sądziłaś, że mieszkanie z Kowalskim to będzie istna katorga, gdyż czasami potrafi naprawdę dobitnie Cię zirytować, a tymczasem to jest raj na ziemi. Momentalnie wydymasz dolną wargę, gdy zdajesz sobie sprawę nie możesz pochłonąć tego jakże wyglądającego smakowicie dania. 

-Antoś, ja nie mogę.-szepczesz, spuszczając głowę.

-Nie rób mi tego! Nastałem się przy kuchni dobre dwie godziny, aby wszystko perfekcyjnie smakowało.-jęczy. 

-Dziękuję. Doceniam to, ale jak się trener dowie jakie bomby kaloryczne jadam to mnie na zbity pysk z samolotu wyjebie.-rzucasz, spoglądając na opartego biodrami o kuchenny aneks blondyna. 

-Aż tak źle na pewno nie będzie.-śmieje się pod nosem.-No wsuwaj mała, bo jak nie to ja Ci z chęcią pomogę.-puszcza Ci oczko. 

-Mówiłam Ci już, że Cię kocham?-wpatrujesz się w blondyna z szerokim uśmiechem  i lśniącymi tęczówkami.

-Nie przypominam sobie.-drapie się po głowie.

-Blondasku, kocham Cię.-podrywasz się z miejsca i muskasz ustami jego policzek.


                                                                  ***
Pozbawionymi blasku ciemnymi tęczówkami spoglądasz w lazurowe oczęta blondyna, zdając sobie sprawę z tego, że właśnie nadszedł moment waszego pożegnania. Zarzucasz ręce na szyję Antka i przymykasz powieki, chłonąc zapach jego nieziemskich perfum, które otrzymał od Ciebie na ostatnie urodziny. Kowalski zamyka Cię w szczelnym uścisku, prosząc o stały kontakt. Kiwasz jedynie głową i odrywasz się od przyjaciela, układając kąciki ust w nikły uśmiech, jakim go obdarzasz. Blondyn muska ustami Twoją skroń, prosząc Cię, abyś uważała. Chwytasz w dłoń rączkę od walizki i powoli podążasz w kierunku czekającego na Ciebie samolotu. 

-Skop im tam tyłki, blondi!-wykrzykuje za Tobą, a Ty mimowolnie uśmiechasz się pod nosem.

Obracasz się na pięcie i machasz blondynowi na pożegnanie, a on odwzajemnia Twój gest. Meldujesz się obok trenera, który gestem dłoni wskazuje, abyś zapakowała się na pokład maszyny. Posłusznie stawiasz się we wnętrzu samolotu, odszukując swojego miejsca. Chwilę później dołącza do Ciebie starszy mężczyzna. Marek klepie Cię z ciepłym uśmiechem po ramieniu, oświadczając, że naprawdę tęsknił za waszymi wspólnymi wyjazdami. Mimowolnie kąciki Twoich ust wzbijają się na wyżyny i układają w subtelny uśmiech. Przyznajesz mu rację, informując, że jesteś w pełni gotowa na trudy tego sezonu. Waszą pogawędkę przerywa głos stewardessy, która prosi o zapięcie pasów bezpieczeństwa. Posłusznie wykonujesz polecenie i nasuwasz na uszy potężne, białe słuchawki, aby odciąć się nieco od świata. Poprawiasz pozycję i opierasz głowę o szybę, przymykając delikatnie powieki. Z playlisty wybierasz najłagodniejszy kawałek, czyli Touch Shury nieco zremisowane. Czujesz delikatnie szarpnięcie, co oznacza, że rozpoczyna się Twoja przygoda. Samolot wznosi się w powietrze, obierając kierunek na centrum Francji.

-Paryżu nadchodzę.-szepczesz, uśmiechając się pod nosem.

Omiatasz wzrokiem panoramę rozciągającą się pod maszyną, a także rzucasz okiem na kłębiaste, śnieżnobiałe chmury.  Twoje myśli mimowolnie schodzą na kierunek Antka. Co byś zrobiła, gdyby tego cudnego blondyna nie było przy Tobie? Gdzie byś się teraz podziała? Dzięki niemu zdecydowałaś się postawić matce i dzięki jego osobie możesz teraz realizować swoje marzenia, a nie być uwięziona w związku bez uczucia. Jesteś mu niezmiernie wdzięczna. Los jednak potrafi być dla Ciebie łaskawy. Jak dobrze, że pchnął Cię właśnie na takiego faceta jak Kowalski. Masz tylko nadzieję, że w końcu odnajdzie swoją połówkę. Nie raz narzekał Ci na samotność. Każda dziewczyna jaka zagościła w jego mieszkaniu już do niego nie wracała. Nie mialaś pojęcia czemu. Blondyn był naprawdę świetnym facetem. Nie brakowało mu uroku osobistego, posiadał poczucie humoru, którym umiał rozweselić jej nawet najgorszy dzień, czarujący uśmiech, którym zarażał w niesamowity sposób i odrobinkę dziecinnej błogości, za którą go uwielbiałaś. Czymże byłaby codzienność bez jego ataków łaskotek czy bitwy na poduszki minimum raz dziennie. Witańska po tej jakże feralnej sytuacji nie próbowałaś się z Tobą skontaktować. Byłaś jej jedyną córką i przyniosłaś jej wstyd przed całym miastem. Równie dobrze mogła się Ciebie już dawno wyrzec. Czy to zrobiła? Nie masz pojęcia. Nie masz zamiaru usłyszeć jej głosu przez najbliższe kilka miesięcy, a co dopiero spotkać się twarzą w twarz. Jest Ci doskonale przy boku Twojego przyjaciela i niech tak pozostanie jak najdłużej.

Wypoczęta pozwalasz unieść się powiekom, rozciągając się leniwie. Kamiński posyła Ci szeroki uśmiech, oświadczając, że przekroczyliście właśnie francuską granicę i za kilka minut będziecie podchodzić do lądowania. Kiwasz na te słowa jedynie głową i zsuwasz z uszu słuchawki. Omiatasz wzrokiem otoczenie i postanawiasz się nieco ogarnąć. Z podręczną torbą udajesz się w kierunku łazienki. Pośpiesznie zmieniasz odzienie i przeglądasz się w lustrze. Subtelna, koronkowa, śnieżnobiała  sukienka sięgająca Ci do połowy ud idealnie komponuje się z białymi sandałkami na sporej koturnie a także z kłosem, który kilka minut wcześniej zaplotłaś. Zadowolona z siebie poprawiasz jeszcze rzęsy czarną maskarą i powracasz na swoje miejsce. Trener gwizda na Twój widok, a Ty kręcisz roześmiana głową, sprzedając mu kuksańca w żebra. Marek jest przyjacielem Twojego ojca i gdy tylko zauważył Twoją pasję do tego sportu wziął Cię pod swoją opiekę, za co jesteś mu niezmiernie wdzięczna. Świetnie się dogadujecie i traktujecie jak przyjaciele. Uradowana odpinasz pas, kiedy maszyna styka się z ziemią i chwytasz w dłoń swoją torbę, kierując się w stronę wyjścia. Po dłuższej chwili otrzymujesz swój bagaż i przy boku Kamińskiego oczekujesz na przybycie taksówki. Kilka minut później oczarowana podziwiasz migoczący za oknami samochodu krajobraz, co chwila zachwycając się budynkami i dzieląc się tym z Markiem. Mężczyzna chichocze pod nosem, przyznając Ci rację. Zachowujesz się jak małe dziecko udające się po raz pierwszy na plac zabaw.

Uradowana opuszczasz środek transportu i ciągniesz za sobą walizkę, szybkim krokiem przemierzając odległość dzielącą Cię od drzwi wejściowych hotelu. W końcu przekraczasz próg budynku i zmęczona opadasz na kanapę umieszczoną  w holu. Marek kręci ze śmiechem głową, podchodząc do recepcji. Odbiera klucz do waszych pokoi i po chwili macha Ci kawałkiem metalu przed oczami. Momentalnie podrywasz się z mebla i zgarniasz kluczyk do swojego lokum, rzucając się niemal biegiem w stronę zamykającej się windy. Oddychasz z ulgą, kiedy przytrzymuje Ci ją pewien mężczyzna i unosisz głowę, aby mu podziękować, kiedy rozpoznajesz w nim Twojego byłego przyjaciela. Brunet spogląda na Ciebie zdziwiony i przeciera oczy z oszołomienia. Ty także nie dowierzasz własnym. Słyszałaś, że chłopcy grają kurniej w Nancy, ale nie miałaś pojęcia, że będziecie zakwaterowana w tym samym hotelu.

-Michał?!-rzucasz w końcu, omiatając wzrokiem sylwetkę siatkarza.

-Amelia?! Co Ty tutaj robisz?!-świdruje Cię spojrzeniem.

-Rozgrywam zawody. Właśnie dopiero co przyjechałam.-odpowiadasz zgodnie z prawdą.-Tyle czasu Cię nie widziałam.

-Oj mała. Tęskniłem.-mruczy, zamykając Cię w szczelnym uścisku.

-Ja też.-przylegasz do niego, chłonąc jego bliskość.

Milczycie, ale cisza panująca między wami nie jest uciążliwą. Zwyczajnie napawacie się swoją obecnością. W końcu od czego możecie zacząć? Nie widziałaś się z Miśkiem dobre 6 lat. Przy boku przyjmującego przemierzasz hotelowy korytarz, próbując mu wciąż wyrwać walizkę, którą od Ciebie przechwycił. Po dłuższej chwili odpuszczasz i podajesz mu numer swojego pokoju.

Z widniejącymi na nosie okularami przeciwsłonecznymi i delikatnym uśmiechem na ustach przemierzasz paryskie uliczki, opowiadając Michałowi o tym co wydarzyło się podczas minionych lat. Siatkarz z zaciekawieniem przysłuchuje się Twoim opowieściom i także dorzuca od czasu do czasu coś od siebie. Zauważasz w jego ciemnych tęczówkach radosne iskierki, kiedy dzieli się z Tobą osiągnięciami swojej córeczki. Widać, że Pola jest jego oczkiem w głowie. Zaprasza Cię także na turniej finałowy Ligi Światowej w Krakowie, a później na kawę wraz z Moniką. Wstępnie przyjmujesz zaproszenie, informując go także o tym, że może to ulec zmianie. Brunet kiwa jedynie głową i wyjaśnia Ci powód dla jakiego milczał przez ten szmat czasu. Ty także przepraszasz go za ciszę z Twojej strony i obiecujesz się poprawić. Twoje kąciki momentalnie wzbijają się na wyżyny, kiedy Twoim oczom ukazuje się kort tenisowy.

-To właśnie tutaj.-informuje Cię trener.

-Okay. To od czego zaczynamy?-rzucasz okiem na mężczyznę, zsuwając z nosa okulary.

-Rozgrzej się, a później meczyk z Michałem.

-Marek, żartujesz sobie ze mnie, prawda?-splatasz ramiona na piersiach, spoglądając na Kamińskiego podejrzanie.

-Nie. Taki był plan od początku, a że się spotkaliście to ułatwiło mi to sytuację.-posyła Ci promienny uśmiech.

-No mała, dajesz.-zagrzewa Cię do działania Dziku, klaskając ze śmiechem w dłonie.-5 kółeczek i gramy.-szczerzy się głupio brunet.

-No chyba Cię coś boli.-prezentujesz mu język.

W odpowiedzi słyszysz tylko jego głośny rechot i szept w stylu " nic się nie zmieniła". Posłusznie udajesz się jednak do szatni i zmieniasz strój. W białym cropie i spodenkach tego samego koloru naciągasz mięśnie nóg oraz dłoni  i wykonujesz kilka przysiadów, po czym zabierasz się bieg. Truchtem przemierzasz obiekt podczas pierwszego okrążenia, po czym przechodzisz do sprintu w kolejnych czterech. Zdyszana zatrzymujesz się i opadasz na ziemię, przysysając się do bidonu z wodą. Zwilżasz wargi zimną cieczą i podrywasz się z miejsca, chwytając w dłoń rakietę. Gestem dłoni zapraszasz Kubiaka na kort i posyłasz mu promienny uśmiech, rzucając, aby szykował się na porażkę. Brunet kręci roześmiany głową i rozpoczyna mecz od serwisu. Bez problemu returnujesz jego serwis, a on odwdzięcza Ci się forthendem. Ty jednak odpowiadasz mu bekhendem. Dzik jak w siatkówce walczy do upadłego i posyła forhend na Twoją stronę. Wykonujesz wolej a on broni się passin shotem. Zaciekle walczysz z przyjmującym i wykonujesz polecenie trenera, a mianowicie bekhend. Michał daje Ci odpowiedź forthendem. Drop shot w Twoim wykonaniu wpada w karo serwisowe przewag, kończąc akcję. Uradowana spoglądasz na siatkarza z satysfakcją i uśmiechasz się tryumfująco. To była ciężka akcja. Pierwszy punkt zostaje zapisany na twoim koncie. Ocierasz pot z czoła opaską znajdującą się na Twoim prawym nadgarstku i ustawiasz się do odebrania serwisu. Przyjmujący wyrzuca piłkę zza pleców i uderza w nią rakietą, posyłając ją w Twoją stronę precyzyjnie w linię. Zdziwiona omiatasz wzrokiem sylwetkę Kubiaka, a ten parska głośnym śmiechem.

-Suprise, mada faka!- wykrzykuje roześmiany.

-Już ja Cię tu załatwię Dziczku.-grozisz mu palcem.

Przyjmujący wskazuje palcem tablicę wynikowa na której widnieje już 15:15. Wstrząsasz ramionami i wystawiasz mu język, przygotowując się do przyjęcia. Tym razem dane jest Ci returnować, a Michał posyła woleja. Odpowiadasz mu forthendem, a on kończy akcje z smeczem ze środka boiska. Klniesz siarczyście pod nosem na skromną osobę Michała, słysząc jego cichy chichot. Widocznie umie doskonale czytać z ust. 15:30 dla Dzika. Wyciągający serwis w wykonaniu bruneta, który ty jakimś cudem przyjmujesz, skrót i Kubiak górą. 15:40. Zirytowana mocniej oplatasz dłońmi rakietę i przymykasz oczy, biorąc głęboki oddech.

-Spokojnie, to tylko trening.-szepcze Marek.

Kiwasz głową i skupiasz się na piłce lecącej wprost na Twoją sylwetkę. Uch! Ma nad Tobą przewagę wzrostem i silniejsze uderzenie, więc to doskonale wykorzystuje. Ty jednak zaskakujesz go wolejem, a on jedynie returnuje. Nikły uśmiech wkrada się na Twoje malinowe usta, kiedy posła z bekhenda piłka wpada w pole Michała. Tryumfująco zaciskasz pięść i potrząsasz nią. 30:40. Serwis Kubiaka, ret w Twoim wykonaniu, bekhend, wolej posłany na jego połowę,smecz, który był dla niego zwycięski kilkanaście minut temu, tym razem na Ciebie nie działa, forthend posłany z Twojej rakiety i zwycięski bekhend Dzika.

-Gem dla Michała.-ogłasza Kamiński.

Zmęczona opadasz na krzesło i sięgasz po bidon. Zwilżasz gardło wodą mineralną, likwidując pragnienie i przecierasz twarz ręcznikiem. Przymykasz powieki i motywujesz się w głowie, po czym wracasz na kort. Nim zauważasz a set kończy się zwycięstwem Miśka 6:2. Druga partia jest zdecydowanie lepsza od pierwszej i udaje Ci się nawet zapisać na swoim koncie kilka asów serwisowych. Jednemu z nich kończysz drugiego seta. Mniej piłek ląduje w aucie, a więcej w boisku. 

Pierwszy gem trzeciego seta rozpoczyna serwis Kubiaka. Return w Twoim wykonaniu i efektowny wolej Michała kończy akacje. 15:0. Kolejny serwis returnujesz bez problemu. Siatkarz przerzuca forthend na Twoje pole, a Ty bronisz się bekhendem. Pośpiesznie dobiegasz do skrótu i Twój wolej przelatuje nad siatką. Michał także popisuje się kondycją i odpowiada forthendem. Ty nie pozostajesz mu dłużna i bekhend wędruje z pod Twojej rakiety. Znowu ta sama wymiana i kros Twojego przyjaciela, który wpada w boisko. 30:0. Igrasz sobie Kubiak. Returnem zdobywasz punkt po serwisie i puszczasz oczko w kierunku siatkarza. 30:15. Returnujesz, odpowiedź ze strony Michała w postaci bekhanda. Kros przerzucony na drugą stronę siatki, forthend posłany przez bruneta, bekhand wykonany przez Ciebie. Wolej, który bronisz bekhandem, forthend Kubiaka. A tą wyczerpującą wymianę kończysz precyzyjnym skrótem posłanym w środkową linię serwisową. 30:30.

-Tak dalej, Am!-wykrzykuje Marek.

Opowiadasz trenerowi promiennym uśmiechem i przygotowujesz się do returnu. O dziwo Michał popełnia pierwszy podwójny błąd serwisowy. 30:40. Po chwili jednak posyła wyciągający serwis, a Ty returnujesz go, a piłka o dziwo po dwóch kozłach wpada w pole. Gem dla Ciebie. Nim dostrzegasz, a trzeci set zbliża się ku końcowi. Podrzucasz piłkę zza pleców i z całej siły uderzasz w nią strunami rakiety. Piłka precyzyjnie opada na karo serwisowe równowag. Uradowana podskakujesz, a Kubiak parska cichym śmiechem. Kolejny serwis w jego kierunku Dzika, odpowiedź za pomocą bekhendu i skrót, który wpada w boisko siatkarza.

-2:1 zwycięża Ama!- oświadcza radośnie Marek i przybija z Tobą piątkę.-3:6 mała! Pokazałaś klasę!-klepie Cię z uznaniem po plecach.

-Dzięki!-odpowiadasz ze szczerym uśmiechem.-A Ty śmieciu na kolana i bij pokłony.-rzucasz w kierunku przyjmującego, chichocząc pod nosem.

-Nawet na to nie licz złotko.-śmieje się pod nosem Kubi.-Gratulacje! Byłaś lepsza.-zamyka Cię w przyjacielskim uścisku.-Jestem z Ciebie dumny, mała. Zrobiłaś niesamowite postępy przez te 6 lat.-szepcze Ci do ucha, a kąciki Twoich ust mimowolnie wzbijają się na wyżyny.

-Dziękuję Misiek. Za ten mecz i miłe słowa.-muskasz ustami jego policzek.

-To dla mnie zaszczyt i przyjemność.-ukłonił się przed Tobą, a Ty parsknęłaś głośnym śmiechem.-Padam.

-W takim razie oboje pod prysznic i zapraszam was na mrożoną kawkę. Akumulatorki trzeba podładować.-puszcza wam oczko Marek.

Wymieniacie jedynie jednoznaczne spojrzenia i pędem ruszacie w stronę szatni. Kubiak rozpycha się niemiłosiernie i to on jako pierwszy zajmuje prysznic. Rozbijasz obóz pod drzwiami łazienki i wytrwale czekasz aż w ich progu stanie brunet. W końcu je Ci dane ujrzeć go przebranego i wycierającego wilgotne jeszcze włosy. Puszcza Ci oczko i postanawia poczekać na dworze. Ty tymczasem pozwalasz poddać się chwili relaksu. Strumień gorącej wody wydostający się z natrysku przyjemnie drażni Twoją subtelną skórę, a żel wypełnia swoją wonią Twoje nozdrza. Chwilę później uśmiechnięta i odświeżona z torbą na ramieniu opuszczasz pomieszczenie. W towarzystwie mężczyzn siedzisz w przytulnej, francuskiej kawiarni, delektując się ukochanym przez Ciebie mrożoną Latte z podwójną pianką. Spowiadasz się im z przykrego incydentu mającego miejsce we Włoszech i nieco narzekasz na Antka, który nieraz naprawdę daje Ci w kość. W większej mierze zachwycasz się jednak tutejszą atmosferą, pięknem Paryża i dzielisz się także obawami przed jutrzejszym meczem.

~*~
Jest i druga część ;) Szczerze powiedziawszy średnio jestem z niej zadowolona, ale może wam przypadnie ona do gustu. Tym razem dane nam było poznać rąbek codzienności Amelii jak i nieco życie od strony jej pasji. Spotkała ona swojego dawnego przyjaciela w postaci Michała i rozegrali razem naprawdę na wysokim poziomie mecz ;) Mam nadzieję, że was tym opisem spotkania nie zanudziłam. Wybaczcie mi proszę wszystkie błędy, gdyż zwyczajnie nie ogarniam tenisa, ale starałam się to jakoś napisać :D Bardzo dziękuję za pomoc Agacie i to jej dedykuję ten rozdział ;* Dziękuję także za wszystkie komentarze i proszę o jeszcze więcej ;3 Możecie je też dodawać z anonima :D Całuję i do zobaczenia ;* 
PS: Zapraszam także na Pero i jego braci ;3 >>klik<<